Translate

środa, 28 sierpnia 2013

Chapter# 17 Torn...

                                                      *Oczami Melissy*

- Chyba mam pomysł. - rzekłam nie odrywając wzroku od sterty wycinków walających się po stole.

Chłopcy zdawali się milczeć wyczekując mojej odpowiedzi. Nawet Lou, który nie odstąpił mnie ani na krok siedział w tej chwili zniecierpliwiony.

- Słuchamy. - szepnął pocieszająco Harry.
- Cóż z tego, co wiem to ten cały obóz "Denver" w dalszym ciągu funkcjonuje.
- Zgadza się. - odpowiedział Niall. - Jego działalność zawieszono tylko na okres śledztwa w sprawie Louisa.... -dodał po chwili. - A co to ma do tego?
- Myślę, że jakiś poszlak najlepiej poszukać na miejscu zdarzenia. Obejrzeć ośrodek, popytać personel...
- Wiesz Mel.. - wtrącił Hazza. - To jest jakaś koncepcja, lecz myślisz, że to się uda?
- Co masz na myśli?- rzekłam nieco zdezorientowana jego reakcją.
- No bo... To było dość dawno. Myślisz, że ktokolwiek będzie pamiętał tamten turnus? A tym bardziej kojarzył, by działo się coś podejrzanego?
- Wiem, że to trudne. - rzekłam po chwili. - Ale zastanówcie się chwilę. - zerknęłam na twarze swoich towarzyszy. - Jeżeli uda się nam ustalić, że obóz nie jest dokładnie pilnowany a imprezy są naprawdę więcej niż szalone, będziemy mieć podstawy by twierdzić, że łatwo na teren ośrodka wnieść jakiekolwiek używki. A co za tym idzie, będziemy o krok bliżej od udowodnienia, iż śmierć Lou nie była śmiercią samobójczą.
- Genialne! - pisnął Niall, na co Harry mu przytaknął.

                                                     *Oczami Harry'ego*

Ta dziewczyna zdumiewała mnie z każdą chwilą. Była taka zaangażowana w tą całą sprawę, która dla niej z pewnością również była nie małym cierniem. I w dodatku wykazała się trzeźwym myśleniem i inteligencją.  Musiałem przyznać przed samym sobą, że Mel podobała mi się coraz bardziej. Jednak nie czas o tym teraz myśleć. Najważniejsza jest sprawa z Louisem. Jestem to winien swojemu przyjacielowi...

Omówiliśmy parę kolejnych szczegółów dotyczących domniemanej wyprawy i ustaliliśmy, iż więcej uzgodnimy po rozmowie Mel z jej matką - dziewczyna musiała uprzedzić przecież rodzicielkę o swych planach. W sumie to szkoda mi Melissy. Ma tylko matkę, która praktycznie cały czas spędza poza domem. Mel musi mieć nie lada siłę, by sobie z tym wszystkim radzi, co nie powiem, również mnie w niej urzeka.

Po skończonym planowaniu Melissa ugościła mnie i Horana skromnym obiadem, który sama w pośpiechu przygotowała. Niall był tak zadowolony z jej kuchni, że w podzięce zaoferował się pozmywać naczynia. Zostałem z nią sam w jadalni. Miałem okazję, by porozmawiać.

- Mel. - rzekłem niewinnie. - Mogę Cię o coś spytać?
- Jasne. - odparła brunetka, posyłając mi delikatny uśmiech.
- Co... Co myślisz o miłości? Takiej wiesz, od pierwszego wejrzenia, na przykład od pierwszego wejrzenia.

~Szlak, plącze się jak małe dziecko.~

Mel chwilę milczała i zacząłem żałować tego pytania. Jednak zaraz ocknęła się ze swych przemyśleń i zwróciła się do mnie.

- Kiedyś miałam taką miłość za czystą fikcję. Wymyśliłam nawet sentencję: " Miłość jest jak kwiat - rozwija się powoli a niepielęgnowana umiera." Uważałam, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje, bo by kogoś pokochać, trzeba tą osobę nieco poznać.
- A teraz zmieniłaś zdanie?- zapytałem zaciekawiony jej słowami.
- No można tak powiedzieć. Straciłam głowę dla kogoś, kto od dawna nie istnieje. Przez to nigdy go całkowicie nie poznam, ale mimo to pragnę jego bliskości. Myślę, że to jest moja miłość od pierwszego wejrzenia. - dodała lekko się rumieniąc.

Słuchałem w milczeniu jej wypowiedzi. Pochłaniałem z zachwytem każdy wypowiedziany przez nią wyraz. I dopiero dotarł do mnie sens jej słów. Jej serce było już zajęte. I to przez ducha mojego najdroższego kumpla.

- Harry?- spytała po chwili Mel.
- Yhm? - jęknąłem. - Wybacz, zamyśliłem się nad tym, co mówisz.
- Pytałam, czemu akurat o to spytałeś. - rzekła cicho.
- A tak po prostu. - skłamałem. - Byłem ciekaw Twojego punktu widzenia. - cholernie oszukiwałem, ją a przede wszystkim samego siebie.
- Rozumiem. - odparła, posyłając mi jeden ze swych słodkich uśmiechów.
- Mogę mieć jeszcze jedną prośbę?
- Jaką? - spytała zaciekawiona.
- Naucz mnie rozmawiać z Lou..
- Harry...
- Proszę.. - jęknąłem błagalnym tonem.
- Ja sama nie wiem, jak to robię. - rzekła, lecz widząc mój smutek dodała po chwili. - Ale mogę porozmawiać o tym z Lou i pewnie razem coś wymyślimy.

Byłem uradowany jej propozycją. Od razu zerwałem się z miejsca i dałem dziewczynie całusa w policzek.

- Wow! Na chwilę Was zostawić nie można, bo już Was do siebie ciągnie. - odezwał się głos Nialla, który wychylał się z kuchennego progu.

Spojrzeliśmy na siebie z Mel i zaczęliśmy się śmiać, wkrótce do naszego rechotu dołączył się i żarłok.

Razem w trójkę obejrzeliśmy jakieś filmy, które kończyły się na sprzeczkach, gdyż ja z Niallerem nieustannie je komentowaliśmy, co doprowadzało dziewczynę do szału. Kiedy nadszedł późniejszy wieczór, zaproponowałem wszystkim wspólne wyjście na miasto.

- A gdzie chcesz iść? - spytała Mel.
- No nie wiem... Zawsze chodziliśmy do tego samego klubu. - rzekłem. - Wiesz, o którym mówię Niall? - zwróciłem się do blondyna.
 - Jasne! - odpowiedział pełen entuzjazmu. - To świetna myśl!
 - Co Ty na to? - zwróciłem się do dziewczyny, posyłając jej błagalne spojrzenie.
- Bo ja wiem?... - odparła nie do końca przekonana.
- Oj daj spokój! - wtrącił Horan. - Nie daj się prosić! Przecież będziesz tam z nami.
- I to mnie właśnie przeraża. - odrzekła Mel, na co ja wybuchnąłem śmiechem. - Niech Wam będzie, ale dajcie mi się wyszykować, tak się nigdzie nie pokażę.

Dla mnie we wszystkim wyglądała świetnie, ale przystałem na jej prośbę. Rozsiedliśmy się z miską chipsów razem z Niallerem z powrotem przed TV, a Mel w tym czasie pomaszerowała na górę.

                                                       *Oczami Melissy*

Weszłam do pokoju i zrezygnowana stanęłam przed otwartą szafą. Wtedy poczułam ciepłe dłonie na swej talii. Odwróciłam się i ujrzałam moje kochane lazurowe tęczówki.

- Co piękna, pewnie nie wiesz co ubrać? - zaśmiał się Louieh.
- Yhym.. - mruknęłam, wtulając się w chłopaka, na co ten oplótł mnie swym ramieniem.

Po całym dniu spędzonym z tymi wariatami mieliśmy w końcu chwilę dla siebie. Miałam przez to nawet trochę wyrzuty sumienia. Owszem wcześniej ustalaliśmy, jak pomóc Lou, ale teraz chłopcy wyciągali mnie na imprezę i zrobiło mi się głupio, że zostawię tu Louisa.

- Ta będzie śliczna. - rzekł brunet,  zawieszając swój wzrok na mojej szafie.
- O czym mówisz?- odparłam zdezorientowana.
- O tej sukience. - mruknął ciepło. - Ubierz tą, w niej będziesz wyglądać cudownie. - wskazał na miętową sukienkę z koronkowymi rękawami i rozkloszowanym dołem.

Wzięłam ją do ręki, dobrałam parę dodatków i już miałam się iść przebrać, gdy stanęłam naprzeciw młodzieńca i szepnęłam.

- Nie masz mi tego za złe?
- Niby co?- rzekł, szeroko się uśmiechając.
- No.. że ja z nimi idę... A Ty.. - spuściłam wzrok.
- Ależ Kochanie. - odparł widocznie rozbawiony, po czym uniósł mój podbródek, by spojrzeć mi w oczy. - Należy Ci się trochę rozrywki. Gdybym żył sam bym Cię gdzieś zabrał.
- Czyli nie gniewasz się? - spytałam onieśmielona jego błękitnymi tęczówkami.
- Nic a nic. Poza tym wychodzisz z moimi najlepszymi przyjaciółmi, przynajmniej wiem, że będziesz bezpieczna.

