Translate

czwartek, 30 stycznia 2014

Epilog

- Mel... - usłyszałam ciche mruknięcie tuż obok swego ucha.

Westchnęłam i nakryłam się kołdrą. Marudziłam,  nie otwierając oczu i uśmiechnęłam się zadowolona, gdy wreszcie delikatne szturchanie mojego ramienia ustąpiło.

- Ja Cię kocham a Ty śpisz. - dobiegło mnie rozbawione westchnięcie, nim w pokoju nastała głucha cisza.

Mówił tak do mnie zawsze, gdy ucinałam sobie popołudniową drzemkę a ta przeciągała się wręcz do wieczora. Powtarzał to zdanie bardzo często. Od tamtego momentu...




"Ja Cię kocham a Ty śpisz". Poznałabym ten chrypliwy szept wszędzie. Jednak chciałam się upewnić, kto jest adresatem tych słów. Niestety, uniemożliwiły mi to zatrzaśnięte jakby na zamek powieki. Gdy po dłuższym czasie udało mi się rozeznać kolejne odgłosy i otworzyłam wreszcie oczy, ujrzałam blond czuprynę Nialla śpiącego na krześle obok mojego łóżka.

- Niall? - szepnęłam zdezorientowana, wyciągając rękę do chłopaka.
- Mel, nareszcie! - odrzekł uradowany, gdy się ocknął. - Jak się czujesz?
- Chyba dobrze.. Co się stało? Dlaczego tu jestem? - oszołomiona obrzucałam go kolejnymi pytaniami.
- To nic nie pamiętasz? - mruknął zdziwiony. - Mel, po tym jak odszedł Lou.. Chciałaś.. Z nim... Rozumiesz?
- Wystarczy. - odparłam cicho. Czyli to nie był sen. Naprawdę targnęłam się na własne życie... - Długo spałam? - postanowiłam zmienić temat.
- Nie wiem, po tygodniu straciłem rachubę czasu. - westchnął dyskretnie.

~Serio? Nic dziwnego, że czuję się, jakbym przespała pół życia.~

- I byłeś przy mnie cały ten czas? - zapytałam niepewnie.
- Oczywiście. - uśmiechnął się. - Nigdy nie zostawiam przyjaciół na lodzie.
- Dzięki. - rzekłam ciepło. - A co.. - musiałam o nim wspomnieć. Nie wiem, czemu ale coś wewnątrz mnie wręcz krzyczało, by choć usłyszeć jego imię.'
- ... z Harry'm? - dokończył za mnie Horan. - Cóż.. - nabrał powietrza do płuc i chwilowo wstrzymał oddech.- Przychodził. Codziennie. Zostawiał mały bukiet róż i wypytywał lekarzy o Twój stan. Gdy wreszcie powiedzieli mu, że wydobrzejesz, przestał się pokazywać. Kilka dni później wrócił do Londynu. - zamilkł, oczekując w zniecierpliwieniu mojej reakcji.

Nie powiem - zabolało. Najpierw Lou, teraz Harry... Każdy mnie opuszczał. Został mi już tylko Niall.

- Melissa... - szepnął żarłok, zapewne próbując odnaleźć jakieś słowa pocieszenia.
- Nie przejmuj się. - posłałam blady uśmiech Horanowi, choć czułam wewnętrzny żal.


"I pamiętaj, by nie przywiązywać się tak do nieba, bo jest ono zbyt odległe ziemi. Lepiej poszukać szczęścia przy gruncie, a jest ono bliżej, niż Ci się wydaje."


Niczym bumerang powróciły słowa mojego ojca. Wreszcie zrozumiałam. To Harry jest gruntem mojego istnienia. Kiedy zaczęło do mnie docierać, ile Loczek dla mnie znaczy, Nialler poprzez swoje opowieści dawał mi do zrozumienia, że ja Hazzie też nie jestem obojętna. Szkoda, że moja próba samobójcza musiała mi to uświadomić.

