Translate
piątek, 29 listopada 2013
Ważne !
Pojawił się mój drugi blog, gdzie umieszczane są wszystkie moje wiersze inspirowane 1D. Zarówno w wersji polskiej jak i angielskiej. Mam gorącą prośbę, pomóżcie mi go rozpowszechnić! Oto adres: http://poetry-for-one-direction.blogspot.com/ . Bezpośrednie przejście na stronę znajdziecie również w zakładkach pod nazwą: "1D poems by me". Liczę, że choć raz tam zajrzycie ;D Enjoy Xx
Chapter#31 Dopóki życie będzie miało sens... Ja będę żył, aby mieć Ciebie.
*Oczami Melissy*
- Um.. Jasne, wejdź do środka. - rzekłam niepewnie do chłopaka.
Harry przekroczył próg ostrożnie, jakby się bał zastać kogoś jeszcze. Wyglądał na bardzo spiętego... Widać, coś leżało mu na sercu i coś czuję, że wcale nie chodzi tu o Louisa.
- Wybacz, jeśli przeszkodziłem... - mruknął pod nosem.
- Nie no coś Ty. - odparłam, posyłając delikatny uśmiech. - Oglądaliśmy tylko film.
Loczek odwzajemnił mój gest, po czym nieco pewniejszym krokiem udał się do salonu. Gdy po chwili do niego dołączyłam, zorientowałam się, że w pokoju brakuje mi jeszcze lazurowych tęczówek.
~ Znowu to samo.. Lou, nie pomagasz...~
Postawiłam na stoliku ciepłą herbatę i ciastka a następnie zajęłam miejsce w wygodnym fotelu, bezpośrednio naprzeciw swojego gościa.
Chwilę, która właściwie trwała dla mnie niczym wieczność, spędziliśmy w milczeniu. Mnie pozostawało obserwowanie chłopaka, który wbił swe spojrzenie w podłogę.
~ I co tu robić?~
Odchrząknęłam, licząc na to, iż wyrwę w ten sposób Loczka z jego zamyślenia. Bezskutecznie. Ponowiłam próbę, tym razem nieco głośniej. Udało się.
Harry spojrzał na mnie zmieszany, po czym szepnął.
- Mel... Widzisz.. Ja... Ja muszę Ci o czymś powiedzieć.
- Zamieniam się w słuch. - odparłam poważnie.
~Najwyższa pora.~
*Oczami Harry'ego*
Głośno przełknąłem ślinę, nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć. Zacząłem żałować tego, że w ogóle tu przyszedłem. I chciałbym jej powiedzieć, jak mocno moje serce tęskni za jej każdego wieczoru. Ale coraz bardziej myślę, że to chyba jednak nieodpowiednia pora.
- Harry? ...
Mel jest uparta. I spostrzegawcza. Tak łatwo nie odpuści.
- Ha-aa-rry...
~Cholera, cholera, cholera.~
- Harold. - rzekła nieco surowszym tonem.
W zasadzie zachciało mi się śmiać, bo jej powaga i sposób, w jaki wypowiedziała me imię był mimo wszystko uroczy. Ale dobra, wróćmy do rzeczywistości. Już wiedziałem, co jej powiedzieć.
- Bo widzisz, mam taki właściwie pomysł odnośnie Corwina.. - zacząłem spokojnie.
- Ach... - westchnęła. Czyżby oczekiwała ode mnie czegoś innego? - Chcesz go zmusić do zeznań?
- No a jak myślisz. - Odparłem bardziej zdecydowanie. - Zachował się jak smarkacz, więc niech okażę choć strzępy honoru i poniesie odpowiedzialność za to, co zrobił.
- Zgadzam się, jednak.. Jak chcesz go przekonać? Przecież nas za nic nie posłucha. Nie pamiętasz, co zrobił Niallowi? - westchnęła bezradnie.
- Doskonale pamiętam i krew we mnie buzuję na samą myśl, że mnie wtedy tam nie było. Dobrze, że pojawił się Lou... No i właśnie... Myślę, że to Lou przekona Corwina do tego, by się przyznał.
- Lou? - Mel na chwilę wstrzymała oddech. - Niby w jaki sposób? Zastraszy go?
- A żebyś wiedziała. - odparłem dumnie.
