Translate

środa, 11 grudnia 2013

Chapter# 33 Zatańczysz, jak Ci zagram.

*Oczami Louisa*

Wtargnąłem do jego domu i od razu udałem się do pokoju na górze. Na łóżku chłopaka leżały świeżo uprasowane ubrania, a sam Corwin urzędował w swojej łazience.

~Wybierasz się gdzieś? Już ja ci umilę wieczór..~

Zbliżyłem się do rozłożonej na pościeli koszuli i włożyłem  w jeden z rękawów list. Po chwili usłyszałem kroki. Ktoś zmierzał w  moim kierunku. Obróciłem się na pięcie i ujrzałem mokre, wciąż ociekające wodą kosmyki.  Byłem nadzwyczaj spokojny, znajdując się w jego pobliżu, więc brunet mnie nie dostrzegał.
Jego myśli koncentrowały się wyłącznie na wyglądzie włosów. Do czasu, gdy sięgnął po ubrania...

*Oczami Corwina*

Szykowałem się właśnie na wypad na miasto. Już prawie zapomniałem o tym, co miało miejsce tyle czasu temu. Melissa, Harry, Lou... Wyrzuciłem ich ze swej pamięci. Zwłaszcza tego ostatniego, uwierzyłem, iż wcale go nigdy nie spotkałem. Wkrótce miałem się przekonać jak bardzo się mylę...

Wyszedłem z łazienki. Ręcznikiem delikatnie osuszyłem swoje ciało i zacząłem się ubierać. Kiedy podniosłem z łóżka koszulę, wypadła z niej biała koperta z podpisem "Corv". Wpatrywałem się w nią z otępieniem dobre 15 minut, nim wreszcie odważyłem się ją podnieść.

~ "Corv"? Lou tak do mnie pisywał... Nie stop, popadasz w paranoję bracie.~

Po chwili namysłu otworzyłem kopertę i sięgnąłem po jej zawartość, którą okazał się krótki list. Nie chciało mi się go czytać, więc zerknąłem tylko na podpis, by dowiedzieć się, kto jest nadawcą. Gdy to zrobiłem, zamarłem.

"Z pozdrowieniami, 
       Twój nieżywy przyjaciel, Lou."


- To chyba jaja jakieś! - krzyknąłem na głos. - To Twoja kolejna gierka tak!?


Byłem przekonany, iż to sprawka Mel, Tylko z drugiej strony kiedy by tu weszła? Sam miałem wątpliwości, które rozwiały się, kiedy przyjrzałem się charakterowi pisma. To był ewidentnie list od Louisa.

*Oczami Melissy*

Krzątałam się po domu, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Louieh od dłuższego czasu był już u Corwina. Ciekawiło mnie, jak mu szło... Nie chciałam oczekiwać wieści w samotności, dlatego postanowiłam zadzwonić do chłopców. Wyciągnęłam telefon i już miałam wybrać numer do Harry'ego, gdy dopadła mnie chwila zwątpienia. Po ostatniej rozmowy w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. I tak naprawdę nie wiem, kto temu zawinił. Ja czułam, że byłam zawsze wobec niego w porządku, lecz widać on miał inne zdanie.
Ale nawet jeśli, to nie musiał mi tego przekazywać w taki sposób.

~Zadzwonię do Nialla.~

Już po jednym sygnale mogłam usłyszeć rozbawiony głos blondyna.

- No co tam? - odezwał się radośnie.
- Cześć. Wpadniesz do mnie? - zaczęłam nieco niepewnie. - Wiesz Lou poszedł z tymi listami...
- Aa, Hazz coś wspominał. Jasne, zaraz będę. 
- A.. yhm... - dukałam bezmyślnie głoski. - Harry... Czy Harry też przyjdzie?
- No raczej. Im więcej osób do lenistwa, tym lepiej. - zarechotał, po czym się rozłączył.

Ucieszyłam się na myśl, że będę mieć towarzystwo. Zaczęłam ogarniać salon i szykować jakieś przekąski dla tego żarłoka.

*Oczami Nialla*

- Nigdzie nie idę. - dosłyszałem burknięcie dochodzące z jego pokoju.
- Stary weź mnie nie prowokuj, tylko się rusz wreszcie. - odrzekłem coraz bardziej zirytowany zachowaniem Loczka.
- Ja tu zostaję.
- Harry k...! - musiałem się ugryźć w język, by nie przegiąć. Inaczej zrugałaby mnie matka, bo nie cierpiała wulgaryzmów. - Albo ruszysz ten tyłek i pójdziesz ze mną do Mel, albo wybiorę się tam sam i opowiem jej całą prawdę z mojego punktu widzenia! Uwierz, że wtedy będziesz miał sporo do tłumaczenia.

Poskutkowało. Nie musiałem długo czekać, a Harry pojawił się tuż koło mnie i posyłając mi mordercze spojrzenie, zaczął się ubierać.

- No jesteście! - rzekła uradowana Mel, gdy otworzyła nam drzwi.

Odpowiedziałem na to śmiechem, a Hazz uśmiechnął się sztucznie. On serio myśli, że jak będzie zgrywał oschłego, to panna coś pojmie? Ja jestem za głupi na takie zabawy, wolę mówić wprost, co czuję.
A w tym momencie wyczuwałem zapach jedzenia, dochodzący z jadalni.

- Co to jakieś święto mamy? - odparłem odwieszając bluzę i poruszając nosem, na co mysiooka wybuchła śmiechem.
- Chciałam Was jakoś ugościć. - odpowiedziała ciepło. - Poza tym mam nadzieję, że będzie co później świętować. - dodała puszczając oczko i zerkając dyskretnie na Hazzę.

Jego twarz była pusta, kompletnie pozbawiona emocji. Gdy Mel spojrzała na niego, jej oczy od razu posmutniały, choć starała się to ukryć. 

~No ludzie, co się z wami dzieje?~

Podczas kolacji starałem się robić z siebie błazna, dużo żartowałem i się wygłupiałem. Melissa chichotała, Harry też od czasu do czasu się uśmiechał. Mimo to panowała dosyć sztywna atmosfera.

*Oczami Louisa*

Miałem niezły ubaw, obserwując reakcję Corwina. Chłopak krzątał się po całym domu i zaklinał, że za nic nie przeczyta tego listu. Za pierwszym razem wyrzucił go do kosza. Podrzuciłem kolejny. Drugi wylądował za oknem. Podesłałem nowy. Trzeci porwał na kawałeczki. Podałem mu jeszcze jeden. Ten machnął wprost w płomienie kominka. Chciało mi się śmiać na cały głos. Pajac myślał, że ma przed oczami wciąż jeden i ten sam list a nie jego kopie. Teraz rozumiem, po co Mel kazała mi się tak namęczyć.

Ostatnią kopertę zostawiłem mu na stole w kuchni. Corwin nie wytrzymał. Ze łzami w oczach sięgnął po nią i przeczytał dokładnie list. Jego twarz pobladła. Wiedziałem, że mam go w garści.

*Oczami Corwina*

Miałem dość ciągłego uciekania przed tym, co Lou ma mi do przekazania. Zebrałem się wreszcie w sobie i zdanie po zdaniu przeanalizowałem całą kartkę.

"Drogi Corwinie,

Chociaż za cholerę mi to nie pasuje, to wypadałoby jednak zachować odpowiednią formę listu, zatem - "Na samym początku pragnę Cię serdecznie pozdrowić."

Domyślasz się albo i nie, w jakim celu do Ciebie piszę. Trzy lata. Trzy cholerne lata tkwię w tym domu, tuż obok Twojego poukładanego istnienia. Trzy lata walczyłem z chwilami zwątpienia, czy faktycznie byłem na tyle głupi, by odebrać sobie życie. Trzy lata zadręczałem się tym, jak moja rodzina oceniła mnie jako tchórza i wolała wyrzucić mnie ze swej pamięci. A te trzy lata nie są moją winą, lecz Twoją!

Mimo wszystko nie chce mi się wierzyć, że to, co zrobiłeś, uczyniłeś z premedytacją. To raczej był efekt Twej głupoty, za którą zapłaciłem ja. Chociaż to Ty powinieneś sam rekompensować swe błędy.

Dlatego teraz za nie odpokutujesz. Nie obchodzi mnie w jaki sposób, ale przyznasz się do wszystkiego. Nie musi o tym wiedzieć od razu pół miasta. Ale powiesz o wszystkim moim rodzicom. Jestem zmęczony i pragnę już dosłownie świętego spokoju. Jeśli chcesz, bym i Twojego nie zaburzył, zrób to, o co proszę. Nie, to czego żądam! Inaczej będę Twoim stałym gościem.

Z pozdrowieniami, 
       Twój nieżywy przyjaciel, Lou."

Wraz z ostatnim przeczytanym przeze mnie słowem, jedna szklana jakby ożyła i sama spadła z kredensu. On tu był. I czekał na moją reakcję.

- Wygrałeś...

*Oczami Harry'ego*

Siedziałem cicho i obserwowałem, jak Mel wygłupia się z Niallem, zapominając całkowicie o mojej obecności. Z jednej strony czułem się szczęśliwy, móc obserwować każdy jej gest. To jak się uśmiecha, jak zakrywa dłonią usta. Jak poprawia niesforny kosmyk, opadający jej na twarz. To jak udaje obrażoną, podczas gdy oczy śmieją się jak szalone. Wszystkie, nawet najdrobniejsze rzeczy związane z nią napawały mnie radością. A z drugiej strony kipiała we mnie złość.

Bo czy Louisowi się powiedzie, czy też nie, ta kruszyna i tak odczuje to najboleśniej.

~A jeśli on jednak odejdzie... Co będzie z nami? Co ze mną i Mel? Co z samą dziewczyną?~

O nią bałem się najbardziej. Najgorszym momentem był ten, gdy moje obawy o moją miłość się potwierdziły...
______________________________________________________

No i udało się złamać wreszcie Corwina. A może to tylko jego gra? Może wcale nie ma zamiaru się przyznawać, tylko mówi tak, by Lou się odczepił? Kolacja u Mel też nie przebiega najlepiej. Jak myślicie, jak się to wszystko skończy? O jakich obawach wspomina Harry?


Witam Was w przedostatnim rozdziale ;) Każda opowieść ma swój koniec i my się do niego właśnie zbliżamy. Niedługo pojawi się ostatni rozdział, a potem już tylko epilog. Zatem po raz ostatni piszę Wam:

c.d.n.

Love You Xx



piątek, 6 grudnia 2013

Chapter#32 Sukces, czy porażka? Coraz bliżej rozstania.

*Oczami Melissy*

Przebudziło mnie jasne światło, wdzierające się do pokoju i delikatny chłód wkradający się na moje odkryte ramiona.  Zerknęłam w stronę okna. Promienie słoneczne odbijały się od białego puchu, zalegającego w ogródku, przez co wydawały się świecić jaśniej. Śnieg. Pierwszy w tym roku. Ale jak to zazwyczaj w końcówce listopada bywa, nie poleży on zbyt długo. Mimo to radowałam się, niczym małe dziecko, obserwując pląsające radośnie na wietrze białe gwiazdeczki. Spojrzałam na poduszkę obok. Była pusta. Nic dziwnego, że mam dreszcze. Gdzieś wywiało mojego amora. A może ogóle go dziś koło mnie nie było?

Zeskoczyłam z łóżka i od razu poczułam szczypanie zimnej podłogi. Włożyłam skarpetki, narzuciłam jakiś sweter i zbiegłam po schodach do salonu. Mój amor ślęczał na pół przytomny nad stolikiem i kończył pisanie ostatniego listu.

- Louieh? - zapytałam nieco zdziwiona.
- Dzień dobry Kochanie. - odparł, przeciągając się leniwie.
- Pisałeś te listy przez całą noc?
- A jak Ci się zdaje? Pan każde sługa musi... - zarechotał.
- To coś Ty litanię stworzył? Miały być krótkie i treściwe. - zaczęłam się śmiać. - Mnie to by zajęło najwyżej dwie godziny.
- Serio? - burknął. - Napisz list sto razy, to wtedy pogadamy.
- Sto?
- Tak, sto.
- Boże... - jęknęłam, uderzając się otwartą dłonią w czoło.
- W sumie mam na imię Lou, ale to też mi schlebia. - odparł, chichocząc zadziornie.
- Mówiłam, byś napisał dziesięć listów. Z tymi stoma żartowałam, gdy próbowałeś się wykręcić od roboty! - rzekłam, zanosząc się śmiechem.
- Nie znoszę Cię. - mruknął poirytowany.
- Też Cię kocham. - zaszczebiotałam, po czym wróciłam na górę, by się odświeżyć.

Po dziesięciu minutach byłam z powrotem na dole. Z kuchni już dochodził zapach apetycznego śniadania. Jednak zerkając na zegarek z żalem stwierdziłam, że będę musiała się obejść smakiem. Lecz jednej rzeczy sobie nie odmówię.

Ruszyłam w stronę pomieszczenia, skąd dochodziło skwierczenie rozgrzanego na patelni tłuszczu i od razu rzuciłam się na szyję bruneta, wbijając się w jego usta.