~ Jednej miłości dałam odejść. Drugiej na to nie pozwolę.~

Nie zastanawiałam się długo. Wypisałam się na własne żądanie i bez namysłu ruszyłam do Londynu. Dzięki wskazówkom Horana odnalazłam lokal, w którym pracował Harry. Już w progu kawiarni z łatwością odnalazłam wśród tłumu bursztynową burzę loków i szmaragdowe tęczówki. Jednym susem podbiegłam do chłopaka i rzucając mu się na szyję wbiłam w jego usta.

- Kocham Cię Harreh - szepnęłam, gdy wreszcie oderwałam się od jego warg.

Na twarzy bruneta wymalowało się jednocześnie zaskoczenie ale i szczęście. Nie odpowiedział nic, tylko wtulił mnie w swój tors z całych sił i obdarował jednym z najbardziej czułych pocałunków, jakie można sobie wyobrazić...





- Chłopcy kolacja! - zawołałam wesoło, stojąc w progu ganku otulona swetrem i trzymając kubek gorącej herbaty w dłoni.
- Chodź Louieh. - rzekł ciepło Harry, biorąc naszego synka na barana i krocząc z nim przyodziany w swój cwaniacki uśmiech w moim kierunku.

Z uśmiechem obserwowałam, jak moi mężczyźni zabierają się za posiłek, po czym swój wzrok skupiłam na żółtym, niczym jesienny liść niebie. W dłoni ściskałam pewną wyblakłą kartkę papieru zapisaną przez pewnego ducha, który przed dziesięcioma laty wywrócił mój świat do góry nogami.

~ Spełniłam Twoją prośbę Lou. Mam nadzieję, że Ty również tam nie próżnujesz.~

Po tym, jak wyznałam miłość Harry'emu, chłopak sprzedał swoje mieszkanie i przeprowadził się do mnie. Dzięki pieniądzom, jakie otrzymał za transakcję oraz niewielkiej pożyczce od rodziny udało mu się otworzyć własną cukiernię w Doncaster, która, przyznam nieskromnie, zyskuje wciąż coraz to większe zainteresowanie. W domu natomiast stworzył skromne studio nagrań i krok po kroku dąży do spełnienia muzycznych aspiracji, jakie dzielił ze swym przyjacielem. Ja z kolei otworzyłam fundację, mającą na celu uświadamianie młodzieży o zagrożeniach, jakie niosą ze sobą używki. "Kevin", bo tak nazywa się kierowana przeze mnie placówka, reprezentowany jest przez sympatyczny herb, na którym widnieje uroczy chłopiec w pasiastej koszulce i czerwonych spodniach, obejmujący przyjacielsko nie wiele mniejszego od siebie szarego gołębia.

- O czym tak myślisz? - usłyszałam niski głos Harry'ego, który objął mnie od tyłu, przyciskając me plecy do swego torsu i splatając palce na szych dłoni tak, iż noszone przez nas złote obrączki pobrzękiwały cicho, ocierając się o siebie.
- O tym, że grunt jest o wiele przyjemniejszy od nieba. - szepnęłam , uśmiechając się.
- Nie rozumiem. - rzekł rozbawiony i złożył delikatny pocałunek na moim policzku.
- Nie musisz. - odparłam ciepło, biorąc na ręce małego, który podbiegł do nas spragniony uwagi rodziców.

Wieczorem znów mogłam się wtulić i zasnąć w objęciach mężczyzny, którego miłość była dla mnie wręcz świętością. Po tylu cierpieniach, ile mu niegdyś zadałam, jego serce jedyne, co mogło, to pokochać mnie jeszcze bardziej.

Louis tak naprawdę nie zniknął z mojego istnienia. On wciąż żyje we wspomnieniach i imieniu, noszonym dumnie przez naszego synka. Moje uczucie do niego też tak naprawdę do końca nie wygasło. Tylko pomogło mi odnaleźć osobę, z którą mogę kroczyć ramię w ramię przez życie. I z uśmiechem powitam dzień, kiedy znów się spotkamy. Nazwie mnie księżniczką i wpatrując się swymi lazurowymi tęczówkami porwie mnie w beztroski taniec.