- Chyba się naoglądałeś za dużo horrorów Hazz. - rzekła widocznie rozbawiona. - Louieh jest zbyt wesołkowaty i miły, by zgrywać przerażającą zjawę.
- Może i masz rację, ale hej, nikt tu nie mówi, by budził co noc tego palanta z kosą w ręku.
Na te słowa obydwoje wybuchliśmy śmiechem. Sam nie mogłem powstrzymać rechotu wyobrażając sobie naszego amatora marchewek z insygniami śmierci. Melissa o mało co nie zsunęła się z fotela, łapiąc się za brzuch. Uwielbiałem ją wtedy obserwować, tak słodko się śmiała...
- To w takim razie co miałby zrobić? - zapytała z nienacka.
- Wpadłem na to, gdy zacząłem "korespondować" z Louisem. Mógłby napisać jakiś poważny list, w którym jasno dałby do zrozumienia, że żąda przedstawienia prawdy. I nie przestanie, go dręczyć, póki tamten się wreszcie nie przyzna.
- Genialne! - pisnęła radośnie Mel. Jednak jej entuzjazm zniknął równie szybko, co się pojawił. - Ale w sumie jak ten list zobaczy, to go pewnie nie otworzy, tylko od razu wyrzuci...
- Dlatego Lou napisze kilka kopii, i gdy tamten kretyn pozbędzie się jednej, Lou podrzuci mu drugą. - dodałem, zadowolony z siebie.
- Boże, jesteś niesamowity! Sama nie wymyśliłabym tego lepiej! - zaszczebiotała, po czym ucałowała mnie w policzek.
Siedziałem chwilowo jak wryty. Poczuć jej wilgotne i delikatne usta na mojej skórze. Coś nieziemskiego... I pomyśleć, że mnie muszą wystarczyć chwile takie, jak ta. Podczas, gdy Louis...
~Nie wytrzymam dłużej. Chcę, by wreszcie zrozumiała. Musi wiedzieć...~
- Mogę Cię o coś zapytać? - mój ton nabrał nieco powagi. A może raczej bólu? ..
- Ależ oczywiście. - odparła, wciąż wielce rozradowana brunetka.
- Co byś powiedziała o tym, że istnieje ktoś, kto znajduje się na Twoim miejscu? W sensie, że jest w tak samo skomplikowanej miłości...
Mel zastanowiła się przez chwilę. Jednak zaraz na jej twarzy zagościł ten sam dziewczęcy uśmiech, a policzki oblały się różowiutkim odcieniem.
-Wiesz, Harreh, nie sądzę by ktoś mógłby się do mnie przyrównać. Moja miłość i Lou jest zupełnie czymś innym. Bo nadaje nowy sens mojemu życiu a mimo wszystko zadaje i ogromny ból, wiedząc, że kiedyś mnie opuści. To jak historia z filmu... Myślisz, że mogłoby istnieć jeszcze bardziej szalone uczucie?
Byłem... Byłem rozczarowany. I zły. Pierwszy raz odczuwałem szczerą złość do tej dziewczyny. Ona była ślepa. Zaślepiona więzią z Lou.
- Myślę, że tak. - Odrzekłem obojętnie. - Bo nie ma nic gorszego śnić o osobie, której serce jest już zajęte. Nie ma gorszego uczucia wiedząc, że ten związek wreszcie ją złamie a Ty będziesz tym na boku, który nie będzie mógł nawet użyczyć swego ramienia.
Mel zamilkła i zaczęła przyglądać mi się uważnie. A ja, pełen wewnętrznej rozpaczy, ciągnąłem swój monolog najbardziej oschłym tonem, na jaki tylko mogłem się zdobyć.
- Dostrzegasz tylko siebie i Lou. Robisz z waszego związku miłość wręcz męczeńską. A mogłabyś wreszcie dostrzec, że nie jesteś jedyna. Że jest ktoś, kto cierpi równie mocno, a powiedziałbym nawet, że bardziej od Ciebie. - powiedziałem, po czym zerwałem się z miejsca i bez słowa wyszedłem od niej z domu, zatrzaskując za sobą drzwi.
~Zachowałem się jak palant. Ale słów już nie cofnę...~
*Oczami Melissy*
Stałam jak otępiała i wpatrywałam się w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu widniała burza loków i szmaragdowe tęczówki. I wciąż miałam w głowie jego słowa... Takiego Harry'ego nie znałam jeszcze.