- Mhmm.. - zamruczał uroczo. - A to za co?
- A tak na miły dzień. Zbieram się do pracy. - rzekłam, uśmiechając się do niego.
- A śniadanie?
- Z jem coś na mieście. A Ciebie wiesz co czeka? - dodałam zawadiacko.
- Już się boję. - rzekł, pokazując swoje białe zęby.
- Listy to nie wszystko złociutki, trzeba je jeszcze wsadzić w koperty i pozaklejać. I uprzedzam pytanie, nie nie musisz wszystkich, wystarczy, że przygotujesz dziesięć. - sprecyzowałam polecenie.

Lou popatrzył na mnie, po czym jęknął zrezygnowany i odparł.

- To Ty sobie na cały dzień idziesz a mnie zostawiasz z babraniem się klejem?
- No kochaniutki, mama mnie wiecznie utrzymywać nie będzie. Ty raczej też tego nie zrobisz. A jak Ci się nudzi, mogę zadzwonić do Hazzy, by wpadł, to z nim sobie por.. popiszesz.
- NIE! Um.. To znaczy... Wiesz, pisania mam na razie dość. - mruknął, na co ja zaniosłam się śmiechem.
- Dobrze, zobaczymy się później.  - szepnęłam, po czym udałam się w stronę wyjścia.

*Oczami Nialla*

Dochodziło południe, a Harry wciąż się nie pokazywał. Pewnie dusił swoje wczorajsze smutki w samotności.
Nie miałem zamiaru dłużej bezczynnie siedzieć i czekać, aż nabierze ochoty do rozmowy. Trzy lata tak czekałem, zamiast upierdliwie oferować swą pomoc. Ruszyłem w stronę jego pokoju, po czym nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka. Loczek spał, jak zabity. Pewnie artyleria dźwięków nie byłaby w stanie go teraz dobudzić. Mimo to zbliżyłem się do chłopaka, i ściągając z niego kołdrę, zacząłem jęczeć.

- Wstawaj stary. 

Lokowaty usilnie próbował zatrzymać przy sobie ciepłą pościel, jednak ja nie dawałem za wygraną.

- Ziemia do Stylesa, ruszaj ten śmierdzący tyłek i podnoś się z tego wyrka!
- Jeśli czyjś tyłek śmierdzi, to jest to Twój. - mruknął na pół przytomny zielonooki.

Zareagowałem na to gardłowym śmiechem, po czym poinformowałem, że poczekam na niego ze śniadaniem w kuchni.

- Tylko niech księżniczka nie każe na siebie długo czekać! - dodałem z przekąsem na odchodne.

Z korytarza zdążyłem jeszcze dosłyszeć, jak Hazza klnie coś pod nosem, co u mnie wywołało kolejne salwy śmiechu. Po jakimś czasie chłopak zjawił się i zajął miejsce za stołem naprzeciw mnie.
Podsunąłem mu bliżej talerz pełen kanapek i przez chwilę zajadaliśmy się nimi w milczeniu. Wreszcie postanowiłem przerwać ową ciszę i zabrałem głos.

- To powiesz mi wreszcie, co się stało? Tylko nie wkręcaj, że mówiliście jedynie o Lou.

Harry chwilowo wpatrywał się w jedzoną przez siebie kromkę, jakby była ona najciekawszą rzeczą w świecie. Lecz zorientował się, że tym razem nie dam się zbyć byle jaką wymówką. Wziął głębszy oddech i przedstawił mi przebieg wczorajszej rozmowy.

- No to nie za wesoło... - szepnąłem, bardziej do samego siebie.
- Tyle to i ja wiem..
- Ale dlaczego żeś się wycofał? Trzeba było jej wreszcie wszystko powiedzieć.
- To nie był odpowiedni moment. - mruknął pod nosem.
- Ile razy będziesz to powtarzał? Stary tak to Ty się nigdy nie zdecydujesz. - rzekłem lekko zirytowany. - Słuchaj, albo Ty z Mel szczerze pogadasz albo ja to zrobię.
- Niall...
- Mówię serio. -dodałem stanowczo.
- Zrobię to, ale nie teraz. Najpierw doprowadźmy sprawę Louisa do końca, okay? - odparł zmęczonym tonem.
- Niech będzie. To na co tym razem żeście wpadli?- zapytałem, pochłaniając ostatni kęs.

Harry streścił mi szczegółowo cały plan. Przyznam, że jego inteligencja wciąż mnie zaskakuje. Pewnie to dlatego tak uzupełniamy się w naszej przyjaźni. Byłem pod nie lada wrażeniem jego pomysłu i wtedy żałowałem jak nigdy, iż nie mogę widzieć Lou, bo już wyobrażałem sobie jaką ten musi mieć minę, przepisując w kółko jedno i to samo.

- To kiedy się wszystko zacznie?
- Pewnie jak Lou skończy. Mel na pewno da nam znać. - odrzekł Hazz, po czym zwiesił swój wzrok w jednym punkcie.

~Możesz się wypierać, ale ja wiem, że właśnie teraz masz przed oczami jej rozpromienioną twarz.~

*Oczami Louisa*

Siedziałem i wpatrywałem się bezmyślnie w stos papieru, leżący przede mną na stoliku. I czekałem, gdy usłyszę kroki jej drobnych stóp i będę mógł nacieszyć swe oczy jej widokiem. Bo spoglądając na te koperty czuję, że czasu zostało nam coraz mniej. W końcu będę mógł odpocząć od wyrzutów sumienia, od monotonnego przechodzenia z jednego dnia w kolejny. Jednak część mnie pozostanie mimo wszystko tutaj. Przy niej. I znów okażę się winnym cierpienia osoby, którą kocham ponad wszystko.

Sięgnąłem po czystą kartkę. I długopis. Nowa koperta też się jeszcze znalazła.

"Droga..." 

Nie.

 "Najdroższa.." 

To brzmi staroświecko. 

"Kochana Melisso..."

Ten list jest inny. Od serca. I dla serca. Chociaż tyle będę mógł po sobie dla niej pozostawić. Naiwnie wierzę, że te kilka słów ułatwi jej nasze pożegnanie. Ukryłem  wiadomość. Dosłownie na chwilę przed powrotem Mel.

- Cześć Skarbie! - rzekłem radośnie i zbliżyłem się, by ucałować dziewczynę.
- No cześć. - odparła ciepło.
- Jak minął pierwszy dzień w pracy?
- Dobrze. A jak tam Twoje zadanie? - zachichotała uroczo.
- Melduję posłusznie, że zostało wykonane!

Brunetka zaśmiała się, po czym przeszła do salonu i zerknęła na efekt mojej twórczości.

- Lou, czy Ty raz możesz coś zrobić, nie demolując przy tym otoczenia?
- O co Ci... Och. - mruknąłem zmieszany, gdy dostrzegłem jak cały stolik lśni od ciągnącego się kleju.
- Posprząta się. - zaszczebiotałem, na co Mel zaniosła się śmiechem.

Po chwili nabrała jednak powagi i spoglądając mi głęboko w oczy spytała:

- To jak? Jesteś gotowy?
- To... Już? - dopytałem niepewnie. Chach, chyba miałem tremę. W sumie nie co dzień nawiedza się byłego kumpla, który odebrał Ci życie.
- Im wcześniej, tym lepiej. Będę czekać. - szepnęła, całując mnie delikatnie w usta.

Wziąłem w dłonie koperty, po czym posyłając jej ciepłe spojrzenie, zniknąłem z mieszkania. W mgnieniu oka znalazłem się pod domem Corwina.

~Przedstawienie czas zacząć...~

______________________________________________

Jak widzicie finał sprawy zbliża się wielkimi krokami. Jak zareaguje Corwin na wiadomość z zaświatów? Czy w ogóle ją przeczyta? Jak Melissa się zachowa, gdy dotrze do niej, że wkrótce sielanka, jaką jest związek z Lou, zniknie na dobre? I jak w tym wszystkim odnajdzie się Harry?

P.S. WAŻNA WIADOMOŚĆ, RACZEJ PROŚBA DO OSÓB, KTÓRE WCIĄŻ CZYTAJĄ I KOMENTUJĄ TO FF! Jak wiecie, zaczęłam pisać i drugie opowiadanie (link w poprzednim poście oraz w zakładkach). Jeśli jesteście zainteresowani czytaniem "Po drugiej stronie lustra", błagam napiszcie w komentarzu pod tą notką "tak". Wtedy będę wiedziała, ile osób informować o nowym blogu. Z góry dziękuję!

c.d.n. 

Love xx
@AnnaAbob93



niedziela, 1 grudnia 2013

NOWY BLOG!

Hej misiaki!

Założyłam drugiego bloga z zupełnie nowym fan fiction! Rozkręcę go powoli z racji tego, iż najpierw muszę skończyć "uwierz w ducha". Poza tym, mam niewiele wolnego czasu. Mimo to mam nadzieję, że wkrótce pojawi się już pierwszy rozdział, który pokochacie równo mocno, co te opowiadanie ;D Na razie musicie zadowolić się prologiem i bohaterami.

http://ppo-drugiej-stronie-lustraa.blogspot.com/

Enjoy ;D

piątek, 29 listopada 2013

Ważne !

Pojawił się mój drugi blog, gdzie umieszczane są wszystkie moje wiersze inspirowane 1D. Zarówno w wersji polskiej jak i angielskiej. Mam gorącą prośbę, pomóżcie mi go rozpowszechnić! Oto adres: http://poetry-for-one-direction.blogspot.com/ . Bezpośrednie przejście na stronę znajdziecie również w zakładkach pod nazwą: "1D poems by me". Liczę, że choć raz tam zajrzycie ;D Enjoy Xx

Chapter#31 Dopóki życie będzie miało sens... Ja będę żył, aby mieć Ciebie.

                                               *Oczami Melissy*

 - Um.. Jasne, wejdź do środka. - rzekłam niepewnie do chłopaka.


Harry przekroczył próg ostrożnie, jakby się bał zastać kogoś jeszcze. Wyglądał na bardzo spiętego... Widać, coś leżało mu na sercu i coś czuję, że wcale nie chodzi tu o Louisa.

- Wybacz, jeśli przeszkodziłem... - mruknął pod nosem.
- Nie no coś Ty. - odparłam, posyłając delikatny uśmiech. - Oglądaliśmy tylko film.

Loczek odwzajemnił mój gest, po czym nieco pewniejszym krokiem udał się do salonu. Gdy po chwili do niego dołączyłam, zorientowałam się, że w pokoju brakuje mi jeszcze lazurowych tęczówek.

~ Znowu to samo.. Lou, nie pomagasz...~

Postawiłam na stoliku ciepłą herbatę i ciastka a następnie zajęłam miejsce w wygodnym fotelu, bezpośrednio naprzeciw swojego gościa.

Chwilę, która właściwie trwała dla mnie niczym wieczność, spędziliśmy w milczeniu. Mnie pozostawało obserwowanie chłopaka, który wbił swe spojrzenie w podłogę.

~ I co tu robić?~

Odchrząknęłam, licząc na to, iż wyrwę w ten sposób Loczka z jego zamyślenia. Bezskutecznie. Ponowiłam próbę, tym razem nieco głośniej. Udało się.

Harry spojrzał na mnie zmieszany, po czym  szepnął.

- Mel... Widzisz.. Ja... Ja muszę Ci o czymś powiedzieć.
- Zamieniam się w słuch. - odparłam poważnie.

~Najwyższa pora.~

                                                *Oczami Harry'ego*

Głośno przełknąłem ślinę, nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć. Zacząłem żałować tego, że w ogóle tu przyszedłem. I chciałbym jej powiedzieć, jak mocno moje serce tęskni za jej każdego wieczoru. Ale coraz bardziej myślę, że to chyba jednak nieodpowiednia pora.

- Harry? ...

Mel jest uparta. I spostrzegawcza. Tak łatwo nie odpuści.

- Ha-aa-rry...

~Cholera, cholera, cholera.~

- Harold. - rzekła nieco surowszym tonem.

W zasadzie zachciało mi się śmiać, bo jej powaga i sposób, w jaki wypowiedziała me imię był mimo wszystko uroczy. Ale dobra, wróćmy do rzeczywistości. Już wiedziałem, co jej powiedzieć.

- Bo widzisz, mam taki właściwie pomysł odnośnie Corwina.. - zacząłem spokojnie.
- Ach... - westchnęła. Czyżby oczekiwała ode mnie czegoś innego? - Chcesz go zmusić do zeznań?
- No a jak myślisz. - Odparłem bardziej zdecydowanie. - Zachował się jak smarkacz, więc niech okażę choć strzępy honoru i poniesie odpowiedzialność za to, co zrobił.
- Zgadzam się, jednak.. Jak chcesz go przekonać? Przecież nas za nic nie posłucha. Nie pamiętasz, co zrobił Niallowi? - westchnęła bezradnie.
- Doskonale pamiętam i krew we mnie buzuję na samą myśl, że mnie wtedy tam nie było. Dobrze, że pojawił się Lou... No i właśnie... Myślę, że to Lou przekona Corwina do tego, by się przyznał.
- Lou? - Mel na chwilę wstrzymała oddech. - Niby w jaki sposób? Zastraszy go?
- A żebyś wiedziała. -  odparłem dumnie.
- Chyba się naoglądałeś za dużo horrorów Hazz. - rzekła widocznie rozbawiona. - Louieh jest zbyt wesołkowaty i miły, by zgrywać przerażającą zjawę.
- Może i masz rację, ale hej, nikt tu nie mówi, by budził co noc tego palanta z kosą w ręku.