Nie odpowiedziałam już nic tylko obdarowałam Louisa czułym pocałunkiem.  Potem szybko przebrałam się w wybraną przez Louieh'go kreację i zeszłam do czekających na mnie chłopaków.


                                                     *Oczami Harry'ego*

Kiedy Mel schodziła po schodach, dech zaparł mi w piersi. Rozpuszczone długie włosy zdawały się powiewać niczym welon z każdym jej krokiem. Delikatny, ledwo widoczny makijaż dodawał jej świeżości a wszystko podkreślała piękna jasnozielona sukienka i czarne szpilki. Wyglądała jak nimfa leśna.

- To co idziemy? - odparła słodko, po czym narzuciła cieniutki czarny sweterek na swe wąziutkie ramiona.
 - Yeah! Party Time! - wypalił ni stąd, ni zowąd Niall, na co wszyscy zanieśliśmy się śmiechem.


Droga do klubu zajęła nam około pół godziny. Potem z jakiś kwadrans staliśmy w kolejce, gdyż tego wieczoru lokal był przepełniony ludźmi. Gdy weszliśmy do środka, zajęliśmy miejsca przy samym barze, by nie musieć kroczyć przez pół parkietu z drinkami. A tych zdecydowanie trochę poszło. Niallowi oczywiście po alkoholu włączyła się głupia gadka - jeszcze głupsza niż na co dzień, co mnie i Mel dostarczało nie lada rozrywki. Później mój umysł był skupiony zupełnie na czym innym.

W pewnym momencie Mel poderwała się z siedziska i posyłając mi uśmiech ruszyła w stronę parkietu. Po chwili mogłem podziwiać, jak jej drobne ciało oddaje się rytmowi muzyki. Nie obchodził mnie tłok panujący w klubie. Dla mnie istniała tylko ta wesoło pląsająca dziewczyna w zielonej sukience. Mel długo nie czekała z kolejnym ruchem i nim się zorientowałem, byłem tuż obok niej na środku sali. Momentalnie oddaliśmy się chwili i ciesząc się swym towarzystwem tańczyliśmy przy kolejnych piosenkach.

Kiedy nieco się zmęczyliśmy, ja powróciłem na wcześniejsze miejsce a Mel uprzedziła, że idzie do łazienki. Kiedy doszedłem do baru, zorientowałem się, iż brakuje mi tu zachlanych niebieskich tęczówek blondyna. Na szczęście nie musiałem długo  szukać, bo zauważyłem jak pląsa między tłumem z jakimiś znajomymi. Rozsiadłem się wygodnie i popijając swojego drinka, śmiałem się z zachowania żarłoka.

Czas mijał, a Mel nie wracała. Zaniepokojony nieco tym faktem postanowiłem jej poszukać. Nialla pozostawiłem samemu sobie, on sobie poradzi. Zmartwiło mnie to, że ani na parkiecie ani w pobliżu łazienek nie znalazłem dziewczyny. Wyszedłem na zewnątrz, by spróbować do niej zadzwonić. W tym momencie ujrzałem zapłakaną twarz brunetki, która się z kimś szarpała. Widać było, że jej dręczyciel również ledwo trzyma się na nogach. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę tej dwójki. W świetle ulicznym dojrzałem twarz napastnika.

- Corwin!?

~No to miarka się przebrała.~
___________________________________________________________________

Znajomość między Hazzą , Niallerem i Mel zdaje się zacieśniać. Lecz Harry zrozumiał, że Mel już kogoś kocha.. Podda się, czy postanowi zawalczyć o swoją miłość? I o co tym razem chodzi Corwinowi?

c.d.n.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Chapter#16 Wszystko zmierza ku lepszemu...?!

                                                        *Oczami Melissy*

Kładłam się zmęczona do łóżka, przytulając się do leżącego już na nim Louisa. W głowie wciąż brzmiały mi jego słowa.

~Kocham Cię.~

To sprawiało, że mam motylki w brzuchu. Powierzyłam mu swoje serce, a on go nie odtrącił. Szkoda, że to nie takie proste byśmy mogli być ze sobą... Ale mam nadzieję, że jakoś się wszystko ułoży.

                                                        *Oczami Louisa*

Ostatnio chodzę nakręcony jak korbka. No bo tyle się w sumie dzieje - przyjazd Harry'ego, rozmowa z Mel... Choć jestem pełen obaw to z coraz większym uśmiechem spoglądam na jutro.

Słońce rozjaśnia sypialnię, jego pojedyncze promyki wkradają się po łożu i delikatnie pieszczą twarz dziewczyny wtulonej we mnie. Kocham takie poranki. Zszedłem na dół i jak zazwyczaj miałem zamiar przygotować Melissie coś do zjedzenia. Wtedy speszył mnie dzwonek do drzwi. Z początku pomyślałem, że to matka Mel, lecz przypomniałem sobie jak wczoraj wieczorem dzwoniła, że póki co nie wraca do domu.  Więc kogo tu niosło o tej porze?  Zbliżyłem się do okna i automatycznie zrobiło mi się ciepło na sercu. Ujrzałem tą samą burzę kasztanowych loków i szmaragdowe oczy. Co sprawiło mi większą radość, to złociste włosy i morskie oczy chłopaka stojącego obok.

~Niall... Wiadomo, gdzie przebywa Hazz.~

Nie zastanawiając się dłużej, pobiegłem na górę zbudzić Mel. Kiedy zajrzałem do środka, jej delikatne, skąpane słońcem ciało i rozlane na poduszce długie loki sprawiały, że dłuższą chwilę napawałem się tym widokiem. Dopiero ponowny dzwonek do drzwi uświadomił mi, po co tu wtargnąłem.

- Mel, pobudka. - rzekłem czule głaszcząc piękną po policzku.
- Mhm.. - wymruczała słodko.
- No dalej księżniczko. Masz gości a ja akurat nie otworzę im drzwi. - rzekłem nieco rozbawiony jej zaspaniem.
- Gości? -  wyszeptała, leniwie otwierając powieki.
- Harry przyszedł. Z Niallem.
- Cholera! - Mel wybałuszyła oczy, po czym okryła się za dużą bluzą i zbiegła pędem na dół. Ja tylko się zaśmiałem i ruszyłem w jej kierunku.

                                                    *Oczami Harry'ego*

- Nie tak gorączkowo stary. - rzekł markotnym tonem Niall, widząc moje zniecierpliwione pukanie i dzwonienie do drzwi.
- No bo mogłaby już otworzyć. - burknąłem pod nosem.
- Wiesz, normalni ludzie o tej porze śpią. Gdyby nie Ty ja również dalej wtulałbym się w swoją mięciutką pościel. - marudził, ziewając.
- Frajer. - rzekłem na co blondyn posłał mi surowe spojrzenie. Bynajmniej próbował mi takowe posłać, lecz w efekcie tylko przymrużył oczy i przysypiając na moim ramieniu ziewnął.

Poderwał się jak oszołomiony w momencie, gdy drzwi w końcu się otworzyły i w progu stała, również nie do końca wyspana Mel. Ryknąłem śmiechem na reakcję żarłoka, po czym uśmiechnąłem się radośnie i zwróciłem się do dziewczyny.

- Dzień dobry, Mel. Możemy wejść?
- Jasne. Tylko daj mi chwilkę... - rzekła pewnie nieco zakłopotana swym wyglądem. Choć dla mnie wyglądała uroczo w dużej bluzie, starym topie i szortach. - Wiesz, gdzie jest salon. - dodała, uśmiechając się słodko.
- A lodówka?.. - spytał, jeszcze nie do końca wybudzony Niall.

Mel popatrzyła na niego jak na wariata, na co ja zaniosłem się śmiechem. Dziewczyna nie pozostała mi dłużna i również się śmiejąc rzekła do blondyna.

- Cóż zapewne tam, gdzie jest kuchnia. Poradzisz sobie, czy pokazać?

Niall chyba wreszcie zaczął kontaktować, gdyż od razu się zaczerwienił, na co ja i Mel wybuchnęliśmy jeszcze większym śmiechem. W końcu Melissa udała się na górę, by się odświeżyć a ja zaciągnąłem Niallera do salonu.

- Cześć Lou. Wiem, że tu jesteś. - szepnąłem ledwo słyszalnie. Czułem to samo ciepło wewnątrz siebie, co poprzedniego wieczoru. Wiedziałem, że tu był.
- Mówiłeś coś? - spytał blondyn wracający z wielką porcją płatek. Kiedy ten pajac przekradł się do kuchni?
- Jesteś niemożliwy. - zaśmiałem się, patrząc  pełny na talerz.

                                                      *Oczami Melissy*

Wbiegłam jak oparzona z łazienki do pokoju i wyciągnęłam pierwsze lepsze ciuchy z szafy. Kątem oka zauważyłam, że Lou też tu jest więc odwróciłam się do niego i spytałam.