- Co on sobie do cholery myślał?
Krążyłam po salonie i miałam setki myśli w głowie. I byłam wściekła. Na niego. Bo przecież który przyjaciel by się tak zachował? Miałam wrażenie jakby zakpił z mojej miłości... Ale z drugiej strony... Jeśli było ziarenko prawdy w tym, co powiedział?
Kiedy się nieco uspokoiłam, zaczęłam to wszystko analizować. Jest ktoś, kto cierpi bardziej ode mnie? Bzdura. Niby kto mógłby być zakochany w duchu... Jak mógł mnie tak zaatakować, co w niego wstąpiło.
A jeżeli stanął w czyjejś obronie? Jeśli chciał mi zwrócić na kogoś uwagę? Tylko na kogo?
Chyba, że... Nie, to śmieszne. Nie Harry...
- Cześć Kochanie. - usłyszałam radosny głos Lou. - Hej piękna, haaloo. Co żeś się tak zamyśliła?
Poczułam radość, że znów tu jest. Nerwy od razu poszły w niepamięć. Natychmiast zbliżyłam się do chłopaka i wtuliłam w jego tors.
- Kocham Cię Louieh...
- A ja Ciebie Mel. - szepnął, całując mnie w czubek głowy. - No a teraz mów, co wydarzyło się przez ostatnie dwie godziny.
- Co? Aaa.. Nic takiego. Poza tym, że... dostałam pracę! Jutro zaczynam. - skłamałam, o przyjęciu mnie do pensjonatu dowiedziałam się znacznie wcześniej, ale chciałam odbiec od tematu Harry'ego.
- To wspaniale, gratuluję. - rzekł radośnie brunet. - A co ze szkołą? Miałaś właściwie od października zacząć naukę, a tu już listopad mamy.
- Wiem... Ale nie otworzono kierunku, na który chciałam iść. Nie wspominałam Ci? W każdym razie mam spróbować za rok. Mama nie była zachwycona, ale cieszyła się, że przynajmniej pracę udało mi się załatwić.
-Ja i tak jestem z Ciebie dumny Słoneczko. - odparł, uśmiechając się radośnie. - A co chciał Harry?
~Cholera... Nie bardzo chcę o tym, rozmawiać. Nie cierpię tego, że muszę Cię okłamać.~
- Wiesz, wpadł na pomysł, jak zmusić Corwina do gadania. - powiedziałam rozbawiona na samą myśl, jak zareaguje na to Lou, po czym streściłam mu szczegółowo nasz plan.
- Coo?? Niee, błagam Mel.. Nie mogę po prostu raz napisać listu, a potem skserować go na kopiarce? Wtedy mógłbym dołączyć też i ksero mojego seksownego tyłka.. - zarechotał wariacko.
Musiałam sama uważać, by nie parsknąć w tym momencie śmiechem, co jest nie lada wyzwanie przy takiej szalonej głowie, jaką jest Louieh.
- Nie ma mowy! - rzekłam, starając się powagę. - Listy muszą być identyczne pod każdym względem! Corwin musi widzieć, że zostały napisane przez Ciebie.
- Ale Melissa... - jęczał dalej jak małe dziecko.
~ Okay zachowujesz się jak dziecko, to tak Cię potraktuję.~ Pomyślałam w duchu ze śmiechem.
- Louisie Tomlinson! Przestań jęczeć, tylko bierz się do roboty, bo zamiast dziesięciu listów karzę Ci napisać sto! I będzie zakaz na marchewki przez tydzień.
- Aleś Ty okrutna. - bąknął, krzyżując dłonie na swojej klatce piersiowej.
Po chwili przyciągnął mnie za kant mojej spódnicy do siebie i złączył nasze usta w cudownym pocałunku. To był jeden z tych momentów, w którym mogłabym trwać bez końca. Jednak, gdy wreszcie uwolniłam się z napływu uczuć mojego aniołka, pogroziłam mu przed nosem palcem i mruknęłam.
- Dobre podejście kochanie, ale próbuj innych sztuczek. Karteczki i długopis już na Ciebie czekają. - zachichotałam, wskazując na stolik przykryty pod stertą białego papieru.