Teraz jestem tu. Czerpię z każdego dnia pełną garść. I oddycham tym samym tlenem, co Harry. Mój Harry.


KONIEC



~*~List do M.~*~


Kochana Melisso,

Ostatni natłok jakże dynamicznych zdarzeń skłonił mnie do tego, by podzielić się z Tobą swoimi przemyśleniami. Zapewne pomyślisz, że mógłbym Ci to powiedzieć, spoglądając w Twe piękne, szaroniebieskie oczy, jednak sądzę, iż zapisane słowo, będzie trwalsze i być może okaże się pomocne, kiedy mnie już nie będzie.

Serce, którego teoretycznie nie mam, kołacze mi jak szalone, gdy próbuję cokolwiek nakreślić swą dłonią na tej kartce papieru. Wspominam dzień, kiedy pierwszy raz Cię ujrzałem i moment, gdy dowiedziałaś się o mnie prawdy i mimo wszystko potrafiłaś mi zaufać. Walczyłaś mężnie, by rozwiązać problemy, którymi Cię obarczyłem i znalazłaś w sobie jeszcze siłę, by obdarować mnie najszlachetniejszym z uczuć.

Ja odwzajemniłem Twoją miłość. Kocham patrzyć, jak zasypiasz i budzisz się koło mnie. Jak grymasisz, gdy zapomnę posłodzić Ci kawę, czy śmiejesz się, gdy nabałaganię. Jeśliby tylko byłoby to możliwe, za nic nie rozstawał bym się z Twoim widokiem, z ciepłem Twego ciała.

Jednak taka jest kolej rzeczy Mel. Ja nie należę do Twego świata i choć wiem, jak bardzo Cię tym zranię, muszę odejść tam, gdzie moje miejsce. Chociaż zrobiłaś dla mnie więcej, niż ktokolwiek za mojego życia i nie powinienem o cokolwiek prosić, to błagam Cię o jedną rzecz. Nie rób niczego głupiego. Spróbuj wyrzucić mnie ze swej pamięci, przynajmniej na jakiś czas.

Mel, obiecaj mi to, że będziesz żyć. Za nas dwoje. Założysz rodzinę i doświadczysz wszystkiego, czego ja nie zdążyłem skosztować w życiu. Obiecuję, że kiedy nadejdzie odpowiednia pora, spotkamy się znowu. Będę cierpliwie na Ciebie czekał i obserwował z góry, jak pięknie rozkwitasz i czerpiesz radość pełnymi garściami.

Kocham Cię ponad wszystko.
                             Lou.
~*~*~*~

_____________________________________________________

DZIĘKUJĘ z całego serca wszystkim, którzy dotrwali wraz ze mną do końca i wiernie pozostawiali komentarze pod nowym rozdziałem. To naprawdę budujące, że komuś podoba się to, co z głowy odtwarzam za  pomocą słów, nawet nie wiecie , jakie to budujące;)

Co myślicie o takim zakończeniu opowiadania? Może nie do końca wyszło mi tak, jak planowałam, lecz wydaje mi się, iż choć trochę ujmuje za serce;)

Mam również cichą nadzieję, że pomimo końca "Uwierz  w ducha" nie odsuniecie się ode mnie i razem ze mną będziecie śledzić losy bohaterów drugiego opowiadania - "Po drugiej stronie lustra", za które obiecuję się niedługo porządnie zabrać.

Ach i byłoby miło, gdybyście weszli w zakładkę "Zwiastun" i obejrzeli zapowiedź do "Uwierz w ducha" oraz zostawili krótki komentarz ze swymi przemyśleniami. Chciałabym wiedzieć, czy jest sens tworzenia podobnego filmiku dla drugiego bloga.

Dziękuję Wam jeszcze raz za wszystko!