Na te słowa obydwoje wybuchliśmy śmiechem. Sam nie mogłem powstrzymać rechotu wyobrażając sobie naszego amatora marchewek z insygniami śmierci. Melissa o mało co nie zsunęła się z fotela, łapiąc się za brzuch. Uwielbiałem ją wtedy obserwować, tak słodko się śmiała...

- To w takim razie co miałby zrobić? - zapytała z nienacka.
- Wpadłem na to, gdy zacząłem "korespondować" z Louisem. Mógłby napisać jakiś poważny list, w którym jasno dałby do zrozumienia, że żąda przedstawienia prawdy. I nie przestanie, go dręczyć, póki tamten się wreszcie nie przyzna.
- Genialne! - pisnęła radośnie Mel. Jednak jej entuzjazm zniknął równie szybko, co się pojawił. - Ale w sumie jak ten list zobaczy, to go pewnie nie otworzy, tylko od razu wyrzuci...
- Dlatego Lou napisze kilka kopii, i gdy tamten kretyn pozbędzie się jednej, Lou podrzuci mu drugą. - dodałem, zadowolony z siebie.
- Boże, jesteś niesamowity! Sama nie wymyśliłabym tego lepiej! - zaszczebiotała, po czym ucałowała mnie w policzek.

Siedziałem chwilowo jak wryty. Poczuć jej wilgotne i delikatne usta na mojej skórze. Coś nieziemskiego... I pomyśleć, że mnie muszą wystarczyć chwile takie, jak ta. Podczas, gdy Louis...

~Nie wytrzymam dłużej. Chcę, by wreszcie zrozumiała. Musi wiedzieć...~

- Mogę Cię o coś zapytać? - mój ton nabrał nieco powagi. A może raczej bólu? ..
- Ależ oczywiście. - odparła, wciąż wielce rozradowana brunetka.
- Co byś powiedziała o tym, że istnieje ktoś, kto znajduje się na Twoim miejscu? W sensie, że jest w tak samo skomplikowanej miłości...

Mel zastanowiła się przez chwilę. Jednak zaraz na jej twarzy zagościł ten sam dziewczęcy uśmiech, a policzki oblały się różowiutkim odcieniem.

-Wiesz, Harreh, nie sądzę by ktoś mógłby się do mnie przyrównać. Moja miłość i Lou jest zupełnie czymś innym. Bo nadaje nowy sens mojemu życiu a mimo wszystko zadaje i ogromny ból, wiedząc, że kiedyś mnie opuści. To jak historia z filmu... Myślisz, że mogłoby istnieć jeszcze bardziej szalone uczucie?

Byłem... Byłem rozczarowany. I zły. Pierwszy raz odczuwałem szczerą złość do tej dziewczyny. Ona była ślepa. Zaślepiona więzią z Lou.

- Myślę, że tak. - Odrzekłem obojętnie. - Bo nie ma nic gorszego śnić o osobie, której serce jest już zajęte. Nie ma gorszego uczucia wiedząc, że ten związek wreszcie ją złamie a Ty będziesz tym  na boku, który nie będzie mógł nawet użyczyć swego ramienia.

Mel zamilkła i zaczęła przyglądać mi się uważnie. A ja, pełen wewnętrznej rozpaczy, ciągnąłem swój monolog najbardziej oschłym tonem, na jaki tylko mogłem się zdobyć.

- Dostrzegasz tylko siebie i Lou. Robisz z waszego związku miłość wręcz męczeńską. A mogłabyś wreszcie dostrzec, że nie jesteś jedyna. Że jest ktoś, kto cierpi równie mocno, a powiedziałbym nawet, że bardziej od Ciebie. - powiedziałem, po czym zerwałem się z miejsca i bez słowa wyszedłem od niej z domu, zatrzaskując za sobą drzwi.

~Zachowałem się jak palant. Ale słów już nie cofnę...~


                                                  *Oczami Melissy*

Stałam jak otępiała i wpatrywałam się w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu widniała burza loków i szmaragdowe tęczówki. I wciąż miałam w głowie jego słowa... Takiego Harry'ego nie znałam jeszcze.

- Co on sobie do cholery myślał?

Krążyłam po salonie i miałam setki myśli w głowie. I byłam wściekła. Na niego. Bo przecież który przyjaciel by się tak zachował? Miałam wrażenie jakby zakpił z mojej miłości... Ale z drugiej strony... Jeśli było ziarenko prawdy w tym, co powiedział?

Kiedy się nieco uspokoiłam, zaczęłam to wszystko analizować. Jest ktoś, kto cierpi bardziej ode mnie? Bzdura. Niby kto mógłby być zakochany w duchu... Jak mógł mnie tak zaatakować, co w niego wstąpiło.
A jeżeli stanął w czyjejś obronie? Jeśli chciał mi zwrócić na kogoś uwagę? Tylko na kogo?

Chyba, że... Nie, to śmieszne. Nie Harry...

- Cześć Kochanie. - usłyszałam radosny głos Lou. - Hej piękna, haaloo. Co żeś się tak zamyśliła?

Poczułam radość, że znów tu jest. Nerwy od razu poszły w niepamięć. Natychmiast zbliżyłam się do chłopaka i wtuliłam w jego tors.

- Kocham Cię Louieh...
- A ja Ciebie Mel. - szepnął, całując mnie w czubek głowy. - No a teraz mów, co wydarzyło się przez ostatnie dwie godziny.
- Co? Aaa.. Nic takiego. Poza tym, że... dostałam pracę! Jutro zaczynam. - skłamałam, o przyjęciu mnie do pensjonatu dowiedziałam się znacznie wcześniej, ale chciałam odbiec od tematu Harry'ego.
- To wspaniale, gratuluję. - rzekł radośnie brunet. - A co ze szkołą? Miałaś właściwie od października zacząć naukę, a tu już listopad mamy.
- Wiem... Ale nie otworzono kierunku, na który chciałam iść. Nie wspominałam Ci? W każdym razie mam spróbować za rok. Mama nie była zachwycona, ale cieszyła się, że przynajmniej pracę udało mi się załatwić.
-Ja i tak jestem z Ciebie dumny Słoneczko. - odparł, uśmiechając się radośnie. - A co chciał Harry?

~Cholera... Nie bardzo chcę o tym, rozmawiać. Nie cierpię tego, że muszę Cię okłamać.~

- Wiesz, wpadł na pomysł, jak zmusić Corwina do gadania. - powiedziałam rozbawiona na samą myśl, jak zareaguje na to Lou, po czym streściłam mu szczegółowo nasz plan.
- Coo?? Niee, błagam Mel.. Nie mogę po prostu raz napisać listu, a potem skserować go na kopiarce? Wtedy mógłbym dołączyć też i ksero mojego seksownego tyłka.. - zarechotał wariacko.

Musiałam sama uważać, by nie parsknąć w tym momencie śmiechem, co jest nie lada wyzwanie przy takiej szalonej głowie, jaką jest Louieh.

- Nie ma mowy! - rzekłam, starając się powagę. - Listy muszą być identyczne pod każdym względem! Corwin musi widzieć, że zostały napisane przez Ciebie.
- Ale Melissa... - jęczał dalej jak małe dziecko.

~ Okay zachowujesz się jak dziecko, to tak Cię potraktuję.~ Pomyślałam w duchu ze śmiechem.

-  Louisie Tomlinson! Przestań jęczeć, tylko bierz się do roboty, bo zamiast dziesięciu listów karzę Ci napisać sto! I będzie zakaz na marchewki przez tydzień.
- Aleś Ty okrutna. - bąknął, krzyżując dłonie na swojej klatce piersiowej.

Po chwili przyciągnął mnie za kant mojej spódnicy do siebie i złączył nasze usta w cudownym pocałunku. To był jeden z tych momentów, w którym mogłabym trwać bez końca. Jednak, gdy wreszcie uwolniłam się z napływu uczuć mojego aniołka, pogroziłam mu przed nosem palcem i mruknęłam.

- Dobre podejście kochanie, ale próbuj innych sztuczek. Karteczki i długopis już na Ciebie czekają. - zachichotałam, wskazując na stolik przykryty pod stertą białego papieru.

Louis stęknął i uniósł dłonie ku górze w geście poddania się.  Mimo to widziałam, jak pod nosem śmieje się z całej sytuacji.

                                                     *Oczami Harry'ego*

Zrezygnowany wróciłem do domu. Przebierając się w korytarzu spojrzałem w lustro.

~Ale z Ciebie sierota Styles. Największa jaką znam.~

Dobrze, że na zewnątrz szaleje wichura. Będę mógł czerwone oczy zwalić na wiatr.

Wszedłem do kuchni, gdzie ujrzałem za stołem Horana przed górą jedzenia. Mimowolnie uśmiechnąłem się na ten widok.

- Widzę, że ktoś tu wraca do zdrowia.. - zarechotałem.
- Oj zamknij się, Ty żyjesz praktycznie samym powietrzem a taka góra pyszności nie może się marnować. Lodówka sama mnie wezwała - odparł entuzjastycznie blondyn.
- Kretyn. - zaśmiałem się.
- Też Cię kocham Loczusiu. - pisnął radośnie, puszczając mi oczko. Niesamowite, ile w tym chłopaku jest beztroski. - A jak tam rozmowa z Melissą?
- Ustaliliśmy, co zrobić z Lou.
- Ale co z..
- USTALILIŚMY co zrobić z Lou. - rzekłem dosadniej, nie dając Niallowi kompletnie dojść do słowa, po czym udałem się do swojego pokoju.

Zatrzasnąłem za sobą drzwi i od razu rzuciłem się na łóżko.

~Sen... To wszystko, czego teraz mi trzeba. Inaczej zwariuję...~

_________________________________________________________

PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM I JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM!  Za to, że czekaliście tyle czasu na rozdział i za to, że w gruncie rzeczy go schrzaniłam! Ale ostatnio nic nie idzie po mojej myśli, i choć bardzo chciałam, to kompletnie nie umiałam rozpalić w sobie na nowo weny ;c Postaram się Wam to jakoś wynagrodzić<3

Jednak Harry wycofał się ze swych zamiarów i nie wyznał Mel miłości, choć w końcu i tak potraktował ją dość oschle. Czy przesadził? Czy popełnił błąd, zatajając po raz kolejny swe uczucia? A pomysł z listem... Czy wypali i Corwin wreszcie się przyzna?

c.d.n.

Kocham Was i dziękuję wszystkim, którzy wciąż tu ze mną są i wiernie komentują moje wypociny<3 Wasze słowa są naprawdę budujące Xx



środa, 23 października 2013

Chapter# 30 Póki mówię Ci dzień dobry i do widzenia, to jeszcze nie pożegnanie...

                                                      *Oczami Harry'ego*

Kolejna paskudna pogoda i próżno wyczekiwać letnich promieni słońca. W sumie to już jesień.. Lecz w moim wnętrzu panował identyczny nastrój. Nie miałam ochoty ani wracać do Mel, ani do domu Nialla, więc włóczyłem się bez celu po mieście, pozwalając, by deszcz swobodnie opływał moje ciało.

Byłem znów zmęczony. Znów miałem złamane serce. I znowu nie umiałem tego dłużej ukrywać.

~I co ja mam teraz zrobić?~

Rzuciłem pytanie, na które nie byłem w stanie znaleźć odpowiedzi. Jednak wiedziałem, że muszę się szybko ogarnąć. Lou wciąż mnie potrzebował.

- Harry... - usłyszałem ciche jęknięcie za swoimi plecami.
- Lou? .. - szepnąłem, odwracając się za siebie.

Moim oczom, jednak ukazał się ciemny zaułek, z którego dopiero co wyszedłem. Po chwili z owego mroku wynurzyła się sylwetka blondyna, który podszedł i złapał mnie za ramię.

- Hazz, to ja...
- Przysiągłbym, że słyszałem jego. Nieważne. - mruknąłem pod nosem. - Po co za mną przyszedłeś?
- Porozmawiać. - rzekł nieco zdyszany.
- O czym?
- O Tobie... i o Mel. - odparł trochę niepewnie.
- Nie ma o czym mówić. - burknąłem obojętnie, by zakończyć rozmowę.
- Stary przestań się oszukiwać. - syknął zbulwersowany Horan. - Czy Ty naprawdę myślisz, że jestem ślepy i nie widzę, co się między Wami dzieje?

Jego mina i słowa wprawiły mnie w zdumienie ale i zainteresowanie. Nie twierdzę, że umiejętnie kryłem swoje uczucia, bo nie jestem świetnym aktorem. Lecz nie sądziłem, że kiedykolwiek zechce ten temat poruszyć.

- Dla mnie sprawa jest oczywista. Ona kocha Louisa, ja jestem dla niej tylko przyjacielem, tak jak i Ty. - próbowałem zachować spokój, choć z każdym kolejnym słowem głos łamał mi się coraz bardziej. To mimo wszystko boli.