Louis stęknął i uniósł dłonie ku górze w geście poddania się. Mimo to widziałam, jak pod nosem śmieje się z całej sytuacji.
*Oczami Harry'ego*
Zrezygnowany wróciłem do domu. Przebierając się w korytarzu spojrzałem w lustro.
~Ale z Ciebie sierota Styles. Największa jaką znam.~
Dobrze, że na zewnątrz szaleje wichura. Będę mógł czerwone oczy zwalić na wiatr.
Wszedłem do kuchni, gdzie ujrzałem za stołem Horana przed górą jedzenia. Mimowolnie uśmiechnąłem się na ten widok.
- Widzę, że ktoś tu wraca do zdrowia.. - zarechotałem.
- Oj zamknij się, Ty żyjesz praktycznie samym powietrzem a taka góra pyszności nie może się marnować. Lodówka sama mnie wezwała - odparł entuzjastycznie blondyn.
- Kretyn. - zaśmiałem się.
- Też Cię kocham Loczusiu. - pisnął radośnie, puszczając mi oczko. Niesamowite, ile w tym chłopaku jest beztroski. - A jak tam rozmowa z Melissą?
- Ustaliliśmy, co zrobić z Lou.
- Ale co z..
- USTALILIŚMY co zrobić z Lou. - rzekłem dosadniej, nie dając Niallowi kompletnie dojść do słowa, po czym udałem się do swojego pokoju.
Zatrzasnąłem za sobą drzwi i od razu rzuciłem się na łóżko.
~Sen... To wszystko, czego teraz mi trzeba. Inaczej zwariuję...~
_________________________________________________________
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM I JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM! Za to, że czekaliście tyle czasu na rozdział i za to, że w gruncie rzeczy go schrzaniłam! Ale ostatnio nic nie idzie po mojej myśli, i choć bardzo chciałam, to kompletnie nie umiałam rozpalić w sobie na nowo weny ;c Postaram się Wam to jakoś wynagrodzić<3
Jednak Harry wycofał się ze swych zamiarów i nie wyznał Mel miłości, choć w końcu i tak potraktował ją dość oschle. Czy przesadził? Czy popełnił błąd, zatajając po raz kolejny swe uczucia? A pomysł z listem... Czy wypali i Corwin wreszcie się przyzna?
c.d.n.
Kocham Was i dziękuję wszystkim, którzy wciąż tu ze mną są i wiernie komentują moje wypociny<3 Wasze słowa są naprawdę budujące Xx
- Um.. Jasne, wejdź do środka. - rzekłam niepewnie do chłopaka.
Harry przekroczył próg ostrożnie, jakby się bał zastać kogoś jeszcze. Wyglądał na bardzo spiętego... Widać, coś leżało mu na sercu i coś czuję, że wcale nie chodzi tu o Louisa.
- Wybacz, jeśli przeszkodziłem... - mruknął pod nosem.
- Nie no coś Ty. - odparłam, posyłając delikatny uśmiech. - Oglądaliśmy tylko film.
Loczek odwzajemnił mój gest, po czym nieco pewniejszym krokiem udał się do salonu. Gdy po chwili do niego dołączyłam, zorientowałam się, że w pokoju brakuje mi jeszcze lazurowych tęczówek.
~ Znowu to samo.. Lou, nie pomagasz...~
Postawiłam na stoliku ciepłą herbatę i ciastka a następnie zajęłam miejsce w wygodnym fotelu, bezpośrednio naprzeciw swojego gościa.
Chwilę, która właściwie trwała dla mnie niczym wieczność, spędziliśmy w milczeniu. Mnie pozostawało obserwowanie chłopaka, który wbił swe spojrzenie w podłogę.
~ I co tu robić?~
Odchrząknęłam, licząc na to, iż wyrwę w ten sposób Loczka z jego zamyślenia. Bezskutecznie. Ponowiłam próbę, tym razem nieco głośniej. Udało się.
Harry spojrzał na mnie zmieszany, po czym szepnął.
- Mel... Widzisz.. Ja... Ja muszę Ci o czymś powiedzieć.
- Zamieniam się w słuch. - odparłam poważnie.