- Kim jest tamten chłopak?
- Hm? Aa.. Niall, nie wspominałem Ci o nim? - spytał nieco zaskoczony moją reakcją.
- Nie przypominam sobie.
- To mój drugi najlepszy kumpel. Razem z nim i Hazzą trzymaliśmy się razem we trójkę. Wiesz wypady do kina, gra w piłkę.. Takie tam.
- Ale po co Harry go przyprowadził?- zapytałam, zapinając guzik od spodni.
- Pewnie się zaraz dowiemy. - odrzekł, całując lekko me usta.

Zeszliśmy na dół, gdzie zobaczyłam szczerzącego się Loczka i jego kumpla, który wpierniczał miskę płatek. Mimo, iż samej burczało mi w brzuchu to nie mogłam się nie śmiać z tego widoku.
Przysiadłam się do swoich gości, a Lou zajął miejsce tuż za mną. Wciąż przyglądając się jedzącemu blondynowi zwróciłam się do Hazzy.

- Co Was tak wcześnie sprowadza?
- Cóż, uznałem, że wypadałoby wtajemniczyć we wszystko Nialla. - rzekł wskazując na młodzieńca siedzącego po jego prawej stronie. - Oraz by określić jakiś plan działania.
- Tak ogólnie to miło mi Cię poznać. - wtrącił żarłok, który starł rękawem resztę mleka ze swojej twarzy.
- Ciebie również Niall.- rzekłam ciepło, po czym wróciłam do rozmowy z Harry'm. - To od czego właściwie zacząć?
- Lou... On tu jest, prawda?..
- Jasne. I cieszy się, że Was widzi.
- Chciałbym, żeby dał jakiś znak... By pokazał Niallerowi, że jest.
- A co nie dowierzasz, że mówię prawdę? - mój wzrok spoczął teraz na wesołkowatym blondim.
- Ja chcę po prostu zobaczyć ten numerek z pieniążkiem. To musiało być świetne.
 -rzekł szczerząc się głupkowato, na co my zareagowaliśmy śmiechem. Nawet Lou nie mógł powstrzymać swego rechotu.

Spojrzałam na bruneta stojącego za moimi plecami, po czym wydobyłam z kieszeni miedziany krążek i wyciągnęłam go w stronę Louisa. Po chwili znów mogłam ujrzeć, jak moneta przelatuje wzdłuż pokoju i następnie spoczywa w dłoni Nialla. Z twarzy blondyna zniknęło rozbawienie a pojawiło się wzruszenie.

- Louis.. - jedyne co umiał wyszeptać.

                                                             *Oczami Nialla*

Kiedy poprzedniego wieczoru ujrzałem Stylesa, który jednocześnie był rozbawiony i miał spuchnięte od płaczu łzy, pomyślałem, że koleś zwariował. Gdy w końcu opowiedział mi o całym zajściu, o tym, że rzekomo objawił mu się Lou, stwierdziłem, że do reszty oszalał. Nie, bym posądzał Hazzę o kłamstwo, no ale duch? Ja w takie rzeczy nie wierzę.. Bynajmniej nie wierzyłem. Do momentu, kiedy w mej dłoni znalazł się ten mały pieniążek a ja poczułem ciepły dotyk na swej dłoni, choć nikt faktycznie jej nie trzymał.

Wtedy zrozumiałem, iż to wszystko prawda. Louis naprawdę szukał z nami kontaktu. I wcale nie chciał odbierać sobie życia. Ile dałbym za to, by się dowiedzieć, jak mu teraz pomóc...

Siedziałem tak chwilę oszołomiony i wpatrywałem się tępo w konwersację między Mel a Harry'm. Nie skupiałem się zbytnio na tym, o czym mówili. Zainteresowało mnie ich zachowanie. Harry patrzył na nią tym swoim błyszczącym spojrzeniem i co chwilę ukazywał swe dołeczki. Chyba Mel naprawdę wpadła mu w oko. Dziewczyna posyłała mu słodki uśmiech, lecz jej wzrok zdawał się błądzić po pokoju. Czyżby za Louisem?.. Kiedy otrząsnąłem się ze swych przemyśleń, wtrąciłem się do rozmowy pomiędzy tą dwójką, pytając.

- To co teraz zrobimy?

Wydawali być się nieco zdezorientowani moim pytaniem, lecz po chwili, gdy zdali sobie sprawę, czego ono dotyczy, Mel zerwała się na równe nogi i sięgnęła do komody po mały zardzewiały kluczyk. Następnie odwróciła się do mnie i Hazzy, po czym rzekła ciepło.

- Chodźcie za mną.

Usłuchaliśmy jej prośby i za chwilę znaleźliśmy się na podwórzu, z tyłu domu. Naszym oczom ukazała się stara altanka, którą właśnie usiłowała otworzyć mysiooka. Tak nazwałem jej oczy, ze względu na ich niesamowity szaroniebieski odcień. Kiedy uporała się w końcu z kłódką poleciła zarówno mi jak i Harry'emu wejść do środka. Gdy to zrobiliśmy, momentalnie zamarłem.

 ~Ciało dwudziestojednoletniego Louisa Tomlinsona znaleziono w jego pokoju... Uznano, że chłopak popełnił samobójstwo...~

Te wszystkie wycinki... Na każdym to samo.... Każdy mówił o jego śmierci... Spojrzałem na Hazzę. Widać, że bolało go to, co widział. Zrobiło mu się nawet słabo i gdyby nie moja reakcja, pewnie wylądowałby na ziemi.

- Tu poznałam prawdę. - rzekła po chwili Mel. - Tu dowiedziałam się, że Lou jest, kim jest. - dodała smutno.
- Ale po co nam to pokazujesz? - odpowiedziałem, wciąż oszołomiony tym widokiem.
- Bo myślę, że czytając to wszystko moglibyśmy się czegoś dowiedzieć. Odnaleźć jakąś poszlakę, cokolwiek...
 - Świetna myśl. - odezwał się, nieco uspokojony Harry.

Potem w trójkę pościągaliśmy wszystkie artykuły ze ścian i udaliśmy się z nimi z powrotem do salonu. Praktycznie resztę dnia spędziliśmy na ich analizie. Kiedy zaczynałem wątpić w sensowność tego, co robimy, usłyszałem głos Melissy.

- Chyba mam pomysł.
_______________________________________________________________________________

W końcu Mel, Hazz i Niall przeszli z rozmów na czyny. Czy stare teksty okażą się jakąkolwiek poszlaką? I gdzie w tym wszystkim pojawi się Corwin?

c.d.n.

P.S. Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam i że ten rozdział do najlepszych ani najdłuższych nie należy ale ostatnio miałam trochę problemów. Teraz postaram się pisać częściej;) I dziękuję z tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem - to wiele dla mnie znaczy! xx

                                      

czwartek, 22 sierpnia 2013

Chapter#15 Uwierzyć, znaczy zaufać. Zaufać, znaczy uwierzyć.

                                                   *Oczami Harry'ego*

- Harry!? - praktycznie wykrzyczała me imię mi w twarz.

Jakbym nie wiedział, jak się nazywam. Ale w sumie nie dziwię jej się - sam byłem zszokowany, tym gdzie teraz się znajduję. Tym, na kogo patrzę. Mel stała nieruchomo w wejściu i skierowała na mnie swoje niebieskoszare oczy. Wyglądała tak słodko... Dosłownie. Resztki kolorowego lukru pokrywały jej delikatną cerę, a białe ślady były kontrastem dla kasztanowego odcienia jej loków.

- Witaj.. - rzekłem niepewnie.

Ostatnio potraktowałem ją dość szorstko i obawiałem się, iż teraz nie zechce ze mną rozmawiać. Na całe szczęście się myliłem.

- Uhg.. przepraszam Cię za to. - rzekła, wskazując na swój wygląd. - Nie stój tak i wejdź do środka. - dodała, robiąc mi miejsce w progu.

Wszedłem na korytarz i od razu poczułem ten charakterystyczny zapach, podobny do zapachu starego drewna. Mimo, iż Mel odremontowała nieco mieszkanie to odnalazłem trochę starych motywów, niezmiennych od czasów, gdy mieszkał tu Lou. Choćby właśnie stara drewniana szafa, stojąca w przedpokoju...

- Rozgość się i daj mi chwilkę, bym mogła się nieco ogarnąć. - rzekła, uśmiechając się delikatnie.

Podarowałem jej ten sam uśmiech, po czym udałem się do salonu.

                                                          *Oczami Melissy*

Wciąż nie docierało do mnie to, co się dzieje. Mój "niewidoczny" chłopak pozostał sam w kuchni, zapewne nie orientując, co się dzieje. Jego najlepszy kumpel, z którym nie najlepiej zaczęłam znajomość czekał na mnie na dole. Jeszcze co chwile do mojego telefonu dobijał się Corwin, który prosił mnie o spotkanie. A ja wyglądałam jak siedem nieszczęść.