Nialler nie odpowiadał nic i przyglądał mi się z zaciekawieniem. Po chwili ciężko westchnął i rzekł.

- Dlaczego dusisz znów wszystko w sobie? Harry... Przecież widzę, że nie jest Ci lekko. Porozmawiaj z nią...
- I co jej powiem? - spytałem zrezygnowany. - Że ją kocham? Co to da? Nic...
- Tego akurat nie wiesz. Powiedz jej, co czujesz. Ona ma tyle na głowie, że nie rozumie Twoich sygnałów. Musisz wprost wyrazić swe uczucia.
- Czy Ty nie słyszysz, co mówię? - odparłem nieco zirytowany. - Ona mnie nie kocha. I tego nie zmieni nawet odejście Louisa.
- Ale przynajmniej pozna prawdę. Sam powtarzasz, że każdy na nią zasługuje, choćby miała być najgorsza. Mel jest wyjątkiem?

Zamilkłem i bez słowa odwróciłem się i ruszyłem przed siebie. Miałem gdzieś wołanie żarłoka. Byłem rozgoryczony i zły.

~Cholera, nienawidzę, kiedy masz rację...~

                                                    *Oczami Louisa*

Miałem wiele wątpliwości, czy zostać, czy jednak już odejść. Jednak Harry zdawał się mieć rację. Tu nie chodzi tylko o mnie. Chodzi też o moją rodzinę. O rodziców, o dziewczynki... Pytanie, jak im przedstawić prawdę?

Cóż wszystkie drogi znów prowadzą mnie do Mel... Ona na pewno coś wymyśli. Nie zastanawiając się dłużej, wróciłem do domu. Ujrzałem Melissę, siedzącą przy oknie, która swój wzrok zawiesiła na pochmurnym niebie. Jej słodkie usta były zwarte w jakimś niezrozumiałym grymasie.

~Czyżby coś mnie ominęło?~

Zbliżyłem się powoli do dziewczyny i, szukając w półmroku jej dłoni, zapytałem.

- Skarbie... wszystko w porządku?
- Chyba za bardzo się w tym wszystkim gubię... - szepnęła, spuszczając głowę.
- Hej.. - rzekłem czule, całując ją w  czubek głowy. - Co się stało?

Melissa milczała dłuższą chwilę, aż zebrała się w końcu w sobie i spojrzała mi prosto w oczy, mówiąc ze smutkiem.

- Jestem do niczego.

Zabolały mnie jej słowa. Co skłoniło ją do tego, by tak mówić? Jeśli ktoś tu jest beznadziejny to ja.

- Dlaczego tak twierdzisz głuptasie? - rzekłem ciepło.
- Bo mam wrażenie, że zamiast pomóc, to tylko wszystkich ranię..

Oniemiałem na te słowa. Jak taki anioł jak ona, taka słodka kruszyna może sądzić, że kogoś krzywdzi?
Chwyciłem Mel za dłonie i przyciągnąłem do siebie. Spojrzałem pobłażliwie w jej niezwykłe tęczówki i odparłem pobłażliwie.

- Wygadujesz głupoty. Jesteś najbardziej uroczą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałem. Zawsze dla każdego masz otwarte serce i starasz się wesprzeć. Zobacz na chłopców - to dzięki Tobie spotkali się po latach i mogli odbudować swą przyjaźń. No i ja... Mel, ocaliłaś mnie.. - dodałem ze wzruszeniem.

Brunetka spojrzała na mnie z wdzięcznością i uśmiechnęła się delikatnie, lecz ten piękny uśmiech nie zagościł na długo na jej twarzy.

- Może Ciebie tak, ale...
- Chodzi o Harry'ego, prawda? - dokończyłem za nią. Mel tylko kiwnęła twierdząco głową.
- Kompletnie nie umiem rozgryźć tego chłopaka.. - mruknęła po chwili. - Wydaje się być bardziej wyluzowany i szczęśliwszy odkąd tu przyjechał. Jednak ostatnio znów jest zamknięty w sobie. Coś się z nim dzieje, a ja nie potrafię tego zrozumieć. Tak samo, jak dzisiaj... - westchnęła, po czym opowiedziała mi całe zajście.

Tym razem kompletnie nie wiedziałem, co zrobić. Ja znałem przyczynę zmiany zachowania Hazzy.. Ale czy powinienem mówić o tym Mel? Na razie chyba lepiej się w to nie mieszać.

- Posłuchaj słonko. - szepnąłem do Mel, głaszcząc ją czule po plecach. Wszyscy przechodzimy teraz ciężkie chwile przez Corwina i przeze mnie...
- Ale to nie Tw... - próbowała zaprzeczyć, ale położyłem jej palec na ustach, by pozwoliła mi dokończyć.
- Każdemu z nas nie jest teraz zbyt lekko i każdy z nas przeżywa to na swój sposób. Harry ma w zwyczaju kisić wszystko w sobie. Pewnie nie mówi nic, by Cię nie martwić. Ale jeśli tak Ci z tym źle, to możesz z nim szczerze porozmawiać. Jestem pewien, że przystanie na Twoją prośbę.
- Dziękuję Louieh. - rzekła a następnie złączyła nasze usta w pocałunku.

~To ja dziękuję Tobie.~

                                                   *Oczami Nialla*

-Hazz, otwórz w końcu. -jęknąłem zrezygnowany, pukając wciąż do drzwi jego pokoju.

Tak jak poprzednio odpowiedziała mi jedynie głucha cisza. Kompletnie go nie poznaję. Kiedyś walczył o pannę do upadłego, a teraz zwyczajnie się poddaje i w dodatku załamuje. Czy to dlatego, że chodzi tu też a może przede wszystkim Lou?

- Ech, Harry odezwij się chociaż. - próbowałem dalej. - Co Ty tam robisz? Otwórz te cholerne drzwi i porozmawiajmy, przestań się dąsać jak małe dziecko.

Nie usłyszałem nic, prócz ciężkich kroków i szarpnięcia za klamkę. Po chwili w progu pojawił się Styles.

- Hazza? Stary... - tylko tyle byłem w stanie z siebie wydusić.

Loczek stał ze zgorzkniałą miną i szklistymi, czerwonymi oczami. On płakał...

- Daj mi teraz spokój. Proszę Cię Niall. - mruknął i zatrzasnął mi drzwi przed nosem.

~Cholera, znów nie umiem mu pomóc.~

                                             *Oczami Melissy*

Byłam wdzięczna Louisowi, że jest przy mnie i mogę z nim porozmawiać. A raczej się wyżalić, bo tak właściwie wyglądała nasza rozmowa. Cieszyłam się, że znów mogłam się do niego przytulić i poczuć te kojące ciepło, bijące od jego ciała. Przy nim mogłam zapomnieć o problemach. Chociaż na chwilę.
Zbliżał się wieczór i na zewnątrz robiło się coraz ciemniej. Kolejny dzień spędzony na zamartwianiu się w domu. Chciałam trochę odpocząć.

- Louieh?
- Hmm..? - mruknął brunet, rozluźniając nieco ramię, którym mnie obejmował.
- Chciałabym spokojnie spędzić trochę czasu... Nie myśleć wciąż o tym samym...
- To co powiesz na mały seans filmowy z kocem i górą przekąsek? - rzekł, ukazując rząd białych ząbków.
- Dobry pomysł. - rzekłam uśmiechając się.

Lou wziął mnie na ręce i usadowił wygodnie na sofie a sam udał się do kuchni po smakołyki. Potem zrobił jeszcze jedną rundkę po filmy i obiecane okrycie.

- To co sobie pani życzy? - spytał zawadiacko, wskazując na rozłożone płyty.
- Wybieram to. - odparłam sięgając po jeden z krążków.
- Świetny gust. - rzekł podekscytowany chłopak, po czym wziął ode mnie CD i uruchomił komputer.

Ledwie fabuła "Grease", które oglądaliśmy zaczęła się rozkręcać, usłyszałam dzwonek do drzwi.

- Siedź. - szepnęłam do Lou, który już gotów był znikać. - To pewnie któryś z chłopaków. Pójdę otworzyć.

Ruszyłam na korytarz i po otworzeniu zamka pociągnęłam za klamkę. Wcale się nie myliłam. W Wejściu stał Loczek.

- Harry? Stało się coś?
- Chyba musimy porozmawiać...

Myślałam o tym samym, jednak nie wiem czemu trochę niepokoiła mnie ta rozmowa....
________________________________________________________________________

Wiem, że rozdział nie jest może najlepszy i najdłuższy, ale nie miejcie mi tego za złe. Akurat się trochę rozchorowałam, a i tak zamiast spać, piszę dla Was rozdział. Mam nadzieję, że to docenicie i przymkniecie oko na ewentualne błędy ;D

Harry coraz gorzej radzi sobie z uczuciem do Mel. Może szczera rozmowa rozwiąże ten problem? Czy też go raczej pogłębi? I jak przekonają Corwina, by przyznał się do swego czynu?

c.d.n.

sobota, 19 października 2013

Mała niespodzianka na Halloween ;D

Kochani!
Jak wiecie Halloween zbliża się do nas wielkimi krokami;) Fakt, w Polsce nie jest to święto obchodzone na szeroką skalę, jednak ja osobiście uwielbiam te tajemnicze klimaty ;D Toteż mam dla Was małą niespodziankę w postaci krótkiego opowiadania o One Direction w w takim to właśnie klimacie;) Hope, you'll like it!
_______________________________________________________


One Direction w drodze na swój ostatni koncert z trasy Take Me Home Tour zaplanowany w Polsce na 31 października 2013 roku bawili się naprawdę nieźle. Humory dopisywały całej piątce.

-Zróbmy coś szalonego - powiedział Louis z nadzieją na godny zapamiętania dzień zakończenia kilkumiesięcznego tournee.

Okazja natrafiła się już chwilę po przekroczeniu granicy. Na wjeździe do Polski 1D postanowiła przywitać jedna z Polish Directioners.

-Cukierek albo psikus, panowie! - zawołała podekscytowana, gdy tylko tour bus zatrzymał się naprzeciwko niej.
-Wybieramy psikus! - krzyknął zawadiacko Harry wybiegając z autobusu.

Oczy nastolatki błyszczały przepełnione radością na widok jej ulubionego boysbandu. Całą sytuację obserwował kierowca.

`Tylko jedna fanka? Dziwne. Zawsze było ich więcej ... - stwierdził uświadamiając sobie, że samochody ochrony zniknęły z pola jego widzenia.

Jednak zdumienie Hazzy nie trwało długo. Zachowanie chłopaków, którzy jak rozkapryszone dzieciaki osaczyli fankę oraz sama dziewczyna sprawiali, że Harry kompletnie zatracił się w chwili. Te niebieskoszare oczy, te długie ciemnobrązowe loki opływające jej drobniutkie ciało, ten uroczy purpurowy strój wiedźmy,idealnie komponujący się z srebrzystym księżycem, oświetlającym niebo. Coś niezwykłego było w tej brunetce. Coś, co różniło ją od pozostałych Directionerek...

- To co teraz zamierzasz, yy .. - jęknął Niall.
- Anna. Ale dziś jestem dla Was Arachne. - rzekła z przekąsem dziewczyna.
- A dla mnie jesteś Mysiooka, bo masz oczy szare jak mysz. - zarechotał Louis.
- Lepiej na mnie uważaj. - zarzuciła z przekąsem Anna.
- A co rzucisz na mnie urok?
- Kto wie, sami przecież wybraliście psikus. - mrugnęła okiem w stronę chłopaka o lazurowych tęczówkach. - Mogę zamienić Cię w ropuchę, albo jakiegoś ptaka...
- Kevin! - wrzasnął Tomlinson. - Mogę być Kevinem? Proooszę!

Na te słowa wszyscy zareagowali śmiechem. Ogólne rozbawienie przerwał, jak zwykle rozsądny głos Liama.

- Długo będziemy tu tak stać? Powinniśmy w sumie już jechać...
- Oj wyluzuj Liam, trochę rozrywki jeszcze nikomu nie zaszkodziło. - odparli równocześnie Lou i Niall. Nawet Zayn pokiwał twierdząco głową w geście solidarności.
- Cóż, zostałeś przegłosowany. - stwierdził z rozbawieniem Harry, po czym zbliżył się do nieznajomej i spytał. - To co dla nas przygotujesz?
- Przekonacie się, jeśli pójdziecie za mną. - szepnęła, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie, ginąc powoli w mroku nocnego lasu.

Chłopcy nie pozostali jej dłużni, kroczyli ramię w ramię za fanką, wpływając w głąb wieloletnich świerków. Z każdym kolejnym krokiem robiło się coraz ciszej, coraz bardziej tajemniczo. Nie widzieli już drogi ani tour busa. Gęsta i śnieżnobiała mgła otulała ich ciała a jedynym przewodnikiem była świetlista tarcza, która w towarzystwie gwiazd pozostawiała błyszczące iskierki na sukni urokliwej towarzyszki.

- To tu. - szepnęła Anna. - Nie krępujcie się i wejdźcie.