~Najwyższa pora.~
*Oczami Harry'ego*
Głośno przełknąłem ślinę, nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć. Zacząłem żałować tego, że w ogóle tu przyszedłem. I chciałbym jej powiedzieć, jak mocno moje serce tęskni za jej każdego wieczoru. Ale coraz bardziej myślę, że to chyba jednak nieodpowiednia pora.
- Harry? ...
Mel jest uparta. I spostrzegawcza. Tak łatwo nie odpuści.
- Ha-aa-rry...
~Cholera, cholera, cholera.~
- Harold. - rzekła nieco surowszym tonem.
W zasadzie zachciało mi się śmiać, bo jej powaga i sposób, w jaki wypowiedziała me imię był mimo wszystko uroczy. Ale dobra, wróćmy do rzeczywistości. Już wiedziałem, co jej powiedzieć.
- Bo widzisz, mam taki właściwie pomysł odnośnie Corwina.. - zacząłem spokojnie.
- Ach... - westchnęła. Czyżby oczekiwała ode mnie czegoś innego? - Chcesz go zmusić do zeznań?
- No a jak myślisz. - Odparłem bardziej zdecydowanie. - Zachował się jak smarkacz, więc niech okażę choć strzępy honoru i poniesie odpowiedzialność za to, co zrobił.
- Zgadzam się, jednak.. Jak chcesz go przekonać? Przecież nas za nic nie posłucha. Nie pamiętasz, co zrobił Niallowi? - westchnęła bezradnie.
- Doskonale pamiętam i krew we mnie buzuję na samą myśl, że mnie wtedy tam nie było. Dobrze, że pojawił się Lou... No i właśnie... Myślę, że to Lou przekona Corwina do tego, by się przyznał.
- Lou? - Mel na chwilę wstrzymała oddech. - Niby w jaki sposób? Zastraszy go?
- A żebyś wiedziała. - odparłem dumnie.
- Chyba się naoglądałeś za dużo horrorów Hazz. - rzekła widocznie rozbawiona. - Louieh jest zbyt wesołkowaty i miły, by zgrywać przerażającą zjawę.
- Może i masz rację, ale hej, nikt tu nie mówi, by budził co noc tego palanta z kosą w ręku.
Na te słowa obydwoje wybuchliśmy śmiechem. Sam nie mogłem powstrzymać rechotu wyobrażając sobie naszego amatora marchewek z insygniami śmierci. Melissa o mało co nie zsunęła się z fotela, łapiąc się za brzuch. Uwielbiałem ją wtedy obserwować, tak słodko się śmiała...
- To w takim razie co miałby zrobić? - zapytała z nienacka.
- Wpadłem na to, gdy zacząłem "korespondować" z Louisem. Mógłby napisać jakiś poważny list, w którym jasno dałby do zrozumienia, że żąda przedstawienia prawdy. I nie przestanie, go dręczyć, póki tamten się wreszcie nie przyzna.
- Genialne! - pisnęła radośnie Mel. Jednak jej entuzjazm zniknął równie szybko, co się pojawił. - Ale w sumie jak ten list zobaczy, to go pewnie nie otworzy, tylko od razu wyrzuci...
- Dlatego Lou napisze kilka kopii, i gdy tamten kretyn pozbędzie się jednej, Lou podrzuci mu drugą. - dodałem, zadowolony z siebie.
- Boże, jesteś niesamowity! Sama nie wymyśliłabym tego lepiej! - zaszczebiotała, po czym ucałowała mnie w policzek.
Siedziałem chwilowo jak wryty. Poczuć jej wilgotne i delikatne usta na mojej skórze. Coś nieziemskiego... I pomyśleć, że mnie muszą wystarczyć chwile takie, jak ta. Podczas, gdy Louis...
~Nie wytrzymam dłużej. Chcę, by wreszcie zrozumiała. Musi wiedzieć...~
- Mogę Cię o coś zapytać? - mój ton nabrał nieco powagi. A może raczej bólu? ..
- Ależ oczywiście. - odparła, wciąż wielce rozradowana brunetka.
- Co byś powiedziała o tym, że istnieje ktoś, kto znajduje się na Twoim miejscu? W sensie, że jest w tak samo skomplikowanej miłości...
Mel zastanowiła się przez chwilę. Jednak zaraz na jej twarzy zagościł ten sam dziewczęcy uśmiech, a policzki oblały się różowiutkim odcieniem.