Pośpiesznie umyłam twarz, następnie włosy, które podsuszyłam suszarką, czego akurat nie cierpię robić. Przez suszarkę mam straszny nieład na głowie. Ale trudno, teraz nic z tym nie zrobię. Zrzuciłam z siebie brudne ubranie i przebrałam w coś wygodnego, po czym usiadłam chwilę na łóżku i się zamyśliłam.

~Właściwie, to co ja mu powiem?~


                                                     *Oczami Louisa*

Macie czasem coś takiego, jakaś sytuacja tak Was zaskoczy, że mówicie, iż zaliczyliście zgon? Tak się czułem w tym momencie. Jedna różnica - ja naprawdę nie żyłem.

Wygłupialiśmy się z Melissą w kuchni, gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Mel udała się w ich kierunku, a ja wolałem zostać na miejscu, by w razie czego zdążyć zniknąć. Kiedy długo nie wracała, zaczynałem się zastanawiać, o co chodzi. Potem usłyszałem czyjeś kroki kierujące się w stronę salonu. Postanowiłem się delikatnie wychylić, by ujrzeć gościa i wtedy oniemiałem. W salonie zobaczyłem tą kochaną burzę loków i zielone tęczówki.

~ Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz. Harry...~

                                                    *Oczami Melissy*

Zbiegłam pospiesznie po schodach, nie każąc Harry'emu dłużej na siebie czekać. Zaproponowałam coś do picia, po czym wróciłam z szklanką soku dla chłopaka. Potem po mym ciele przebiegł ciepły dreszcz. Wiedziałam, Louis już tu był.

- Słuchaj Mel.. Mogę tak do Ciebie mówić? - zaczął niepewnie Loczek. Widać, że był tą rozmową nie mniej skrępowany ode mnie.

Przytaknęłam, na co chłopak uśmiechnął się i upił nieco napoju. Potem westchnął i ciągnął dalej.

- Wiesz, chciałem Cię przeprosić... Zachowałem się wtedy, jak kretyn. Ale zrozum, to co wtedy mówiłaś, to było..
- Co najmniej dziwne, wiem. - dokończyłam za niego. - Ja sama długo nie mogłam uwierzyć, w to co się dzieje.
- Powiedz, jak to jest... - szepnął, wtapiając we mnie swe szmaragdowe tęczówki, na co ja poczułam gorąco wewnątrz. Jego obecność onieśmielała mnie równie mocno, co Lou..
- Ale o co pytasz? - odrzekłam, przechylając głowę z zaciekawienia.
- No jak to jest móc go widzieć i z nim rozmawiać... Bo to przecież wciąż robisz, prawda?
- To w sumie najpiękniejsze co mnie mogło spotkać. Louis jest taki zabawny, a zarazem opiekuńczy. Czasem mam wrażenie, że jest moim aniołem stróżem. - rzekłam i zarumieniłam się, widząc radosne spojrzenie Louieh'go spoczywające na mnie.

Harry przez chwilę milczał, jakby analizował to co powiedziałam. Potem spuścił głowę i szepnął.

- Szkoda, że ja tak nie mogę...

Było mi go szkoda. On naprawdę tęsknił. I świadomość, że ktoś spotyka się z jego przyjacielem, którego on nie może dojrzeć musiała być bardzo przytłaczająca. Ułożyłam swoje dłonie na udach, po czym powiedziałam.

- Louis mówi, że to przez Twoje poczucie winy. On chciał z Tobą porozmawiać ale to wywołuje u Ciebie koszmary. Dlatego mnie poprosił o pomoc. - uśmiechnęłam się delikatnie, chcąc dodać mu tym nieco otuchy.
- Czy on... On tu teraz jest? - zapytał z lekkim poddenerwowaniem w głosie.

Przytaknęłam i odrzekłam. - Tam. - moja dłoń wskazywała kąt pokoju.


Harry wpatrywał się tępo we wskazane przeze mnie miejsce, po czym zacisnął pięść. Zapewne był zły, że go nie widzi. Ale ja odetchnęłam z ulgą. Byłam przekonana, że mi wierzy. Jednak chciałam jakoś udowodnić mu, że Lou naprawdę się tu znajduje. Wstałam, obróciłam się tyłem do mojego rozmówcy i rzuciłam w kąt monetą.

Zarówno Harry jak i Louis patrzyli na mnie ze zdumieniem, po czym ich wzrok zatrzymał się na wciąż brzęczącym na podłodze pieniążku. Ja natomiast zrobiłam krok w bok, by odsłonić Hazzie widok, następnie zwróciłam się bezpośrednio do Louisa.

- Podnieś go.

Brunet stał i patrzył na mnie otępiałym wzrokiem, był nie lada zaskoczony moim poleceniem. Nie sądził, że zaangażuję go w tą rozmowę. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i ponowiłam swą prośbę.

- No przecież potrafisz. Zrób to dla Harry'ego.

Louis skinął mi twierdząco głową, po czym sięgnął po metalowy krążek leżący pod jego nogami. Po chwili się wyprostował i trzymając go w otwartej dłoni udał się w kierunku swego oszołomionego przyjaciela.

                                                        *Oczami Harry'ego*

Gdyby ktoś choć miesiąc wcześniej powiedział mi, że nawiedzi mnie duch zmarłego przyjaciela, zapewne bym go wyśmiał. Ale w tym momencie siedziałem bezwładnie na sofie i obserwowałem jak lewitująca moneta zbliża się w moją stronę. Patrzyłem jak otępiały na pieniążek, który zawisł w górze tuż naprzeciw mnie.

- Wyciągnij dłoń Harry. - szepnęła Mel.

Przystałem na jej prośbę, po czym poczułem przyjemne ciepło na swej ręce oraz dotyk miedziaka, który na niej wylądował. Nie umiałem już dłużej powstrzymać łez, które spłynęły po moich policzkach.

- Boże, Louis... - wyszeptałem.

Wzruszenie odebrało mi zdolność wypowiedzenia czegokolwiek. Zakryłem swą twarz w dłoniach i zacząłem cicho łkać jak małe dziecko.  Po chwili poczułem dotyk drobniutkiej dłoni spoczywającej na mym ramieniu. Opuściłem ręce i ujrzałem Melissę siedzącą tak blisko mnie.

- Już dobrze, już nie musisz się niczym zadręczać... - szeptała, ocierając me łzy.
- Nie rozumiesz... - szepnąłem.
- Wiem, więcej niż myślisz. - rzekła z uśmiechem. - Pamiętaj, że mieszkam z duchem. Skoro teraz wiesz, że nie wymyśliłam tego, to powiedz co siedzi w twym wnętrzu. Powiedz, co skrywa Harry Styles.- mówiła, czule głaszcząc moją dłoń. - Nie robisz tego dla mnie. Tylko dla siebie. I dla Lou.

Siedziałem tak chwilę, po czym wypuściłem z siebie głośne westchnięcie. Miałem okazję wszystko mu powiedzieć, przeprosić. Ale mimo, iż go nie widziałem  to ciężko było mi cokolwiek powiedzieć.
W końcu zebrałem się na odwagę i wypowiedziałem wszystko. Jak żałuję, że mnie z nim tam nie było. Żałuję, że nie chciałem jechać. Ale w sumie myślałem, że robię dobrze.  Żałuję, że nie mogłem mu pomóc.

- Przepraszam Lou... - rzekłem półszeptem. Znów zebrało mi się na płacz.

Wtedy poczułem ciepły dotyk na mym barku. Zaniemówiłem, gdy zorientowałem się, że nie jest to sprawka Mel.

- Lou? - wyszeptałem imię przyjaciela. Po chwili głos zabrała Mel.
- On Cię wcale nie obwinia, Harry. Kochał Cię jak brata do samego końca. I boli go fakt, że obarczasz się winą za jego śmierć, gdyż twierdzi, że robisz to niepotrzebnie.


Słuchałem, co dziewczyna do mnie mówi i odczuwałem błogi spokój. Jej czułe spojrzenie, jej bliskość. I dotyk Louisa.. To wszystko przynosiło mi taką ulgę.

- On ma do Ciebie dwie prośby. - rzekła po chwili. - Byś przestał się zadręczać. I byś pomógł mnie...
- W czym? - zapytałem zaciekawiony.
- Widzisz, Louis chce, bym dowiedziała się co, tak naprawdę miało miejsce trzy lata temu. Harry, jego śmierć... To nie było samobójstwo.
- Wiedziałem. - rzekłem, delikatnie się uśmiechając. - Nigdy nie wierzyłem w tą wersję.

Byłem uradowany, że ktoś w końcu potwierdził moją teorię. A jednocześnie zabolał mnie fakt, że komuś było na rękę odebrać mi mojego przyjaciela.
Robiło się trochę późno, a mnie czekała zapewne jeszcze rozmowa z Niallerem. Wstałem z kanapy, co chwilę po mnie uczyniła również Mel. Ruszyłem w stronę wyjścia, a dziewczyna dotrzymywała mi kroku. Zatrzymałem się w progu, odwracając twarzą do niej, po czym rzekłem.

- Pomogę Ci. Razem przez to przejdziemy.