Love you all. Xx

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Chapter#34 Jeśli nie mogę Cię zatrzymać, pozwól mi iść z Tobą...

*Oczami Louisa*

Może to okropnie brzmi, ale odczuwałem satysfakcję, widząc łzy w jego oczach. Tym bardziej, iż czułem, że są one szczere. Znałem Corwina na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy on kłamie. Teraz wierzyłem, że nie cofnie danego słowa. Jednak z drugiej strony chciałem ostatecznie przypieczętować swój sukces. Sięgnąłem list leżący obok chłopaka, obróciłem go i korzystając ze znalezionego nieopodal długopisu nakreśliłem ostatnie słowa.

"Masz godzinę, by coś wymyślić. Lepiej, byś tym razem nie stchórzył."

Nie czekając dłużej na reakcję Corwina, zostawiłem go samego ze swymi przemyśleniami. Miałem teraz inny cel przed sobą. Chciałem jeszcze ten jeden raz spędzić czas ze swoimi przyjaciółmi. I zdążyć zasmakować ust mojej księżniczki...

Przystanąłem w progu salonu i obserwowałem jak cała trójka cieszy się swym towarzystwem przy obficie nakrytym stole. Uśmiechnąłem się sam do siebie, widząc błaznującego Nialla. Łza zakręciła mi się w oku, gdy ujrzałem ból w oczach Harry'ego, który usilnie próbował ukryć szczerząc się ciepło. A kiedy spojrzałem na Melissę...  Setki uczuć opętały me ciało. Od radości, poprzez rozczulenie aż do goryczy. Mel... Moja słodka Mel... Dziewczyna, która mnie ocaliła i oddała całą swą miłość. A ja w podzięce łamię jej serce...

~ Stop Lou, nie teraz bracie.~

Odrzuciłem złe myśli na bok. Teraz jest moment, by się cieszyć. Przysiadłem się obok Melissy i od razu wtuliłem mocno w brunetkę.

*Oczami Melissy*

Prowadziłam w najlepsze bardzo ciekawą rozmowę z Niallem o tym, jak przeżył miłość od pierwszego wejrzenia, gdy zobaczył jedzenie. Tok myślenia i nietuzinkowe poczucie humoru blondyna nie przestaną mnie ani trochę zaskakiwać.

Naszą zaciekłą konwersację przerwał znajomy ciepły uścisk oraz lazurowe tęczówki, które zaraz dojrzałam.

- Louieh! - pisnęłam radośnie i przytuliłam do ukochanego.
- Cześć piękna. - odrzekł czule i musnął delikatnie moje usta swoimi.

Nie musiałam długo czekać, żeby zdał mi relację z przebiegu zdarzeń. Nie potrafiłam odpowiedzieć nic, więc z głębszym uczuciem zanurzyłam się w ramionach bruneta. Z tej upojnej chwili wyrwało mnie chrząknięcie chłopców.

~ No tak. Oni nic nie wiedzą.~

*Oczami Harry'ego*

Obserwowałem w milczeniu wygłupy Melissy i Niallera, błądząc rozważaniami w świecie, w którym mogłaby być moja...

Z mojej tęsknoty za snem wybudziło mnie dziwne zachowanie dziewczyny, która zdawała się całym swym kruchym ciałem łapać powietrze. Chociaż przyznam, że wyglądała nieco komicznie, to nim brunetka zdążyła wykrzyczeć znajome imię, domyśliłem się, kogo tak naprawdę wita swym objęciem.

- Louis... - szepnąłem, oczekując jakiejkolwiek reakcji.

Z resztą nie byłem sam. Niall również zdążył zapomnieć o swoim załadowanym po brzegi jedzeniem talerzu. Kiedy Melissa uspokoiła wreszcie nieco swój entuzjazm, zdała nam szczegółowy opis z opowieści Lou. Wszyscy (bo zapewne również Louis) śmiali się na wspomnienie Corwina uciekającego po całym domu przed listem. Nie powiem, także uśmiechnąłem się, wyobrażając sobie minę tego chojraka, lecz kontrolę nad moim umysłem przejęły zmartwienia.