1D spojrzało trochę niepewnie na Mysiooką, jednak przystali na jej prośbę. Weszli do środka starej leśnej chaty, która pomimo swego sędziwego wieku, prezentowała się wspaniale na tle potężnych drzew.

Wewnątrz leśniczówki było jeszcze mroczniej, niż na zewnątrz. Chłopcy ledwo byli w stanie dojrzeć swe twarze. Stali w milczeniu, oczekując wyjaśnienia od Directionerki.

-Anna? Jesteś tu? Anna? - pytał niecierpliwy Harry. -Ałć! - jęknął po chwili.
- Co jest? - spytał przejęty Niall.
- Hazz, co z Tobą? - dodał Lou, przyświecając telefonem w kierunku przyjaciela.

Loczek stał na środku pokoju, tępo wpatrując się w błysk flesza. Jego szmaragdowe oczy zdawały się być większe, niż kiedykolwiek. Po kasztanowych lokach i rumianym policzku chłopaka spływała żarząco różowa, gęsta farba. Widok Styles'a, wyglądającego jak wielkanocna pisanka sprawiła, iż Louis mało co nie zakrztusił się ze śmiechu. Lecz po oberwaniu balonikiem z niebieską cieczą to on stał się obiektem śmiechu kumpli. W ich rozbawienie wplótł się słodki dziewczęcy śmiech, który prosił.

- Pobawcie się ze mną.

Skąpana księżycowym blaskiem, pojawiła się przy oknie wątła postać sprawcy całego zajścia, która wskazywała na cały kosz podobnych ładunków. Swojej prośby nie musiała wyrażać drugi raz. Nie minęła chwila, jak z piątki wariatów zrobiła się pokręcona, rozbawiona kolorowanka.

-Hej, śliczna chodź tu do nas. - zaśmiał się zawadiacko Harry. - Anna, no dalej nie kryj się, koniec bitwy.

Kiedy nikt mu nie odpowiedział, wyciągnął z kieszeni swój telefon i włączył latarkę. Rozglądał się po całym pomieszczeniu, jednak nie dojrzał nikogo, prócz twarzy swych towarzyszy.

Każdy z nich powtórzył czynność Hazzy, lecz nikt nie zlokalizował pięknych szaroniebieskich tęczówek. Nagle coś popchnęło Styles'a w stronę stoliczka, który znajdował się niedaleko. Chłopak oparł się dłonią o blat, by uniknąć upadku i wtedy poczuł szorstki dotyk. Chwycił za materiał, po czym uniósł go do góry i przyświecił sobie telefonem. W jego palcach tkwił wycinek z gazety, który zaczął czytać na głos.

"Wybrała się na biwak z przyjaciółmi. Już z niego nie wróciła..

Anna( 19 lat) miała spędzić jesienny weekend w leśniczówce rodziców. (...) Jednak dziewczynie nie udało się dotrzeć na miejsce - została śmiertelnie potrącona przez pijanego kierowcę. (...) "Śmierć Ann, to dla nas bolesna strata" płacze Joanna, matka dziewczyny. "Miała tyle planów, marzeń. Nawet nie zdążyła spotkać swych idoli..."


Po doczytaniu ostatniego zdania zapadła głucha cisza. Chyba żaden z nich nie chciał wierzyć, w to co się działo. Przecież z nią rozmawiali i się wygłupiali. Zatem czemu zdjęcie z artykułu tak dokładnie odzwierciedlało ich fankę?

Milczenie przerwał krzyk Nialla.

- Spójrzcie!

Wszyscy skierowali wzrok w stronę blondyna, który z kolei wskazywał na zakurzony mebel. Cała piątka wtopiła swe spojrzenia w napis, który nakreślono drobniutkim palcem w owym pyle.

"Dziękuję Wam za wszystko. Zawsze będę Was kochać. A.xx"

Osłupienie, w jakie popadli oraz napięta atmosfera sprawiły, że nie chcieli pozostawać w chatce dłużej. Wyszli na zewnątrz - okazało się, że po opadnięciu mgły  tour bus był bliżej niż wydawało się wcześniej. Ochroniarze także zdążyli ich dogonić. Kierowca spiorunował chłopców swym wzrokiem, kiedy kolejno zajmowali swe miejsca. Farba także nie zdążyła do końca wyschnąć na ich ciałach. Cała piątka siedziała w milczeniu, kiedy ruszyli w dalszą drogę. Wtedy Harry podniósł się z fotela i zabrał głos.

- Nie udawajmy, że tego nie było, bo to zdarzyło się naprawdę. I wiecie co? Ja się z tego ogromnie cieszę. - rzekł ukazując, swe charakterystyczne dołeczki. - Mamy miliony kochających fanów a także teraz jednego aniołka, który patrzy na nas z góry.

Chłopcy przytaknęli mu zgodnie i na twarzy każdego z nich również pojawił się pogodny uśmiech. Bo czy jest coś piękniejszego od miłości, która przezwycięża nawet śmierć?

Chapter#29 Wyczekiwanej drogi czas...

                                                      *Oczami Louisa*

Miałem skołatane nerwy i wpatrywałem się bezmyślnie w pogrążonych we śnie przyjaciół. Zastanawiałem się, jak się z nimi pożegnać. Z chłopakami ciężko, skoro nawet mnie nie widzą. Ale Mel... Ją zostawić jest mi najtrudniej.

- Louis... Louieh...

Usłyszałem cichutkie jęknięcie. Spojrzałem na dziewczynę, która miała wciąż zamknięte oczy i uroczo marszczyła nosek. Zbliżyłem się do jej ciała i delikatnie głaskałem po policzku, szepcząc.

- Kochanie.. Obudź się, to tylko zły sen...

Powieki Melissy powoli uniosły się do góry i znów mogłem ujrzeć jej prześliczne szaroniebieskie oczy, które kontrastowały z szarówką panującą na zewnątrz. Dziewczyna gwałtownie poderwała się z poduszki i wylądowała w mych ramionach. Znów mogłem poczuć jej ciepło, ten jabłkowy zapach jej długich loków. Byliśmy tylko my i cisza. No i Harry pomrukujący przez sen na fotelu.

                                                    *Oczami Nialla*

Przebudziłem się i leniwie rozejrzałem się po pomieszczeniu, stwierdzając, że wcale nie jestem w swoim pokoju. Chciałem się podnieść, ale ból głowy sprawił, iż z powrotem wylądowałem na kanapie. Nie bardzo kojarzyłem, co się wczoraj działo,ale jedną rzecz pamiętam dokładnie.  Corwin... To on odebrał nam Lou...
Mój kuzyn zabił mojego najlepszego kumpla... Nie, ja już nie mam kuzyna.

Podjąłem drugą próbę i po chwili stałem już na nogach. Podszedłem do okna i spoglądając, jak wstaje dzień, myślałem nad tym, co dzisiaj nam on przyniesie...

Nie czekałem długo na towarzystwo, gdyż chwilę później usłyszałem ciężkie kroki dochodzące z korytarza. Wychyliłem głowę i ujrzałem Mel, która przygarbiona schodziła po schodach i ruszyła na tył domu. Chciałem iść za nią, jednak momentalnie zjawił się Hazz, który energicznie zbiegał na dół i udał się w kierunku dziewczyny.

~Chyba lepiej zostawić ich teraz samych...~

                                                 *Oczami Harry'ego*

Obudziło mnie głośne trzaśnięcie drzwiami. Poderwałem się natychmiast i spostrzegłem, że łóżko Melissy jest puste. Potem usłyszałem łamiący się głos Mel na korytarzu i oddalające się kroki. Nie zastanawiałem się dłużej i pobiegłem za brunetką, która siedziała już w kącie w kuchni.

Dłonie trzęsły jej się z nerwów a w kąciku oka mogłem dostrzec przezroczystą perełkę.

- Hej... Mała co się dzieje? - spytałem troskliwie.
- Spytaj Louisa. - odparła oschle.
- Z chęcią, ale nie wiem, czy pamiętasz, że to stanowi mały problem.

Mel wstała i wyszła. Po chwili wróciła ze stertą białego papieru, który rzuciła na kredens oraz długopis, który wcisnęła w moją rękę.

- Pogadajcie sobie.

Miała już wyjść, jednak coś kazało jej zostać. A raczej ktoś. Dziewczyna stała tępo i patrzyła na kartkę, na której widniał napis:

"ZOSTAŃ.."

- Mel... - szepnąłem spokojnie.

Brunetka westchnęła i zajęła wcześniejsze miejsce.

- To dowiem się wreszcie, o co chodzi?
- Louis chce odejść. Na dobre. - rzekła z bólem.

~Czy ja dobrze słyszę?~

Jej słowa zwaliły mnie z nóg. Wiedziałem, że to kiedyś nastąpi, ale... Już? Teraz? Nawet nie wiem, jak mógłbym się z nim pożegnać..

- Ale dlaczego?
- Twierdzi, że nic więcej nie zdołamy zdziałać. Jest wdzięczny, że wyjaśniliśmy zagadkę jego śmierci i ma teraz czyste sumienie, bo wie, że nie jest samobójcą.

Chciałem coś odpowiedzieć, choć w głowie miałem pustkę. Jednak Lou wyprzedził moje zamiary, sięgając znów po długopis.

"Harreh, przecież wiesz, że tak musi być. Tyle Wam zawdzięczam... Mi też jest ciężko, ale nie ma sensu dalej tego ciągnąć."

- Nie zgadzam się. - szepnąłem.

Gdybym mógł widzieć twarz Louisa, zapewne dostrzegł bym zdziwienie malujące się w jego w błękitnych oczach. Takie same, jakie widniało w tęczówkach Melissy.

- Posłuchaj... Raczej, posłuchajcie. - zacząłem, odwracając się w stronę Nialla, który od dłuższego czasu stał w progu i przysłuchiwał się naszej rozmowie. - Uważam, że jest za wcześnie, by zamykać sprawę. Mówisz Lou, że dla Ciebie to i tak wiele. Ale weź pomyśl o innych, o swej rodzinie. Nie sądzisz, że zasługują na to, by poznać prawdę? Wiem, że jest bolesna, ale Lou... Wtedy zmienią zdanie na Twój temat. A chyba przecież chcesz, prawda?

Zapadła cisza. Jedyne, co się z niej wyłaniało, to szybki, płytki oddech brunetki, która z wdzięcznością i pełnym nadziei wzrokiem wpatrywała się właśnie we mnie. Mimo zaistniałej sytuacji, poczułem przyjemne ciepło przy sercu. Lecz mój umysł sprowadził mnie szybko z powrotem na ziemię - z niecierpliwością zerkałem na stolik.

Czekałem na odpowiedź Lou.

                                                     *Oczami Corwina*

Strach, który doszczętnie mnie sparaliżował, sprawiał, że bałem się wyjść z domu i obawiałem się własnego cienia. Cały czas się zastanawiałem, czy przypadkiem nie ma go gdzieś w pobliżu.

I te wspomnienia. I te natarczywe myśli... Myślałem, że udało mi się to wszystko wyrzucić z pamięci. Jak się okazało, oszukałem wtedy nie tylko policję, ale i samego siebie, twierdząc, że mnie to nie rusza. Bądź co bądź był moim kumplem.. A ja zwykłym smarkaczem.

Czuję, jakby miało mnie rozerwać od środka. Jeszcze chwila i stracę resztki rozsądku. Nie wiem, co ma nade mną większą kontrolę, lęk, czy może wyrzuty sumienia? Bo wbrew jakimkolwiek przekonaniom, to ja również je mam...

Przeklinam dzień, w którym poznałem Mel. Żałuję, że kiedykolwiek zagadałem do tej cholernej dziewczyny. To wszystko przez nią.

                                                     *Oczami Melissy*

-Louieh? -starałam się rzec najdelikatniej, jak tylko mogłam, mimo nerwów, które mną szarpały. - Odpowiedz coś...
-  Kocham Cię Mel. - odparł, uśmiechając się czule i wpatrując we mnie tymi swoimi lazurowymi oczami. -Może macie rację, ale... Dajcie mi to sobie jakoś poukładać.  Muszę to przemyśleć. - dodał, całując mnie w czoło i ulatniając się.

Chociaż jego odpowiedz była krótka i nieco tajemnicza, to ja byłam przepełniona radością. Niczym dziecko, które dojrzało spadającą gwiazdę. Bo go znam. Bo wiem, że zostanie. I wiem, komu to zawdzięczam.

Spojrzałam w stronę Harry'ego, który zniecierpliwiony zerkał to na mnie, to na stertę papieru, która od dłuższego czasu nie zmieniała swego wyglądu.

~No tak, przecież on nie wie.~

Rzuciłam się Harry'emu na szyję i dając całusa, rzekłam entuzjastycznie.

- Przekonałeś go! Na pewno! Dziękuję Harry!

Chłopak był zaskoczony, żeby nie powiedzieć, że oszołomiony moim zachowaniem. Lecz po chwili się opamiętał i szczerząc się oraz ukazując te swoje dołeczki, opowiedział wesoło.

- Umiem być przekonujący.
- Nie da się ukryć, zachichotałam. - Ale naprawdę jestem Ci wdzięczna, jesteś taki kochany. - dodałam.