Mel wpatrywała się w moje tęczówki i uśmiechała się radośnie. Jej oczy były bardziej błyszczące, zapewne przez łzy. Przytuliła mnie mocno i całując w policzek szepnęła.

- Dziękuję.

Lekko się zarumieniłem, po czym wyszedłem i skierowałem się w stronę domu Nialla. Wciąż czułem dotyk jej ust na mej skórze.

                                                        *Oczami Louisa*

- Wiedziałem, że w końcu się zjawi. - rzekłem radośnie do Mel.

Widziałem, że i ona jest niezmiernie zadowolona z jego wizyty. Przez chwilę, przemknęła mi nawet myśl, że cieszyła się nawet za bardzo. Wiem, Harry zawsze miał to coś, co przyciągało dziewczyny.
Melissa również patrzyła na niego tym pełnym uczucia wzrokiem. Spojrzeniem, którym do tej pory obdarowywała tylko mnie... I w dodatku sposób, w jaki spoglądał na nią Harry. Znałem go tak dobrze, by wiedzieć, że wpadła mu w oko. Poczułem te nieprzyjemne ukłucie wewnątrz. Ból, że ktoś inny może ją mieć... Wtedy przypomniałem sobie, jak droczyła się ze mną przez moją zazdrość o Corwina. Pamiętałem jej słowa.

~Nie musisz być zazdrosny. Moje serce już dawno wybrało Twoje.~

To zabrzmiało jak wyznanie miłości. Ta drobniutka istota pokochała kogoś takiego jak ja...

- Louieh? - z zamyślenia wyrwał mnie jej słodki głosik.
- Hm? - mruknąłem, nie odrywając wzroku od jej błyszczących oczu.
- Wiem, że wiele się dziś działo, ale wypadałoby ogarnąć ten bałagan... - rzekła z szerokim uśmiechem, wskazując przepełnione mąką i lukrem pomieszczenie.

Patrzyłem na nią. Była taka piękna... Bez słowa chwyciłem ją za ręce, na co dziewczyna posłała mi zaskoczone spojrzenie, po czym przytuliłem ją do siebie, opatulając jak najmocniej swym ramieniem.

- Kocham Cię, Mel. - szepnąłem jej czule do ucha.

Melissa milczała. Jedynie wtuliła się jej jeszcze bardziej w mój tors. Poczułem wilgoć na swej koszulce, zapewne były to jej łzy.

- Ja Ciebie też. - szepnęła po chwili.

Staliśmy tak opatuleni w swych objęciach, gdy Mel uniosła wzrok ku górze, by nasze oczy mogły się spotkać i z uśmiechem rzekła.

- Ale od sprzątania i tak się nie wykręcisz.
- Ciii... Nie psuj chwili. - rzekłem rozbawiony, na co i ona zachichotała.

Tak naprawdę to ona jest moim aniołem.
__________________________________________________________________

No i Harry z Mel wszystko sobie wyjaśnili. Jakie teraz podejmą działania, by odkryć przeszłość?
Louis i Melissa otwarcie wyjawili swoje uczucia. Jednak czy ich sielanka będzie trwać długo? Czy miłość okaże się potężniejsza od śmierci?

c.d.n.

P.S. Trochę smuci mnie to, że tak mało osób komentuje moje opowiadanie. Mam wrażenie, że mało kto je czyta, choć deklarowało się dużo osób. Jednak jestem wdzięczna tym, którzy pozostawiają po sobie ślad- nie zdajecie sobie sprawy, ile Wasze słowa dla mnie znaczą! Dziękuję!!

W szczególności chciałabym podziękować @possiij, której dedykuje dzisiejszy rozdział. Twoje słowa i życzliwość były najlepszą motywacją do pisania. Kocham Cię!.xx

środa, 21 sierpnia 2013

Chapter#14 Doncaster.

                                                   *Oczami Harry'ego*

Minęły jakieś trzy godziny drogi, podczas których rozmawialiśmy i się wygłupialiśmy, gdy w końcu dojechaliśmy na miejsce. Była około piąta popołudniu, a w oddali można było dosłyszeć jakąś wesołą melodię - zapewne w mieście odbywał się jakiś festyn.

Kiedy wysiadłem z samochodu, stanąłem i wtapiając się w panujący spokój, ogarnąłem wzrokiem okolicę. Praktycznie nic się tu nie zmieniło w przeciągu tych trzech lat. Wzruszyłem się widząc oddalony od domu Horana ten sam park z białymi ławeczkami, gdzie zabierałem dziewczyny na pierwsze randki. Ten sam skwer, na którym wraz z Lou i Niallem graliśmy w piłkę. Patrząc na to wszystko miałem wrażenie, że czas stanął tutaj w miejscu. Choć z drugiej strony nigdy już nie będzie tak samo...

- Hej, pan powaga.- rzekł z przekąsem Nialler.
- Hm? O co Ci znów chodzi?- odrzekłem zdezorientowany.
- Masz zamiar wejść do środka, czy wolisz dziś spać na trawniku? - rzekł, nie kryjąc rozbawienia.
- Kretyn. - burknąłem pod nosem, starając się ukryć swój uśmiech.

Cieszę się, że ten bałwan nic się nie zmienił - bezczelny i głupkowaty, jak zawsze. To była dobra decyzja, by tu przyjechać.

Nialler, oprowadził mnie po mieszkaniu, po czym wprowadził do salonu, gdzie czekali na mnie jego rodzice. Byli bardzo szczęśliwi z mojego przyjazdu i nie chcieli tak łatwo dać mi odejść od stołu. Sytuację uratował blondyn, który zaprowadził mnie na górę i pokazał mój tymczasowy pokój. Nie myśląc ani chwili, wziąłem się za rozpakowywanie moich rzeczy. Chwilę później usłyszałem pukanie do drzwi, które zaraz się otworzyły i w progu ujrzałem żarłoka.

- Po co pukasz, skoro i tak zaraz wchodzisz?- powiedziałem, zawadiacko się śmiejąc.
- Przecież się nie przebierasz.- odpowiedział, ziewając. - Poza tym żadna nowość widzieć Cię w bokserkach. - dodał, rechocząc.

Popatrzyłem na niego jak na idiotę, po czym sam zaniosłem się śmiechem. Niall momentalnie usiadł na łóżku, a jego twarz nabrała poważniejszego odcienia. Po chwili odchrząknął i zapytał:

- To tak właściwie o co w tym wszystkim chodzi?
- A o co pytasz?- odrzekłem trochę zdezorientowany.
- No po co chcesz wracać... No sam wiesz, do czego... I z kim chcesz o tym pogadać?

Usiadłem na biurku naprzeciw przyjaciela i wydałem z siebie głośne westchnięcie. Może dlatego, iż przeszłość wciąż jest dla mnie ciężkim tematem, a może z powodu zmęczenia. Jednak wiedziałem, że jestem winien Horanowi wyjaśnienie, więc spojrzałem w jego oczy i powiedziałem.

- Posłuchaj, ja po prostu mam dość poczucia winy, które mnie dręczy. Co noc. Od trzech lat. Chcę się dowiedzieć, co tak naprawdę wydarzyło się na tamtym obozie. Co, lub kto przyczynił się do śmierci Louisa.
- Chcesz mi powiedzieć, że ktoś go zabił? - zapytał, otwierając nieco buzię ze zdziwienia.
- No chyba nie wierzysz w to, że Lou popełnił samobójstwo?- odrzekłem z lekką irytacją w głosie.
- Jasne, że nie. Ale wiesz, myślałem raczej, że to wypadek... Tak jakby Louieh chciał poszaleć i trochę przecholował...- powiedział coraz bardziej zdezorientowany.
- Sorry Niall, ale Lou był najbystrzejszy z całej naszej trójki i jakoś nie wierzę, by był tak lekkomyślny.
- Pewnie masz rację... - westchnął, po czym spuścił głowę. Widać nie tylko mi było ciężko wspominać dawnego kumpla. - Ale jak chcesz odkryć prawdę?
- Dlatego właśnie przyjechałem. - oznajmiłem. - W Londynie spotkałem dziewczynę, która twierdzi, że Lou ma mi coś do przekazania. Mówiła, że ma z nim jakiś kontakt i że również chce rozwiązać zagadkę obozu.
- I Ty jej uwierzyłeś? A skąd wiesz, że to nie była ściema?- zapytał, unosząc znacząco brew ku górze.
- Jasne, że na początku wziąłem ją za jakąś wariatkę. - rzekłem. - Ale potem zacząłem mieć wątpliwości.

Opowiedziałem mu dokładny przebieg rozmowy, to jak Mel mówiła o rzeczach znanych tylko mi i Louisowi, jak tłumaczyła, że zamieszkuje jego dawny dom i w ten sposób się poznali... Niall patrzył na mnie z nie lada zaciekawieniem. Ciekawy byłem, co on o tym wszystkim myśli. Ciekaw byłem, czy nie weźmie mnie za jakiegoś znerwicowanego idiotę.

- Wiesz, spróbować nie zaszkodzi. - rzekł po chwili. - Jakiej byś  decyzji nie podjął, wiedz, że jestem z Tobą.
- Dzięki. - rzekłem, uśmiechając się do chłopaka.