-Wiesz, Harreh, nie sądzę by ktoś mógłby się do mnie przyrównać. Moja miłość i Lou jest zupełnie czymś innym. Bo nadaje nowy sens mojemu życiu a mimo wszystko zadaje i ogromny ból, wiedząc, że kiedyś mnie opuści. To jak historia z filmu... Myślisz, że mogłoby istnieć jeszcze bardziej szalone uczucie?
Byłem... Byłem rozczarowany. I zły. Pierwszy raz odczuwałem szczerą złość do tej dziewczyny. Ona była ślepa. Zaślepiona więzią z Lou.
- Myślę, że tak. - Odrzekłem obojętnie. - Bo nie ma nic gorszego śnić o osobie, której serce jest już zajęte. Nie ma gorszego uczucia wiedząc, że ten związek wreszcie ją złamie a Ty będziesz tym na boku, który nie będzie mógł nawet użyczyć swego ramienia.
Mel zamilkła i zaczęła przyglądać mi się uważnie. A ja, pełen wewnętrznej rozpaczy, ciągnąłem swój monolog najbardziej oschłym tonem, na jaki tylko mogłem się zdobyć.
- Dostrzegasz tylko siebie i Lou. Robisz z waszego związku miłość wręcz męczeńską. A mogłabyś wreszcie dostrzec, że nie jesteś jedyna. Że jest ktoś, kto cierpi równie mocno, a powiedziałbym nawet, że bardziej od Ciebie. - powiedziałem, po czym zerwałem się z miejsca i bez słowa wyszedłem od niej z domu, zatrzaskując za sobą drzwi.
~Zachowałem się jak palant. Ale słów już nie cofnę...~
*Oczami Melissy*
Stałam jak otępiała i wpatrywałam się w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu widniała burza loków i szmaragdowe tęczówki. I wciąż miałam w głowie jego słowa... Takiego Harry'ego nie znałam jeszcze.
- Co on sobie do cholery myślał?
Krążyłam po salonie i miałam setki myśli w głowie. I byłam wściekła. Na niego. Bo przecież który przyjaciel by się tak zachował? Miałam wrażenie jakby zakpił z mojej miłości... Ale z drugiej strony... Jeśli było ziarenko prawdy w tym, co powiedział?
Kiedy się nieco uspokoiłam, zaczęłam to wszystko analizować. Jest ktoś, kto cierpi bardziej ode mnie? Bzdura. Niby kto mógłby być zakochany w duchu... Jak mógł mnie tak zaatakować, co w niego wstąpiło.
A jeżeli stanął w czyjejś obronie? Jeśli chciał mi zwrócić na kogoś uwagę? Tylko na kogo?
Chyba, że... Nie, to śmieszne. Nie Harry...
- Cześć Kochanie. - usłyszałam radosny głos Lou. - Hej piękna, haaloo. Co żeś się tak zamyśliła?
Poczułam radość, że znów tu jest. Nerwy od razu poszły w niepamięć. Natychmiast zbliżyłam się do chłopaka i wtuliłam w jego tors.
- Kocham Cię Louieh...
- A ja Ciebie Mel. - szepnął, całując mnie w czubek głowy. - No a teraz mów, co wydarzyło się przez ostatnie dwie godziny.
- Co? Aaa.. Nic takiego. Poza tym, że... dostałam pracę! Jutro zaczynam. - skłamałam, o przyjęciu mnie do pensjonatu dowiedziałam się znacznie wcześniej, ale chciałam odbiec od tematu Harry'ego.
- To wspaniale, gratuluję. - rzekł radośnie brunet. - A co ze szkołą? Miałaś właściwie od października zacząć naukę, a tu już listopad mamy.
- Wiem... Ale nie otworzono kierunku, na który chciałam iść. Nie wspominałam Ci? W każdym razie mam spróbować za rok. Mama nie była zachwycona, ale cieszyła się, że przynajmniej pracę udało mi się załatwić.
-Ja i tak jestem z Ciebie dumny Słoneczko. - odparł, uśmiechając się radośnie. - A co chciał Harry?
~Cholera... Nie bardzo chcę o tym, rozmawiać. Nie cierpię tego, że muszę Cię okłamać.~
- Wiesz, wpadł na pomysł, jak zmusić Corwina do gadania. - powiedziałam rozbawiona na samą myśl, jak zareaguje na to Lou, po czym streściłam mu szczegółowo nasz plan.