Wtedy zachowanie Hazzy diametralnie się zmieniło. Loczek uwolnił się z mojego objęcia i spuścił wzrok. Jego uśmiech też gdzieś zniknął. Nie powiedział ani słowa więcej i po prostu wyszedł.

~Czy zrobiłam coś nie tak?~

                                                   *Oczami Harry'ego*

Dobrze, że Lou jeszcze zostanie, bo też jestem przekonany, że tak właśnie będzie. Szkoda, że sam nie mogę z nim tak swobodnie rozmawiać, jak robi to Mel. Chciałbym, by teraz mi coś poradził.

~Jesteś taki kochany...~

-Szkoda, że nie przez Ciebie. - mruknąłem sam do siebie.

Co z nią jest nie tak? A może raczej ze mną? Trzy lata temu moje serce zamarło. Teraz znów znalazło kogoś, dla kogo może bić. I przez tą samą osobę znów umiera...

~Miłość nie jest marszem zwycięzców.
To tylko chłodne i złamane Alleluja...~

Pomyślałem i z westchnieniem ruszyłem przed siebie. Dziś to deszcz jest moim przyjacielem.

                                                    *Oczami Melissy*

Od początku całej tej historii nie przeżyłam praktycznie ani jednego normalnego dnia. Ten również się do takich zaliczał. Najpierw Lou straszy mnie swym odejściem, potem miesza w głowie wyznaniem miłości. I do tego dochodzi Hazza, który najpierw szczerzy się jak kretyn, a potem robi się osowiały i tak po prostu wychodzi. A w tym wszystkim tkwię ja, z coraz większym mętlikiem w głowie.

Moje rozważania przerwał Niall, który zbliżył się do mnie, po czym złapał za ramię w przyjacielskim geście i rzekł ciepło.

- I tak go przy sobie nie zatrzymasz.

Patrzyłam na niego ze zdumieniem i zapytałam.

- O kim mówisz?
- Dobrze wiesz. - uśmiechnął się. - Jego przeznaczeniem jest odejść, a naszym mu w tym pomóc. Więc nie chwytaj się nadziei jak małe dziecko, bo nie zmienisz tego co ma nadejść, a możesz kogoś przy tym zranić. - - dodał, spoglądając w miejsce, gdzie jeszcze chwile temu widniały szmaragdowe tęczówki Lokowatego.
-Ale... - próbowałam coś wydukać.
- Przemyśl to. - szepnął i uśmiechając się na pożegnanie, wyszedł tylnym wyjściem, biorąc przykład z Harry'ego.

Zostałam całkiem sama. Z setką niepoukładanych myśli. I bałaganem uczuć w sercu.

________________________________________________________________________

Heey!

Wybaczcie tak długą przerwę, wiem zabijecie mnie za to xd Tak samo przepraszam za to, że ten rozdział nie jest najlepszej jakości ;P

Cóż, wygląda na to że naszym bohaterom uda się jeszcze zatrzymać Lou. Pytanie tylko na jak długo? I co dalej planują? No i Harry... Czy starczy mu sił, by dalej walczyć ze swym uczuciem do Mel? Czy może się przełamie i wyzna w końcu jej swą miłość?

c.d.n.





piątek, 4 października 2013

Chapter#28 Na zakręcie...

                                                       *Oczami Melissy*

Siedziałam znieruchomiała i wpatrywałam się w Corwina, który z minuty na minutę był coraz bardziej przerażony. Siedział skulony na środku pokoju i wpatrując się w górę, wrzeszczał, wręcz piszczał.

- Idź sobie! Zostaw mnie! Odejdź!

W sumie mu się nie dziwiłam, sama byłam nieco wystraszona. Pierwszy raz w życiu widziałam Lou takiego srogiego i groźnego. W jego oczach błyszczały iskry gniewu, przemieszanego z bólem i rozczarowaniem.'

- Mel, weź Nialla i uciekajcie stąd.- brunet zwrócił się bezpośrednio do mnie. Próbował zachować wobec mojej osoby łagodniejszy ton, jednak furia Louisa była silniejsza od niego.

Patrzyłam na lazurowe tęczówki, które w tamtym momencie przypominały morze wzburzone sztormem i spoglądałam w nie bezmyślnie, jakbym nie rozumiała, co mówi.

- Mel, rusz się! Harry już u Ciebie jest i czeka na Was!

Jego podniesiony ton sprawił, że od razu oprzytomniałam. Czym prędzej ruszyłam w stronę Horana, by pomóc mu wstać. Blondyn nie wyglądał najlepiej. Z łuku brwiowego sączyła się ciurkiem purpurowa krew a w jego oczach widniało jeszcze większe zdezorientowanie od mojego. Jakby kompletnie stracił kontakt z rzeczywistością. Wzięłam Niallera pod ramię i szybko wyszliśmy z pokoju. Całe szczęście, pomimo ilości jedzenia, jakie żarłok pochłania, nie był zbyt ciężki, więc bez większego problemu dotarliśmy do mojego domu. Wolałam nie myśleć, co dzieje się teraz u Corwina.

                                                    *Oczami Harry'ego*

Tkwiłem w bezruchu na sofie i niecierpliwie wpatrywałem się w stos zapisanych kartek, spoczywających na stoliku. Liczyłem, że może pojawi się jakaś wiadomość od niego. Lecz długopis wciąż uparcie przylegał do blatu. Jeszcze nie wrócił.

~Gdzie on do cholery jest? Co się dzieje?~

Setki myśli buzowało w mej głowie. Wyrwał mnie z nich dźwięk szarpnięcia za klamkę. Po chwili usłyszałem ciężkie kroki w korytarzu i błagalne wołanie Melissy.

- Harry? Harry, pomóż!

Wyparowałem, niczym oparzony do przedpokoju i to, co ujrzałem, było jak cios prosto w serce. Dziewczyna stała kompletnie zapłakana, a jej drobniutkie ciało uginało się pod ciężarem Horana, który jeszcze nie do końca rozumiał, co się wokół niego dzieje.

Zbliżyłem się do Nialla i ostrożnie wziąłem go na ręce, po czym ułożyłem na sofie w salonie. Melissę zaprowadziłem do kuchni i prosiłem, by siedziała tam do mojego powrotu. Zabrałem klucz od drzwi i zamykając za sobą dokładnie drzwi, popędziłem do domu Niallera. Chwilę później byłem z powrotem  z jego matką, która jest pielęgniarką i całe szczęście nie miała dziś dyżuru. Kobieta zajęła się swym synem, a ja wróciłem do brunetki, która wciąż roztrzęsiona siedziała na stołku przy ścianie. Powoli zbliżyłem się do niej i szepnąłem.

- Mel... Co się stało?

Mysiooka nie odezwała się, tylko z płaczem wylądowała w mych ramionach. Poprzez łkanie szeptała tylko me imię i trzymała się kurczowo mego torsu, jakby bała się, że odejdę.

- Cii... Już dobrze maleńka... Cii... Nie pozwolę Cię skrzywdzić. Koch.. - w ostatniej chwili ugryzłem się w język.

Bo wiem, że tak może mówić do niej tylko Lou. Choć oczywiste jest, że pewnego dnia ją zostawi, to jeszcze bardziej wiadome jest, że w jej sercu jest tylko miejsce dla niego. Ja jestem tylko co najwyżej cieniem...

Kiedy oddech Melissy nieco się uspokoił i poczuła się pewniej w mym uścisku, spojrzała w me oczy i zaczęła opowiadać całe zajście.

Z każdym kolejnym słowem, czułem jak napinają się wszystkie moje mięśnie a krew coraz bardziej buzuje w mych żyłach. Mogłem przeczuwać, że to jego sprawka. Normalnie gdybym go teraz dopadł, to bym zabił gnojka! Jak mógł tak pogrywać i w efekcie zabić swojego przyjaciela!?

- Och, Harreh to było straszne! On.. On miał taki gniew w oczach... I ten wściekły Lou... - wydukała Mel, pociągając nosem.

Choć było to dla mnie nie lada wyzwanie, próbowałem z całych sił zdusić w sobie swoją wściekłość, by nie przestraszyć dziewczyny. Ale zaraz... Czy ona właśnie powiedziała Lou?

- Louis? - zapytałem tam oszołomiony. - To on tam był?
- Ttak.. - jękneła. - Właściwie, gdyby nie on, to nie wiem, jakby się to wszystko skończyło. Ale jego zachowanie... Sama się trochę go wystrzaszyłam. Rozrzucał wszystko, psuł światło... Jak taka zjawa z horroru..

Mimo wszystko zareagowałem na to śmiechem. Już wyobrażam sobie Louisa robiącego zadymę.

- Ej! Mnie to w cale nie śmieszy. - fuknęła na mnie brunetka.
- Oj nie złość się. - odparłem potulnie. - To dlatego zniknął tak nagle... - szepnąłem już bardziej do siebie.
- Co?

Nie zrozumiałem od razu, o co pyta i nie zdążyłem poprosić o wyjaśnienie, gdyż w tym momencie do kuchni weszła mama Nialla, by oznajmić, że nic mu nie jest, tylko musi odpocząć. Prosiła, bym pomógł jej odprowadzić blondyna do domu.

- Może zostać u mnie. - wtrąciła Mel. - Jutro, jak poczuje się lepiej, to sam wróci.

Powiedziałem, że to genialny pomysł i oznajmiłem, iż ja również pozostaje. Kobieta podziękowała dziewczynie i z uśmiechem wyszła. Mysiooka szarpnęła mnie za rękaw koszuli i zapytała.

- To Ty go widziałeś?
- O czym mówisz? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- No, mówiłeś, że Lou nagle zniknął. Myślałam, że...
- Nie. - rzekłem, uśmiechając się ciepło. - Po prostu rozmawialiśmy... - dodałem, wskazując na arkusze papieru przyozdobione charakterem pisma Tomlinsona i opowiedziałem, co przez ostatnie godziny robiliśmy.

- To cudowne. - stwierdziła, unosząc kąciki ust do góry. - Louieh jest naprawdę kochany.

Resztę wieczoru spędziliśmy w oczekiwaniu na powrót Louisa. Niall zapadł w głęboki sen, więc mieliśmy tylko siebie nawzajem do towarzystwa. I skłamałbym, twierdząc, że średnio mi to odpowiada.

                                                   *Oczami Louisa*

Czułem się, jak jakiś szaleniec, rozum całkowicie odmówił mi posłuszeństwa. A moje serce... Czułem, jak rozpadło się na drobne kawałeczki. Chciał ją skrzywdzić. Był gotów... Boże. A gdybym nie zdążył? I... Jak on mógł mi to zrobić? Mój przyjaciel? Odebrał mi to, co tak ceniłem... Odebrał mi życie...

Nie byłem pewien, czy Corwin mnie widzi, choć w sumie spoglądał bezpośrednio w moje oczy. Mimochodem postanowiłem wyrzucić wszystko z siebie i wykrzyczałem mu prosto w twarz wszystko, co rozrywało mnie od środka.

- Jesteś łajdakiem! Twoja chora zazdrość była ważniejsza ode mnie!? Zrobiłeś ze mnie samobójcę! To przez Ciebie wszyscy mnie za niego mają! Nawet moja rodzina... Rodzina! Widziałeś ich cierpienie?? To Ty do niego doprowadziłeś! A teraz jeszcze podnosisz rękę na moich prawdziwych przyjaciół! - wywrzeszczałem wszystko na jednym wdechu, po czym zachłysnąłem się powietrzem i zbliżając swoją twarz do jego dodałem. - Zbliż się do nich choć o milimetr, spróbuj tylko coś im zrobić... Gwarantuję, że nie prześpisz spokojnie ani jednej nocy więcej.

Nim zniknąłem, dojrzałem w kąciku oka chłopaka łzę. Chciało mi się śmiać na ten widok, bo z pewnością nie była to oznaka skruchy, lecz strachu. Gardziłem nim teraz jak nigdy przedtem.

~Szlak by to wszystko trafił..~

Pomyślałem, wzdychając sam do siebie. Stałem jeszcze chwilę na podwórzu i pozwalałem, by lodowaty podmuch wiatru ostudził moje nerwy. Nie chciałem w takim stanie pokazywać się Mel, pewnie bym ją wystraszył. Już, gdy zrzuciłem te głupie książki była przerażona. Mam tylko nadzieję, że to nie mnie się tak obawiała...

Wziąłem głęboki oddech i chwilę później byłem już w środku. W salonie zdołałem dojrzeć w ciemności blond czuprynę, która kontrastowała z panującym dookoła mrokiem. Udałem się na górę i znalazłem Mel śpiącą w łóżku oraz nieopodal jej Hazzę drzemiącego na fotelu. Byłem mu wdzięczny za to, że się nimi zajął. To na Harry'ego mogłem liczyć w każdej sytuacji. To Harry był zawsze na moje zawołanie i nigdy się na nic nie uskarżał. Szkoda, że zrozumiałem to dopiero po swojej śmierci.