Nie było może nie wiadomo jak późno, lecz zarówno ja jak i Nialler padaliśmy ze zmęczenia, więc uzgodniliśmy, że do rozmowy wrócimy jutro. Zrzuciłem z siebie ubrania i położyłem się do łóżka. Nim zmrużyłem oczy, zdołałem usłyszeć słabnący huk pokazu sztucznych ogni i ujrzeć w wyobraźni dziewczynę, która mnie tu ściągnęła. Melissa...

                                                 *Oczami Melissy*

Rano obudził mnie hałas dochodzący z niedalekiej odległości. Gdy przetarłam oczy, ujrzałam jak mój telefon podskakuje na szafce nocnej, nieustannie wibrując. Wzięłam aparat, wcisnęłam zieloną słuchawkę, po czym przyłożyłam go do ucha.

- Cześć kochanie, pewnie Cię obudziłam? - usłyszałam ciepły kobiecy głos.
- Cześć mamo. - rzekłam jeszcze nieco zaspana. - W sumie to tak.
- No wybacz. Ale w sumie nie jest tak wcześnie śpiochu. - zachichotała.

Spojrzałam na zegarek. Wskazywał godzinę jedenastą.

- Wiesz, dzwonię, by Ci powiedzieć, że mamy trochę problemów w pracy. Szef wysłał mnie do głównego oddziału naszej redakcji, bym zaprowadziła tam trochę porządku. I przyznam, że jest tu takie zamieszanie, że w sumie nie wiem kiedy wrócę.
- Rozumiem... - rzekłam cicho. Praca pracą, ale chciałabym żeby trochę czasu poświęciła i mi....
- Wiem, córciu, że niezbyt Ci się to podoba... Mnie też, ale nie mam wyjścia. - rzekła ze smutkiem w głosie.
- Nie przejmuj się, poradzę sobie.- odpowiedziałam, by nieco uspokoić jej matczyne sumienie.
- Wiem Mel. Ale jakby co, po prostu zadzwoń.
- Dobrze.

Odłożyłam z powrotem telefon na szafkę i zatopiłam swe spojrzenie w widoku za oknem. Intensywnie zielone liście, jasne strumienie słońca powinny napawać mnie radością. Ale po tym telefonie jakoś nie miałam dobrego nastroju...

Moje zamyślenie przerwał ciepły dotyk dłoni spoczywającej na moim ramieniu. Obróciłam się i ujrzałam lazurowe tęczówki mojego anioła. W jego oczach widziałam zatroskanie, pewnie wyczuł, że coś jest nie tak. Louis zawsze wie, kiedy coś leży mi na sercu.

- Mama dzwoniła... - szepnęłam. - Coś mi się wydaje, że teraz będzie rzadkim gościem w domu...
- Przykro mi Mel. - rzekł czule. - Może marna to pociecha, ale w takim razie jesteś skazana na moją obecność.- dodał mrużąc przy tym jedno oko.

Mimowolnie jego słowa wywołały u mnie uśmiech. Cóż za ironia losu. To ja mam mu pomóc, rozwiązać przeszłość, a tymczasem mam wrażenie, że to głównie ja potrzebuję jego oparcia. Przeciągnęłam się leniwie na łóżku, po czym ucałowałam Lou w policzek i ruszyłam do łazienki. W tym czasie brunet oznajmił, że przygotuje mi jakieś śniadanie.

                                                  *Oczami Harry'ego*

Gdy się przebudziłem, było już grubo po dwunastej. Chyba pobiłem swój rekord, jeśli chodzi o spanie - nawet Niall od dawna był na nogach. Wolnym krokiem poczłapałem do łazienki i wziąłem zimny prysznic, by rozbudzić całkowicie rozleniwione ciało. Później zszedłem na dół, by zrobić sobie coś do jedzenia - cóż na  żarłoka nie miałem co liczyć. Już raz poprosiłem go o zrobienie kanapki. Ba! Nawet mu za nią zapłaciłem. Nialler wziął kasę, zrobił kanapkę, po czym sam ją zjadł! Przez resztę dnia byłem na niego obrażony.

Byłem już na korytarzu, gdy do mych uszu dobiegły fragmenty rozmowy. Z początku myślałem, że Niall rozmawia z rodzicami. Lecz głos jego rozmówcy nie należał ani do matki ani do ojca chłopaka.

- Tylko weź się zachowuj. - usłyszałem poważny ton Horana.
- Wyluzuj. - odpowiedział mu jakiś niski głos, jakby dziwnie znajomy.

Wszedłem do kuchni i momentalnie mnie zamurowało. Naprzeciw żarłoka siedział ten ciota Corwin. Zdawał się być równie niezadowolony z tego spotkania co i ja, gdyż od razu zmierzył mnie z góry na dół swym spojrzeniem. Niall, widząc rosnące napięcie, starał się rozładować sytuację i odezwał się spokojnie.


- Cześć Harry, jak jesteś głodny to zostało parę kanapek.
- Dzięki. -rzekłem obojętnie. - Zjem u siebie.

Zawinąłem parę kolorowych kawałków pieczywa na talerz, po czym wróciłem do swojego pokoju. Nie miałem ochoty patrzeć dłużej na tamtego idiotę. Nim połknąłem ostatni kęs, usłyszałem trzask frontowych drzwi i kroki po schodach do góry. Chwilę później w progu zjawił się blondyn.

- Harry... - jęknął cicho.
- Spokojnie. - rzekłem. - Nie mam zamiaru się z nim użerać, nie jestem takim rozwydrzonym dzieciakiem jak on.
- Wiem, że za sobą nie przepadacie... Ale postaraj się tolerować jego obecność.. Wiesz, to przecież mój kuzyn... - w jego głosie czułem zakłopotanie.
- W porządku. - odpowiedziałem, lekko się uśmiechając.- Nie musisz się o to martwić. A tak właściwie to czego chciał?
- Chciał, żebym z nim pojechał i pomógł mu kupić jakieś auto. Wiesz, żebym mu doradził i tak dalej. Ale powiedziałem mu, że przyjechałeś i nie zostawię Cię samego. - dodał, jakby się usprawiedliwiał.

Nie odpowiedziałem nic, tylko lekko się uśmiechnąłem. Mimo wszystko moje myśli krążyły gdzie indziej. Podążały za dziewczyną o niebieskoszarych oczach... Po chwili dotarło do mnie, że Niall usiłuje nawiązać ze mną rozmowę, gdy ja błądzę we własnym umyśle.

- Harry. Stary, słyszysz co do Ciebie mówię? - zapytał zirytowany.
- Ta, jasne. - burknąłem pod nosem.
- To co niby przed chwilą mówiłem? - dodał z przekąsem.
- No...
- Ugh.. - westchnął, po czym odparł. - Pytałem co masz zamiar dziś robić. Idziemy do tej Melissy, czy nie?

Musiałem to sobie wszystko przemyśleć. Chciałem najpierw porozmawiać z nią sam. Chciałem, by opowiedziała mi wszystko, co wie o Lou. Może w ten sposób sprawdzę, ile jest prawdy w tym co mi wcześniej oznajmiła. Poza tym jeśli Louieh faktycznie by tam był...

- Harry? - zapytał, szturchając mnie łokciem blondyn.
- Wybacz, zamyśliłem się. Wiesz dziś wolałbym się sam do niej wybrać.
- Jesteś pewny? - zapytał, jakby z lekką troską.
- Tak. - odparłem. - Chcę sobie najpierw to wszystko jakoś poukładać. Poza tym Corwin na Ciebie liczy.

Ostatnie zdanie prawie wycedziłem przez zęby. Ale cóż nic nie poradzę na to, że ten typ tak na mnie działa. Mimo to Horan się uśmiechnął i podziękował za wyrozumiałość. Ja dokończyłem swoje jedzenie i po przebraniu się w coś bardziej normalnego ( gdyż wcześniej na sobie miałem tylko stare spodnie dresowe) udałem się do domu, w którym niegdyś mieszkał mój najserdeczniejszy przyjaciel. Louis.

                                                          *Oczami Melissy*

Nawet przepyszne śniadanie, które przygotował mi Lou nie poprawiło mi dostatecznie humoru. Miałam wrażenie, że wszystko się sypie. Nie dość, że brakowało mi obecności matki, to jeszcze miałam na głowie upartego jak osioł Harry'ego i natrętnego jak mucha Corwina. Byłam powoli tym wszystkim zmęczona, moja bezradność coraz bardziej doprowadzała mnie do szału.

Louis oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie zorientował się, jak bardzo zszarpane są moje nerwy. Poderwał się równym krokiem z krzesła, podczas kiedy ja dopijałam swoją herbatę i z radością oznajmił.

- Zróbmy coś zabawnego.
- Co masz na myśli? - zapytałam nieco zaskoczona jego propozycją.
- No nie wiem... Masz ochotę na coś słodkiego? - zapytał, szczerząc przy tym zęby.
- A jakie to ma powiązanie ze sobą?
- Zobaczysz. - wyszczerzył zęby, po czym ruszył do radia i włączył jakąś stacje ze skoczną muzyką. - Upieczmy babeczki. - dodał z miną małego chłopczyka.