- Coo?? Niee, błagam Mel.. Nie mogę po prostu raz napisać listu, a potem skserować go na kopiarce? Wtedy mógłbym dołączyć też i ksero mojego seksownego tyłka.. - zarechotał wariacko.
Musiałam sama uważać, by nie parsknąć w tym momencie śmiechem, co jest nie lada wyzwanie przy takiej szalonej głowie, jaką jest Louieh.
- Nie ma mowy! - rzekłam, starając się powagę. - Listy muszą być identyczne pod każdym względem! Corwin musi widzieć, że zostały napisane przez Ciebie.
- Ale Melissa... - jęczał dalej jak małe dziecko.
~ Okay zachowujesz się jak dziecko, to tak Cię potraktuję.~ Pomyślałam w duchu ze śmiechem.
- Louisie Tomlinson! Przestań jęczeć, tylko bierz się do roboty, bo zamiast dziesięciu listów karzę Ci napisać sto! I będzie zakaz na marchewki przez tydzień.
- Aleś Ty okrutna. - bąknął, krzyżując dłonie na swojej klatce piersiowej.
Po chwili przyciągnął mnie za kant mojej spódnicy do siebie i złączył nasze usta w cudownym pocałunku. To był jeden z tych momentów, w którym mogłabym trwać bez końca. Jednak, gdy wreszcie uwolniłam się z napływu uczuć mojego aniołka, pogroziłam mu przed nosem palcem i mruknęłam.
- Dobre podejście kochanie, ale próbuj innych sztuczek. Karteczki i długopis już na Ciebie czekają. - zachichotałam, wskazując na stolik przykryty pod stertą białego papieru.
Louis stęknął i uniósł dłonie ku górze w geście poddania się. Mimo to widziałam, jak pod nosem śmieje się z całej sytuacji.
*Oczami Harry'ego*
Zrezygnowany wróciłem do domu. Przebierając się w korytarzu spojrzałem w lustro.
~Ale z Ciebie sierota Styles. Największa jaką znam.~
Dobrze, że na zewnątrz szaleje wichura. Będę mógł czerwone oczy zwalić na wiatr.
Wszedłem do kuchni, gdzie ujrzałem za stołem Horana przed górą jedzenia. Mimowolnie uśmiechnąłem się na ten widok.
- Widzę, że ktoś tu wraca do zdrowia.. - zarechotałem.
- Oj zamknij się, Ty żyjesz praktycznie samym powietrzem a taka góra pyszności nie może się marnować. Lodówka sama mnie wezwała - odparł entuzjastycznie blondyn.
- Kretyn. - zaśmiałem się.
- Też Cię kocham Loczusiu. - pisnął radośnie, puszczając mi oczko. Niesamowite, ile w tym chłopaku jest beztroski. - A jak tam rozmowa z Melissą?
- Ustaliliśmy, co zrobić z Lou.
- Ale co z..
- USTALILIŚMY co zrobić z Lou. - rzekłem dosadniej, nie dając Niallowi kompletnie dojść do słowa, po czym udałem się do swojego pokoju.
Zatrzasnąłem za sobą drzwi i od razu rzuciłem się na łóżko.
~Sen... To wszystko, czego teraz mi trzeba. Inaczej zwariuję...~
_________________________________________________________
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM I JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM! Za to, że czekaliście tyle czasu na rozdział i za to, że w gruncie rzeczy go schrzaniłam! Ale ostatnio nic nie idzie po mojej myśli, i choć bardzo chciałam, to kompletnie nie umiałam rozpalić w sobie na nowo weny ;c Postaram się Wam to jakoś wynagrodzić<3
Jednak Harry wycofał się ze swych zamiarów i nie wyznał Mel miłości, choć w końcu i tak potraktował ją dość oschle. Czy przesadził? Czy popełnił błąd, zatajając po raz kolejny swe uczucia? A pomysł z listem... Czy wypali i Corwin wreszcie się przyzna?
c.d.n.
Kocham Was i dziękuję wszystkim, którzy wciąż tu ze mną są i wiernie komentują moje wypociny<3 Wasze słowa są naprawdę budujące Xx
Subskrybuj:
Posty (Atom)