Bałem się. Cholernie. Tego, że może się nie udać, co pogrążyłoby zarówno Mel jak i Lou. I tego, iż jest jednak szansa na powodzenie, która zniszczy przy tym serce mej kruszyny. Tym samym zabijając od środka mnie.

- A więc mamy godzinę. - powiedziałem bardziej do samego siebie, choć nie umknęło to uwadze moich towarzyszy.

Lecz po chwili wrócili do swej wcześniejszej rozmowy, moje słowa jakby wymazując z pamięci. W tym momencie to ja poczułem się jak niewidoczny dla nikogo duch.

"Będzie dobrze Harreh."

Zdążyłem jeszcze dojrzeć karteczkę podsuniętą mi pod dłoń.

- Dzięki Lou. - mruknąłem pod nosem.

*Oczami Melissy*

Wieczór rozkręcał się w najlepsze. Lou i Nialler na zmianę wywoływali u mnie salwy śmiechu. Oczywiście ten pierwszy dostarczał mi o wiele więcej uczuć, tuląc mnie pieszczotliwie i skradając co chwilę całusy.

Lecz sielanka nie mogła trwać w nieskończoność. Lampy w pokoju przygasły, zrobiło się prawie mroczno. Jedynym kontrast dla panującej czerni stanowił blask pulsujący tuż obok mnie. To było światło bijące od Louisa. I dam sobie rękę uciąć, że nie tylko ja je dostrzegłam.

- To już. - szepnął Lou.
- Co już? - spytałam oszołomiona. - Louieh?
- Przyznał się. - mruknął cicho brunet. - Mel, udało nam się. - bez ostrzeżenia wkradł się na moje usta, całując mnie z pełnią wiążącego nas uczucia.
- Lou, czy to Ty? - zapytali jednocześnie żarłok i Loczek, przypatrując się świetlistej łunie. Pewnie wciąż nie byli w stanie dojrzeć sylwetki chłopaka o lazurowych tęczówkach.

Wtedy do mnie dotarło, co się dzieje. 

- To koniec. - szepnęłam i wyszłam szybkim krokiem z salonu.

Louis odchodzi. Na zawsze. Nie przytuli mnie więcej. Nie powie, jak bardzo mnie kocha. Nie zaśpiewa kolejnej piosenki, by poprawić mi humor. Zostanę sama.

60 minut. Tyle wystarczyło, żeby wywrócić mój świat do góry nogami. Bym z radości popadła w rozpacz. Nie myślałam o tym, co działo się na dole. Czy On tam jeszcze jest, czy też zdążył zniknąć...

Zamknęłam się w łazience. Zaczęłam napuszczać wody do wanny. Przysiadłam się na jej krawędzi, w dłoni trzymając fiolkę jakichś leków przeciwbólowych i drugą z ampułkami na sen. Bez wahania i jakiegokolwiek namysłu zażyłam wszystko. Do ostatniej tabletki. Pomimo, iż opornie przeszły mi one przez gardło. Przechyliłam się i chwilę później byłam przykryta po nos zimną wodą.

~ Jeśli nie mogę Cię zatrzymać, pozwól mi iść z Tobą...~

Zamknęłam oczy i osunęłam się pod taflę ironicznie życiodajnego płynu.

- Mel!

Do mych uszu dobiegł czyjś wrzask. Nie byłam nawet w stanie rozpoznać głosu, który mnie wołał. Czułam, że powoli tracę władzę nad własnym ciałem. I wtedy coś mną szarpnęło. O dziwo znalazłam siłę, by otworzyć oczy. Swój podbródek i ramiona miałam oparte o brzeg wanny. Naprzeciwko mojego wzroku mogłam spotkać przepełnione łzami lazurowe tęczówki.