Wiem, że dla niego opieka nad Mel to żadna przyjacielska przysługa, lecz coś więcej. Może oszukiwać samego siebie, ale mnie oczu nie zamydli. Kiedyś zapewne bym mu to wypomniał przy najbliższej okazji, jednak w tej sytuacji.... Dobrze, że Melissa będzie mieć kogoś przy swym boku, kiedy mnie zabraknie. Bo w zasadzie wszystko zostało wyjaśnione. I Harry nie dręczy się już wyrzutami sumienia. Cóż więcej mogli by zrobić... Myślę, że ostatnia rozmowa będzie już pożegnaniem. Jak ja nie cierpię się żegnać z tymi, których kocham...

                                                   *Oczami Corwina*

W pokoju zapanował całkowity mrok i cisza. Jeszcze przez dłuższą chwilę nie miałem odwagi ruszyć się z miejsca. Przysiągłbym, że to jeden wielki sen. Ale ja go widziałem... Mogłem przyjrzeć się jego rysom twarzy, jego oczom, w których malowała się piekielna złość... Nigdy nie widziałem Louisa w takiej furii.

I nie wiem, co bardziej mnie przerażało - świadomość, że ktoś wie o moim czynie, czy to, że Louis złożył wizytę z zaświatów. I co ja mam teraz zrobić?? Nie mam ochoty przyznawać się do tego, co zrobiłem. W sumie to był wypadek... Ale jak oni tego nie zrozumieją? A jak ON wróci??

Jedno jest pewne - tej nocy nie zmrużę oka...

_______________________________________________________________________

Hej Kochani! Tak się składa, że dziś są moje urodziny (stuknęła mi 20stka!), więc postanowiłam zrobić zarówno sobie jak i Wam prezent w postaci nowego rozdziału. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam. xx

Chciałam Was również poinformować, że od października wróciłam na studia. A że jest to drugi rok i kierunek wbrew pozorom nie taki łatwy (germanistyka), to z powodu dużej ilości nauki i późnych powrotów z zajęć( szkołę mam 40 km od domu i dojeżdżam codziennie autobusem) rozdziały będą pojawiać się rzadziej, myślę, że na weekend;) Liczę na Wasze zrozumienie i dziękuję, że wciąż jesteście ze mną.

Love You All. xx

piątek, 27 września 2013

Chapter#27 Trzask łamanego szkła. A nie, to tylko serce...

                                                       *Oczami Melissy*

Staliśmy przy wejściu z Niallem i przyglądaliśmy się Corwinowi. Na twarzy chłopaka malowała się złość przemieszana ze zdezorientowaniem. Widząc go w takim stanie cofnęłam się o krok do tyłu, trochę się go obawiałam. Na szczęście nie byłam sama, wiedziałam, że na blondyna mogę liczyć.

- Powiecie w końcu, czego chcecie?? - warknął Corwin.
- Porozmawiać i to szczerze. Zrobimy to tu, czy może zechcesz wpuścić nas do środka? - odezwał się głos Horana.

Kuzyn wytrzeszczył na niego oczy, jednak po chwili wykonał gest ręką na znak, byśmy weszli. Szczerze mówiąc sama byłam w lekkim szoku. Nigdy wcześniej nie widziałam tak poważnego i srogiego Niallera. Zapowiadało się na długą pogawędkę.

                                                      *Oczami Corwina*

Zdziwiło a nawet zaniepokoiło mnie takie spotkanie. Nie widziałem Mel od incydentu u niej w domu. A teraz przychodzi z obstawą w postaci mojego kuzyna. A gdzie podział się ten loczkowaty idiota? Nie wiem co się święci, ale ani trochę mi się to nie podoba.

~Teraz się już nie wykręcę.~

Pomyślałem, zaprowadzając tą dwójkę do swojego pokoju. Odruchowo rzuciłem się na łóżko i obserwowałem, jak stoją pod ścianą wbijając spojrzenia w podłogę.

- Zaczniecie wreszcie gadać, czy będziecie tak stać jak kołki? - moja cierpliwość była na wykończeniu.

Mel podniosła na mnie swe oczy, po czym westchnęła i szepnęła do mnie.
- Chodzi nam o Louisa...

~O cholera.~

                                                    *Oczami Nialla*

Stałem naprzeciw niego i starałem się ze wszelkich sił zachować spokój. Ale coś zaczęło drażnić mnie w tym chłopaku... Nie poznawałem go, to nie był ten sam kuzyn, z którym spędziłem dzieciństwo. Ten Corwin był wrogo nastawiony do każdego, kto chciał się do niego zbliżyć. Nic dziwnego, że Mel z trudem odważyła się na mówienie.

- Chcemy porozmawiać z Tobą o Louisie. - powtórzyła nieco głośniej.
- A ta znowu swoje... - jęknął bezczelnie Corwin.
- Zamknij się i wysłuchaj co ma Ci do powiedzenia! - wrzasnąłem, wskazując na dziewczynę.

Zawadiaka od razu zamilkł, ale mój wrzask musiał i wystraszyć Melissę, która spojrzała na mnie zmieszana. Położyłem dłoń na jej ramieniu w geście otuchy, po czym rzekłem ciepło.

- Mów Mel.

Mysiooka uśmiechnęła się do mnie blado, po czym zbliżyła się do Corwina i powiedziała bardziej stanowczym tonem.

- Posłuchaj, przestań mi wpierać, że wszystko jest wytworem mojej wyobraźni. Wiemy wszystko. To jak byłeś zazdrosny o Harry'ego, jak raniłeś swą zazdrością Louisa. I wiemy o obozie. To nie było samobójstwo i Ty też zdajesz sobie z tego sprawę. - mówiła nieprzerwanie a jej drobne dłonie zacisnęły się w pięści. - Teraz Twoja kolej, byś wreszcie powiedział prawdę.
- A niby co mam powiedzieć? Nie umiał się bawić to przeholował. - burknął Corwin.

Miałem ochotę mu przyłożyć, lecz w tym samym czasie Mel wymierzyła mu siarczysty policzek. Muszę przyznać, że ledwo powstrzymałem śmiech widząc minę Corwina. Harry byłby dumny z Mel.

- Przestań ściemniać i zacznij gadać! I tak znam prawdę! - wrzeszczała ze łzami w oczach.

                                                     *Oczami Harry'rgo*

Kręciłem się po osiedlu w tą i z powrotem, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Byłem wściekły, że poszła tam z Niallem a mnie kazała zostać. Tylko sam nie wiedziałem, czy wkurzył mnie fakt, że nie będę mógł spojrzeć tamtemu dupkowi w oczy, czy też zaczynałem być zazdrosny o przyjaciela...

~Styles, opanuj się idioto. Przecież ona i tak woli już innego.~

Nie mogłem tak po prostu usiąść i czekać na wieści. Czułem się jak szczeniak, który oczekuje wyników egzaminu końcowego. W takich chwilach był przy mnie Louieh...

Nie myśląc nawet nad tym, co robię, udałem się z powrotem do domu Mel. Dziś wspominając to, stwierdzam, iż było to nieco idiotyczne posunięcie z mojej strony - w końcu ktoś mógł mnie wziąć za złodzieja. Jednak w tamtym momencie potrzebowałem czyjejś bliskości, potrzebowałem Louisa..
Wiedziałem, gdzie Melissa chowa klucze, więc bez trudu dostałem się do środka. Od razu usiadłem w salonie i szepnąłem.

- Lou, to ja Harry... Powiedz, że tu jesteś.

Odpowiedziała mi głucha cisza. No tak, jak mam się z nim porozumieć, skoro nie mogę go usłyszeć?

- Lou... Daj jakiś znak, że tu jesteś... - rzekłem głośniej.

Wtedy odczułem przyjemne mrowienie i dotyk na swym policzku. Przyszedł.

- Czuję się, jakbym gadał sam do siebie, choć wiem, że mnie słyszysz. Ja po prostu nie chcę siedzieć teraz sam. Jestem zmęczony samotnością... Szkoda, że nie możemy porozmawiać tak, jak kiedyś. - odparłem półgłosem, a z mojego oka wymknęła się pojedyncza łza.

Wtem spojrzałem na stolik przede mną. Arkusz papieru, który spoczywał na blacie, zaczął się poruszać w różne strony. Po chwili na ziemię spadł złamany ołówek.

- Już wiem! Już rozumiem! - krzyknąłem radośnie.

Zrzuciłem na podłogę wszystkie wycinki gazet pozostawiając jedynie białe kartki a na środku ułożyłem trzy długopisy. Tak w razie, gdyby któryś nie chciał pisać. Nie musiałem długo czekać na reakcję - ujrzałem jak jeden z pisaków  unosi się do góry, kreśląc w powietrzy figlarne kółka, a na arkuszu pojawiają się stopniowo znaki dobrze znanego mi charakteru pisma.

" Harreh, wyluzuj i zjedz marchewkę".

Przeczytałem i wybuchłem gromkim śmiechem. Nic się nie zmienił. Rozmawialiśmy tradycyjnie o wszystkim i o niczym. Ja mówiłem głośno a Louieh odpisywał mi za każdym razem na papierze. Przyrzekłbym nawet, że słyszałem raz jego śmiech. A może to umysł ze mną pogrywał? W każdym razie serce skakało z radości.

                                                    *Oczami Melissy*

Stałam i wpatrywałam się w Corwina, który wciąż siedział oszołomiony na łóżku. Nie wiedziałam, czego się po nim spodziewać. Wybuchnie i zechce się na mnie rzucić? Czy może podkuli ogon i wreszcie zacznie gadać? Widziałam, że Niall się do mnie przybliżył, jakby chciał mnie asekurować. Chyba też przestał wierzyć kuzynowi...

Corwin przysunął się bliżej krawędzi łóżka, po czym wstał i ze spuszczoną głową podszedł do okna. Rzekł szeptem.

- On za nic nie odebrałby sobie życia...
- Powiedz mi coś, czego nie wiem. - burknęłam pod nosem.

Teraz role się odwróciły. To ja byłam tą oschłą a jego głos łamał się coraz bardziej. Czyżby on płakał?

- Pojechaliśmy tam, by się zabawić. Cieszyłem się, że nie zabrał tego lokowatego kretyna ze sobą. Chciałem, by w końcu to na mnie skupił swą uwagę. Byłem zły, bo miałem wrażenie, że z Harry'm łączy go znacznie więcej, niż ze mną... - zaczął się plątać we własnych słowach.

- Przestań gadać o pierdołach i wytłumacz to - warknęłam, rzucając mu pod nogi znalezioną w obozie branzoletkę i skrawek materiału z jego inicjałami.

Corwin patrzył na mnie zszokowany, po czym westchnął i rzekł.

- To miała być niewinna zabawa... Chciałem, by się rozluźnił. Ponieważ pił mało, pomyślałem, że jak wzmocnię mu drinka, to szybciej załapie fazę...
- Wsypałeś mu jakiś szajs i nie myślałeś o konsekwencjach?? - prychnęłam na niego z niedowierzaniem.
- Widziałem, że wygląda nie najlepiej ale myślałem, że najwyżej nieco się rozchoruje. Wtedy byłby mi nawet wdzięczny za opiekę nad nim i zrozumiałby, że Harry do niczego nie jest mu potrzebny! - wrzasnął z nutką desperacji w głosie.
- Czy Ty słyszysz, co Ty mówisz!? - wrzasnęłam na niego, a z moich oczu zaczęły cieknąć łzy.
- Przecież nie chciałem go skrzywdzić!
- Ale to zrobiłeś!- krzyknął blady Niall. - Cholera jasna, Corwin! Zabiłeś Louisa!! I jeszcze tyle lat się z tym kryłeś!
- A miałem się niby przyznać!? - pisnął Corwin.
- Jeśli nie Ty, to ja o wszystkim powiem. Mam dowody. - rzekł twardo Horan, podnosząc z dywanu materiał i starą mulinę.

Chłopak nie odpowiedział nic, tylko od razu rzucił się z pięściami na blondyna. Próbowałam ich rozdzielić, lecz byłam na to zbyt słaba i szybko zostałam odepchnięta na łóżko. Po chwili dojrzałam, jak Nial stacza się na podłogę a z jego skroni sączy się purpurowa ciecz. Corwin przez moment przyglądał się oszołomionemu kuzynowi, po czym swój wzrok skierował w moim kierunku. Ze strachu zaczęłam szlochać jak małe dziecko. Obawiałam się, tego co mógłby mi teraz zrobić.

- Macie siedzieć cicho. - wycedził przez zęby, zaciskając pięść i trafiając w ścianę tuż koło mej głowy.
- Proszę.. Nie... - wymamrotałam przez łzy.

Spuściłam wzrok, nie miałam odwagi dłużej na niego spoglądać. Zdążyłam tylko dojrzeć, jak chłopak upada na ziemię i patrzy z przerażeniem w górę. Na początku nie rozumiałam, co się dzieje. Nagle światło w pokoju zaczęło przygasać, z żarówki wyskakiwały drobniutkie iskry. Z regałów w pokoju chłopaka zaczęły spadać z ogromnym hukiem książki. Horan, który nieco odzyskał świadomość, sam był zaniepokojony tym, co widzi. Lecz ja zrozumiałam wszystko. Louieh przyszedł nam z pomocą.

                                              *Oczami Harry'ego*

Żartowaliśmy z Louisem, a czas pędził tak nieubłaganie. Zupełnie jak za starych czasów. Louieh zaczął kreślić kolejny dowcip na papierze, gdy nagle go przekreślił i napisał drukowanymi literami.