Ta mina zawsze wywoływała u mnie śmiech, który teraz starałam się w sobie zdusić i zapytałam z powagą.

- A co w tym takiego zabawnego?
- Choćby to. - odpowiedział, nastawiając głośniej muzykę i komicznie pląsając po kuchni przy próbie założenia fartucha.

Potem pociągnął mnie za ręce i wręczył mi kolejno potrzebne składniki. Widzieliście kiedykolwiek teledysk do piosenki Counting Crows- Accidentally in Love? (http://www.youtube.com/watch?v=QUypt2nvorM) Praktycznie tak samo wyglądało nasze przygotowanie pulchniutkich ciasteczek. Większość produktów, zamiast trafiać do miski, fruwała po całej kuchni. Szczególnie mąka, którą Lou zmarnował prawię całą, chcąc wybielić moje włosy. Ja nie pozostawałam mu dłużna i spora porcja białego pyłu trafiła w jego twarz.  Cała bitwa skończyła się jednym białym kurzem unoszącym się w powietrzu. Do owej "dekoracji" dołączyły resztki kolorowego lukru rozmazanego na podłodze, kiedy Louis postanowił zrobić mi make up. Pewnie uznacie nas za wyrośniętych dzieciaków, ale przyznam że świetnie się wtedy bawiłam. I takiego drzemiącego dzieciaka kochałam w tym chłopaku najbardziej.

Nasz głupkowaty śmiech i rozróbę w kuchni, przerwał dzwonek do drzwi. Starłam w pośpiechu z twarzy większość mąki i lukru, po czym udałam się na korytarz. Kiedy pociągnęłam za klamkę, momentalnie się zarumieniłam i zaniemówiłam. Takiego gościa się nie spodziewałam.

- Harry!?
___________________________________________________________________

No to dowiedzieliśmy się kilku nowych rzeczy. Choćby tego, co łączy Corwina i Nialla. Jak myślicie, jak przebiegnie rozmowa Mel i Hazzy? I jak zareaguje na to Lou?

c.d.n.



Versatile Blogger Award

Pragnę z całego serca podziękować P. z http://like-bad-dream.blogspot.com/ , która włączyła mnie do grona graczy o nagrodę Versatile Blogger Award. Jest mi niezmiernie miło, że doceniasz moje starania - dziękuję z całego serca! ♥




***Zasady***
* Podziękować za nominację osobie, dzięki której zostałeś włączony do gry.
* Pokazać na blogu za nagrodę Versatile Blogger Award.
* Ujawnić 7 faktów dotyczących własnej osoby.
* Nominować 15 blogów, które według nominowanego na to zasługują.
* Poinformować o fakcie nominowania autorów blogów.

***Siedem faktów o mnie***
1. Mam na imię Ania.
2. Mam 19 lat. 
3. Pisaniem zajmuję się od trzech lat, początkowo pisałam tylko wiersze.
4. Jestem nieco zamkniętą w sobie i nieśmiałą osobą.
5. Kocham muzykę, lubię śpiewać choć średnio mi to idzie;P
6. Lubię rysować - głównie portrety i mangowe postaci.
7. Jestem Directioner.



*** Blogi nominowane ***
( kolejność o niczym nie świadczy)
 1. http://lovesdoesntchoose.blogspot.com/
2. http://mixed-fanfic.blogspot.com/
3.http://08imaginowo.blogspot.com/
4. http://calm-fanfiction.blogspot.com/
5. http://dark-fanfiction.blogspot.com/
6. http://gottabemineharrystyles.blogspot.com/
7. http://perfectmotherfucker.blogspot.com/
8. http://harry-is-a-monster.blogspot.com/
9. http://let-me-be-your-angel-harry.blogspot.com/
10. http://summer-love69.blogspot.com/
11. http://our-little-secret-baby.blogspot.com/
12. http://we-will-never-change.blogspot.com/ 
Wybaczcie, ale nic więcej nie przychodzi mi do głowy ;P

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Chapter#13 Nie pójdzie się do przodu bez podniesienia karku.

                                                     *Oczami Harry'ego*

- Kto dobija się do mnie o tej porze? - po tonie, jakim mówił, mogłem wywnioskować, że był nieźle zaspany - nic się nie zmienił.
- Uhm.. Wybacz... To ja, Harry....

Cisza, która zapanowała po drugiej stronie słuchawki była nie do zniesienia. Nie wiedziałem, co Horan teraz zrobi, czy zechce ze mną rozmawiać, czy też się rozłączy. Chciałem przełknąć ślinę, ale poczułem, że z tych nerwów mam sucho w gardle. Odchrząknąłem i nie czekając na odzew blondyna, odezwałem się pierwszy.

- Słuchaj, przepraszam, że Cię obudziłem, ale długo myślałem o tym by zadzwonić. Wiem, że przez ten czas zachowywałem się jak dupek...
- Harry... - odrzekł Niall poważnym tonem.
- Tak?
- Stary, Ty zawsze byłeś jak dupek. - próbował zachować powagę, ale jego głos podpowiadał mi, że właśnie teraz szczerzy się jak głupek.
- Też Cię uwielbiam pajacu. - w tym momencie nie wytrzymaliśmy i obydwoje zanieśliśmy się śmiechem.

Horan widocznie rozbudził się do reszty, gdyż szczegółowo wypytał się o ostatnie trzy lata mojego życiorysu. Ja nie pozostawałem mu dłużny i również chciałem, by opowiedział co zmieniło się od naszego ostatniego spotkania. Dowiedziałem się, że jego brat niedawno się ożenił i ma małego synka. Niall natomiast powrócił do gry na gitarze i dostał pracę w miejscowym warsztacie samochodowym.

- Wiesz, że poza muzyką kocham piłkę nożną i samochody. - powiedział.
- Zapomniałeś o najważniejszym - o jedzeniu. - zażartowałem.
- Cha Cha, ale Ci się dowcip wyrobił. - mimo udawanej obrazy, wiedziałem, że zwija się ze śmiechu. - A wracając do mojego zajęcia... To wpadłem na to, kiedy ciągle naprawiałem tego głupiego mini Louisa. Pomyślałem, że jestem w tym dobry... - tu się zaciął.  Usłyszałem westchnięcie i po chwili dodał. - Harry, przepraszam stary, nie o to mi chodziło...
- W porządku. - odpowiedziałem. - Właściwie to w tej sprawie do Ciebie dzwonię.
 - To znaczy?- zapytał zaintrygowany.
- Wiesz, minęły trzy lata... Chcę rozwiązać tą sprawę do końca i przestać żyć przeszłością. I tu liczę na Twoją pomoc...
- Mów jaśniej, wiesz, że jestem niekumaty. - zaśmiał się Niall.
- Jest ktoś, kto może pomóc mi wyjaśnić zagadkę śmierci Lou... Ta osoba mieszka w Doncaster, więc pomyślałem...
- Jasne. Przyjadę po Ciebie jutro. A teraz daj mi się wyspać. - rzekł radośnie blondyn, po czym pożegnał się i rozłączył.

Nie zdążyłem jeszcze dobrze ochłonąć po naszej rozmowie, gdy poczułem wibrację i zobaczyłem, że żarłok oddzwania.

- Harry... Możesz mi podać adres? W sumie to nie wiem, gdzie teraz mieszkasz a prędzej pobłądziłbym w tym Londynie, niż Cię znalazł.

Nierozgarnięty jak zawsze. Śmiech, jakim się, utrudniał mi udzielenie odpowiedzi. Kiedy uspokoiłem nieco moje rozbawienie, podyktowałem mu dokładnie adres i wytłumaczyłem drogę. Potem zrzuciłem z siebie ubrania i położyłem do łóżka.

Rano wyrwałem z łóżka jak oparzony. Wiadome było, że Niall prędzej jak koło południa się nie zjawi -  poza jedzeniem, jest uzależniony od snu, jednak musiałem się jeszcze spakować i porozmawiać z siostrą.

Wziąłem szybki prysznic, po czym zszedłem na dół, gdzie siedziała już Gemma z filiżanką kawy.

- Dzień dobry. - rzekła, posyłając uroczy uśmiech.
- No cześć. - odpowiedziałem, szczerząc swe zęby.
- Głodny?
- Właściwie to nie, ale mam do Ciebie sprawę. - rzekłem radośnie. - Spokojnie, to nic strasznego. - zaśmiałem się, widząc jej zakłopotanie.

Opowiedziałem jej o Mel, o rozmowie z Niall'em i o mojej decyzji co do Doncaster.
Gemma cieszyła się jak małe dziecko i momentalnie rzuciła mi się na szyję, co mnie od razu rozbawiło. Potem spojrzała w me oczy i rzekła.

- Nie martw się, wszystkim się tu zajmę.
- Dzięki. - odrzekłem, całując ją w nos.

Ledwie zdążyłem się spakować i zjeść tosty, które wmusiła mi Gemma, usłyszałem dzwonek do drzwi. Zbiegłem po schodach na dół i gdy je otworzyłem, ujrzałem dawno nie widziane ciemnoniebieskie oczy i blond włosy.