- Lou...
- Co Ty wyprawiasz głuptasie... - szepnął z bólem, odgarniając mokry kosmyk włosów z mej twarzy.
- Zabierz mnie ze sobą. - wyłkałam. - Ja Cię kocham, nie mogę Cię stracić.
- I nie stracisz, tu będę zawsze. - odparł cicho, trącając palcem moje czoło. - Ale nie możesz odejść. Nie teraz i nie w taki sposób Mel.
- A... - próbowałam coś odpowiedzieć, lecz brunet skutecznie mi to uniemożliwił, łącząc nasze usta w czułym pocałunku.
- Będę na Ciebie czekał...

Zdążyłam dosłyszeć jego ciepły głos, nim ponownie zatrzasnęłam powieki.

*Oczami Harry'ego*

Zaniepokoiła mnie reakcja Melissy i fakt, że od dłuższego czasu siedziała sama na górze. Postanowiłem pójść do niej. Kiedy wszedłem po schodach, od razu zaskoczyła mnie spora ilość wody na korytarzu, która wydostawała się spod drzwi łazienki.

- Cholera... Mel. - zakląłem przerażony i zacząłem szarpać za klamkę. - Mel?... Melissa! - wołałem coraz bardziej zrozpaczony.
- Harry... - odpowiedziało mi ciche mruknięcie. I to wcale nie był kobiecy głos.- Lou? - szepnąłem zszokowany i napierając na drzwi, wyrwałem je wreszcie z zawiasów.

Kiedy wszedłem do środka, momentalnie zamarłem. Głowa brunetki bezwiednie opadała na oparcie wanny a obok jej wiotkiego ciała klęczał, widziany jakby przez mgłę, chłopak o morskich oczach.

- Louieh... - wyłkałem, pozwalając swoim łzom swobodnie płynąć i przykucnąłem obok, obejmując delikatnie dziewczynę, wyłowiłem ją ostrożnie i owinąłem ręcznikiem.
- Wszystko z nią dobrze, ale trzeba się spieszyć. - odparł cicho i poklepał mnie po ramieniu.

Ja wciąż patrzyłem na niego jak otępiały, nie mogąc wydusić z siebie choć słowa. 

- Posłuchaj Hazz. - powiedział, patrząc głęboko w moje oczy. - Wiem, że kochasz Mel równie mocno, może nawet bardziej ode mnie. Dlatego powierzam opiekę nad nią właśnie Tobie. Nie zawiedź mnie. - przytulił mnie po raz ostatni, po czym zniknął niczym wczorajszy sen.
- Nie zawiodę. - szepnąłem i zerkając przez łzy na Melissę, wziąłem ją na ręce i nie czekając dłużej zawołałem Nialla. Po chwili byliśmy już w drodze do szpitala.

- Kocham Cię. Nie dam Ci odejść.. - łkałem tuląc ją do siebie.

*Oczami Melissy*

Czułam się wyjątkowo lekka. I jednocześnie niesamowicie ociężała. Jeszcze miałam w ustach smak ostatniego pocałunku Louisa. A już czułam na policzku soczyste łzy, jak później udało mi się zorientować, trzymającego mnie w objęciach Harry'ego.

Niby wiedziałam, co dookoła się dzieje. Słyszałam klakson i wrzaski zdenerwowanego Horana. A z drugiej strony byłam już jakby w zupełnie innym świecie. Jednak tam również nie było Lou.

Jedyne, co istniało, to demoniczna pustka.

I ciemność...
_____________________________________________________________

Tak, wiem. Długo zwlekałam. I nie wyszło mi to do końca tak, jak chciałam...
Co mam na swoje usprawiedliwienie? 
Cóż, praca, uczelnia (zbliża się koniec semestru i sesje) i trochę problemów..
Mimo wszystko mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zajrzy i zostawi po sobie ślad.

I jak myślicie? Co czeka nas w epilogu? Jak odbieracie odejście Lou? I co będzie dalej z Corwinem?

See you soon.
Po raz ostatni.
 Love,
Anna xx