"Wybacz Hazz, muszę się zmywać. Do następnego razu Harreh.xx"

Zdziwiła mnie jego reakcja. Czy jako duch musi być aż tak tajemniczy? Czułem, że coś jest nie tak... Tylko jeszcze nie wiedziałem, co.

__________________________________________________________

No i mamy kolejny rozdział ;) Przepraszam, że tak długo czekaliście ale złapała mnie typowa jesienna chandra i nic mi się nie chciało ;P No to wreszcie poznaliśmy okoliczności śmierci Lou...  Co teraz będzie z naszymi bohaterami? Jak zachowa się Corwin?

c.d.n.

sobota, 21 września 2013

Chapter#26 Konfrontacja.

                                                    *Oczami Harry'ego*

Obudził mnie w środku nocy jakiś hałas dochodzący z dołu, który za chwilę przeniósł się na górę. Choć byłem zaspany i nie bardzo chciałem wyłazić z łóżka, to chęć poznania źródła tych dziwnych odgłosów wzięła nade mną górę.

 Dokładnie owinąłem się kołdrą, by uniknąć niepotrzebnych sensacji ( w końcu lubię spać, tak jak matka natura mnie stworzyła) i powoli otworzyłem drzwi. W progu zdążyłem dojrzeć jedynie szczupłą sylwetkę żarłoka, która leniwie wsunęła się do pokoju obok.

- Gdzie on do cholery był?? - szepnąłem sam do siebie.

Postanowiłem szukanie odpowiedzi na to pytanie zostawić do rana.  Zarówno on jak i ja potrzebowaliśmy teraz snu.

                                                    *Oczami Melissy*

Obudził mnie delikatny szum. Otworzyłam oczy i spojrzałam przez okno. Świat znów pogrążył się w szarych strugach deszczu. Przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz.  Chciałam się przytulić, ale okazało się, że nie mam do kogo. Byłam sama. Łóżko bez bruneta o lazurowych tęczówkach wydawało mi się takie duże, jakbym miała w nim zniknąć zakryta pościelą. Tak puste bez niego...

Wyczołgałam się powoli spod kołdry, narzuciłam na siebie szary cardigan i boso zeszłam na dół. Wszędzie było tak ciemno, tak ponuro... Miałam wrażenie, że jestem malutką dziewczynką, która tkwi w jakimś labiryncie. Przeszukałam dokładnie każde pomieszczenie. Ignorowałam dreszcze, które targały moim ciałem. Byłam już zrezygnowana, kiedy do mych uszu dotarł głośny pogwizd czajnika. Delikatnym, wprost kocim truchtem popędziłam do kuchni przekonana, że spotkam tam Louisa. Jednak okazało się, że nikogo prócz mnie tam nie ma. Na kuchence podskakiwało wrzawo blaszane naczynie, z którego długiej smukłej szyi buchały kłęby białej jak mleko pary. Nieopodal na blacie spoczywał biały, wysoki kubek z nadrukowanym czarnym krawatem.

Pomyślałam, że to jakiś kiepski żart, jednak coś mi nie pasowało. Ten kubek.. Coś z nim nie tak.
Przyjrzałam się mu jeszcze raz i wtedy mnie olśniło. To w nim ojciec każdego ranka zaparzał sobie kawę przed wyjściem do pracy. To ten podarowałam mu na urodziny... Tylko co on tu robił?
Nie przypominam sobie, byśmy go ze sobą przywiozły. Stałam tak chwilę przyglądając się przedmiotowi, gdy usłyszałam szept za swoimi plecami.

- Woda już się zagotowała, możesz wyłączyć.

Ten ciepły, znajomy głos... I wcale nie należał do Louisa. Obróciłam się powoli i raptownie soczysta łza spłynęła po moim policzku.

- T.. Ttata??
- Dzień dobry córeczko. - uśmiechnął się delikatnie mężczyzna.
- Tato! Tatusiu!..- wyłkałam, rzucając mu się na szyję.

Ojciec przytulił mnie mocno do siebie i bawił się kosmykami moich włosów, jak to miał w swoim zwyczaju. Potem odsunął się nieco ode mnie i zmierzając mnie wzrokiem z góry na dół, rzekł.

- Stałaś się piękną kobietą.

Przetarłam rękawem łzy, które wciąż tkwiły w moich oczach i spytałam niepewnie.

- Co tu robisz? Skąd się tu wziąłeś?
- Chciałem porozmawiać Mel. Przeprosić i podziękować.
- Przeprosić... - powtórzyłam, niczym nakręcona.
- Wiem, że nie powinienem tak po prostu Was zostawić. I żałuję, że akurat to Ty mnie znalazłaś. Wiem, że zastanawiasz się dlaczego to zrobiłem...
- Już nie. - rzekłam. - Zrozumiałam, że miałeś swoje powody. Co nie znaczy, że pochwalam Twój wybór.
- Mel... - westchnął ojciec. Chyba odczuł małą ulgę, że nie musi mi przytaczać swoich argumentów.
- Powiedz tylko... - szepnęłam. - Żałujesz? Żałujesz tego co zrobiłeś?

Tato wpatrywał się chwilę we mnie w ciszy, rozumiałam, że przemyślał to, co chce mi powiedzieć.

- Nie ma chwili, bym o tym nie myślał Kochanie. Gdybym mógł cofnąć czas, chciałbym być przy Tobie w chwili gdy delikatnego pąka przeistaczasz się w wonny kwiat, którym teraz jesteś. Ale wtedy wierzyłem, że robię dobrze... - odparł smutnym tonem. Cóż nawet i duszę mogą dręczyć wyrzuty sumienia.
- Wiem tato, wiem. - odpowiedziałam, przytulając go do siebie.

Ojciec podszedł do blatu i wrócił z kubkiem ciepłej kawy, którą zdążył w międzyczasie zaparzyć. Upił łyk, po czym wręczył mi hebanowy płyn do ręki. Spojrzałam w jego popielato- błękitne tęczówki. Wiadomo po kim mam swoje "mysie" oczy..

- Jestem Ci wdzięczny Mel. - powiedział z ciepłym uśmiechem na twarzy.
- Za co?
- Za to, że mi przebaczyłaś. Za to, że znów chcesz mnie w swym sercu.
- Tam zawsze będzie dla Ciebie miejsce... rzekłam półgłosem.
- I obiecuję, że tam mnie zawsze znajdziesz, gdy będę Ci potrzebny Kochanie. - odparł, dotykając palcem mojej lewej piersi.
- Kocham Cię. - odparłam, po czym odwróciłam twarz, by ukryć samotną malutką łzę.
- Ja Ciebie też. - zadźwięczał radośnie. -  I pamiętaj, by nie przywiązywać się tak do nieba, bo jest ono zbyt odległe ziemi. Lepiej poszukać szczęścia przy gruncie, a jest ono bliżej, niż Ci się wydaje.
- Co.. masz na myśli? - chciałam spytać, lecz gdy się odwróciłam, zobaczyłam, że zniknął. Jedyne, co mi po nim pozostało, to uwiązany pod krawat kubek z wciąż ciepłą kawą.


Przetarłam oczy. Była gdzieś ósma rano. I pomimo słonecznej pogody zapowiadał się chłodny dzień, co można było wywnioskować po rosie znajdującej się na szybie. Spojrzałam na Louieh'go, który wciąż  drzemał przy moim boku, trzymając moją dłoń zamkniętą w swojej. Uśmiechnęłam się na ten widok, po czym delikatnie wyswobodziłam się z jego uścisku i zeszłam do kuchni. Zaparzyłam sobie kawy i napawając się jej wonią wciąż rozmyślałam o rozmowie z tatą.

~Więc to był tylko sen?~

Ale to ciepło, które czułam, ten dotyk. To wszystko było takie realne. I jego dziwne słowa na pożegnanie.

"I pamiętaj, by nie przywiązywać się tak do nieba, bo jest ono zbyt odległe ziemi. Lepiej poszukać szczęścia przy gruncie, a jest ono bliżej, niż Ci się wydaje."

Zapisałam je sobie na karteczce, by nie umknęły z mej pamięci. Czuję, że mam własną zagadkę do rozgryzienia.

                                                   *Oczami Nialla*

Wstałem koło południa i to z wielkim trudem. Nie sądziłem, że spędzę u Mel tyle czasu. Nie sądziłem, że będę mógł się przed nią tak otworzyć. Teraz rozumiem, czemu wpadła w oko Hazzie. Szkoda, że jej serce jest już zajęte... Mogliby być fajną parą.

Uznałem, że moje ciągłe filozofowanie jest czymś nienormalnym, zwłaszcza, gdy robię to o pustym żołądku, dlatego czym prędzej się ogarnąłem i ruszyłem do najświętszego przedmiotu w tym domu, jakim jest lodówka. Skończyłem szykować sobie przerośniętą kanapkę, kiedy usłyszałem.

- Dzień dobry śpiąca królewno.

Normalnie, będąc tak zaspanym, puściłbym tą uwagę mimo uszu jednak byłem w wyjątkowo dobrym humorze i aż mnie korciło by się odgryźć. Spojrzałem na Loczka i pisnąłem.

- O Boże! Harry!!
- Co jest? - spytał, wytrzeszczając oczy.
- Wiedźma zaklęła Cię w ropuchę! A chwila... Ty tak zawsze... - odparłem, dławiąc się ze śmiechu.
- Kretyn. - burknął pod nosem, rzucając we mnie ścierką od naczyń. - Lepiej powiedz, gdzie byłeś przez prawie całą noc.
- U Melissy. - odpowiedziałem, wciąż rechocząc jak głupi. Przestałem w momencie, gdy ujrzałem zdumioną minę Styles'a. - Spokojnie, nie w tym celu, co myślisz. - zaśmiałem się. - Potrzebowałem po prostu pogadać.
- O czym?
- Wszystkiego się dowiesz, jak do niej pójdziemy. - bąknąłem przełykając ostatni kęs mojej kanapki.

Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, gadając o głupotach - jak zwykle z resztą. W międzyczasie Hazz napisał do Mel, że lada chwila może się nas spodziewać. Żartował, że wolał ją uprzedzić w razie gdyby była całkowicie pochłonięta duchowymi przyjemnościami.

Gdy dotarliśmy pod dom dziewczyny, mysiooka przywitała nas szerokim uśmiechem, po czym zaprosiła do środka. Loczek tradycyjnie zapytał o Lou, który jak zwykle się zmył, by nie przeszkadzać nam w rozmowie.

- No to co ustaliliście? - spytał Harry.

Mel przez chwilę popatrzyła na mnie niepewnym wzrokiem, jakby nie wiedząc do końca, co powiedzieć. Jednak odchrząknęła i zabrała głos.

- Widzisz Harry, by zakończyć tą całą sprawę musimy mieć pewność, czy to faktycznie Corwin ma związek ze śmiercią Louisa... I najlepiej, by sam się do tego przyznał. Dlatego postanowiliśmy tam iść...
- ... bez Ciebie. - dokończyłem za Mel.

Chłopak spojrzał na mnie oburzony i już chciał zaprzeczyć, jednak nie dałem mu dojść do słowa.

- Słuchaj stary, rozumiem, że chcesz usłyszeć, co on ma do powiedzenia. Ale problem w tym, że on prędzej Cię zwyzywa niż piśnie choć słówkiem. I wszystko skończy się na kolejnej bójce.
- A Wam to może co? Od razu numer konta poda? - odparł ironicznie.
- Nie błaznuj, ja jestem jego kuzynem, więc przede mną prędzej się otworzy. Do Mel też ma słabość...
- Pff.. - prychnął Styles. - Kiedy macie zamiar iść?
- Teraz. - rzekliśmy z dziewczyną jednocześnie. Widać i ona chciała mieć to za sobą.

Hazz nie odpowiedział nic.  Siedział cały zesztywniały i zaciskał pięści. Był wściekły. Lecz wiedział, że mam rację. Zaklął coś pod nosem, po czym wyszedł z domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Mel obejrzała się za nim zmartwionym wzrokiem.

- Nie martw się, przejdzie mu. My też już chodźmy. - powiedziałem do niej ciepło.

Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, po czym udaliśmy się na zewnątrz. Choć dom Corwina dzieliło od domu Melissy zaledwie kilkanaście kroków, to miałem wrażenie, jakbyśmy kroczyli przez pół miasta. Byłem cholernie zdenerwowany. A gdy Mel nacisnęła drżącą ręką na dzwonek do drzwi, dostałem wręcz paniki. Czułem, jak mój żołądek wywraca się do góry nogami. Jednak nie było już odwrotu.

Po drugim dzwonku klamka wreszcie poruszyła się i w progu stanął mój kuzynek, który przywitał nas wytrzeszczonymi oczami i piskliwym tonem.

- Co Wy tu robicie!?

______________________________________________________________________

Mam nadzieję, że długość i jakość tego rozdziału wynagrodzą Wam choć trochę oczekiwania na nową notkę. Jak myślicie, co ciekawego ma do powiedzenia Corwin? I jak Mel ma rozumieć słowa ojca?

c.d.n.