                                                         *Oczami Nialla*

Jak zwykle rano ciężko było mi się zwlec z łóżka. Jednak ogarnąłem się w miarę szybko i do Londynu dotarłem przed pierwszą. Przez całą drogę myślałem o Harry'm. O jego telefonie, o jego prośbie. Cieszyłem się, że w końcu się odezwał i nabrał odwagi, by przyjechać na stare śmieci. Lecz z drugiej strony denerwowałem się tym spotkaniem. Pamiętam, jak Hazza zachowywał się po śmierci Lou. Na zmianę miał ataki histerii i złości. A mnie bolało to, że nie umiem mu pomóc. Jedyne, co mogłem, to obserwować, jak mój kumpel z dnia na dzień z wesołka zamienia się w samotnika.

Kiedy zadzwoniłem do jego drzwi i te się otworzyły, ujrzałem wysokiego chłopaka o poważnym spojrzeniu i delikatnym uśmiechu. Nie przypuszczałem, że aż tak się zmienił. Jego tęczówki wydawały się być jeszcze ciemniejsze i gdzieś zniknęły dołeczki, za którymi szalała nie jedna panna. Jedyne co pozostało bez zmian, to burza loków opadająca na jego czoło.

- Cześć Niall! - rzekł radośnie Loczek.
- No siema. - rzekłem, szczerząc się zawadiacko.


Wyściskałem go całego na powitanie,  jak jakaś ciota. Ale to przez to, że tak dawno go nie widziałem. Potem Hazza oprowadził mnie po swoim mieszkaniu i na koniec zaprowadził na górę, bym przywitał się z jego siostrą.

~Szlak, nie sądziłem, że Gemma tu jest.~

Nie ukrywam, że zawsze siostra Styles'a już dawno wpadła mi w oko. Była naprawdę urocza, a przy tym taka poukładana i ambitna - totalne przeciwieństwo mnie. Zawsze kiedy ją widziałem, kiedy zamieniłem z nią choć słowo, rumieniłem się jak burak. Tak było i tym razem, kiedy ujrzałem jej rozpromienioną twarz.

- Fajnie Cię widzieć. - rzekła cichutko.
- Ciebie również. - odpowiedziałem, błądząc wzrokiem gdzie się da, byle by nie spojrzeć w jej oczy.

Gemma jednak sprytnie mnie do tego zmusiła, gdyż położyła swą delikatną dłoń na mym ramieniu i wtapiając się w moje spojrzenie zachichotała.

- Powierzam Ci mojego braciszka, pamiętaj o tym.
- Pamiętam. - zaśmiałem się widząc, jak Harry przewraca oczami.

Cóż chłopak nie zmieni tego, że dla swej starszej siostry zawsze będzie tym małym braciszkiem, którym trzeba się zająć. Pożegnaliśmy się z Gemmą i pomogłem Hazzie zanieść bagaż do mojego samochodu. Kiedy wsiedliśmy, nabrałem powagi i klepiąc się w czoło krzyknąłem.

- Ale ze mnie sierota!
- Co się stało?- spytał nieco zaskoczony Loczek.
- Stary, nie wziąłem Ci kocyka na podróż. Wybacz, wiem, że bez niego Ciężko się śpi. - rzekłem starając się powstrzymać śmiech.
- Zamknij się. - rzekł, posyłając mi groźne spojrzenie, co spowodowało, że nie mogłem już dłużej się nie śmiać.
- No rusz się, bo będziemy tu tak stać do jutra. - burknął, z niby obrażonym tonem na co ja wybuchłem jeszcze większym rechotem.

 Harry w końcu też nie wytrzymał i odjechaliśmy spod jego domu, zanosząc się głupkowatym śmiechem.
              
                                                     *Oczami Corwina*

Przyznam, że dzisiejszy dzień spędzony z Melissą był całkiem udany.  Początkowo bałem się tego, że może powrócić sprawa Louisa, ale chyba Mel mówiła mi wtedy prawdę. W końcu zajęła jego dawny dom, nic dziwnego, że znalazła jakieś rzeczy po nim. A że panny zawsze coś ku niemu miały to i nie dziwne, że i ona coś sobie ubzdurała. Te dziewczyny...

Pogoda była dziś wyjątkowo piękna, więc postanowiłem wyciągnąć Mel na dłuższy spacer, tym bardziej, że w mieście był organizowany jakiś festyn. Bawiliśmy się ze sobą i żartowaliśmy, jak na pierwszym spotkaniu. A jej potargane przez wiatr włosy i błyszczące w słońcu oczy sprawiały, że nie mogłem oderwać od niej wzroku. Zdecydowanie miałem w planach, by połączyło nas coś więcej niż przyjaźń.

Kiedy nadszedł wieczór, wszyscy zebrali się w pobliskim parku, by podziwiać pokaz sztucznych ogni. Ja i Mel zajęliśmy miejsce na jakimś pagórku i kiedy przedstawienie się zaczęło skierowaliśmy swe spojrzenia ku górze. Jednak po chwili mój wzrok skupił się na twarzy mej towarzyszki, która z delikatnym uśmiechem podziwiała migające światełka na niebie.

Przysunąłem się do dziewczyny i otuliłem ją swym ramieniem. Miałem wrażenie, że jej mięśnie raptownie się napięły, choć nadal swą uwagę skupiała na fajerwerkach. Czyżby poczuła się nieswojo?  Postanowiłem to zignorować i przybliżyłem swą twarz do twarzy dziewczyny. Kiedy nasze oczy się spotkały dostrzegłem w jej spojrzeniu zakłopotanie i lekkie zdumienie... Już chciałem skraść jej choć jeden pocałunek, gdy poczułem lekki ból z tyłu głowy. Tak jakby ktoś trafił mnie niedużym kamieniem. Obróciłem się, by zobaczyć, czyja to sprawka, jednak nikogo nie dojrzałem. Po chwili zorientowałem się, że Mel odchodzi. Próbowałem ją zatrzymać, ale zgubiła mi się w tym tłumie. Udany dzień i spartolony wieczór.

~O co jej chodzi?~

                                                      *Oczami Melissy*

Byłam nieco zmarznięta i wykończona. A przede wszystkim zła. Na Corwina. Nie chcę niczego więcej, prócz przyjaźni, więc moim zdaniem się nieco zagalopował. Jedyne, czego chciałam to jak najszybciej znaleźć się w domu. Kiedy dotarłam do niego, okazało się, że mamy dalej nie ma. W sumie może to i lepiej.

Udałam się do swojego pokoju i usiadłam na łóżku, opierając plecami o ścianę. W tym momencie uświadomiłam sobie, że tego wieczoru nie byliśmy tak do końca sami. I nie chodzi mi tu o tłum ludzi. Tylko o Lou. Jestem praktycznie pewna, że udało mi się go dostrzec w parku. Czy on mnie pilnował?  Tylko czemu się nie odezwał?

Z zamyślenia wyrwał mnie ciepły dotyk w okolicy mego nadgarstka. Nim się zorientowałam, owa silna ręka pociągnęła za mój nadgarstek, przyciągając moje ciało do swojego.

- Dobry wieczór, słońce. - usłyszałam czuły szept Louisa.

Nie odpowiedziałam nic, tylko wtuliłam się w tors chłopaka. Ten w odpowiedzi jeszcze mocniej otulił mnie swym ramieniem. Po chwili oddalił się nieco ode mnie i uniósł do góry mój podbródek, by spojrzeć mi w oczy.

- I jak tam wieczór? Pełen wrażeń? - rzekł z zawadiackim uśmieszkiem.
- Byłeś tam? - odrzekłam unosząc znacząco brew ku górze.
- Ja? Niby gdzie?- zaczął się ze mną droczyć.
- Już Ty dobrze wiesz.- zachichotałam, na co Louis również się zaśmiał. - Co tam robiłeś?
- Obserwowałem. - odpowiedział, bezskutecznie próbując zachować powagę.
- Kogo, mnie?
- Corwina. Patrzyłem, jak się zachowuje i gdy się zapomniał dałem mu nauczkę. - rzekł mrugając do mnie okiem.
- To znaczy?  - jego słowa dość mnie zaintrygowały.
- No bo jak siedział blisko, to ok. Jak opatulił Cię swym ramieniem, też to tolerowałem. Ale na pocałunek już nie mogłem pozwolić. - wytłumaczył, szczerząc białe zęby.
- Więc to, że nagle się obrócił to Twoja sprawka. Czyżby ktoś tu był zazdrosny? - zaczęłam się śmiać i powoli uwolniłam się z jego uścisku.

Brunet skrzyżował swoje ręce na klatce piersiowej i potrząsnął przecząco głową. Wyglądał jak mały, obrażony chłopczyk, któremu zabrano zabawkę. Ten widok sprawił, że wybuchnęłam jeszcze większym śmiechem.

- No co?- fuknął na mnie Lou.
- Nic, po prostu przyznaj, że zżerała Cię zazdrość.
- Ugh... No może trochę. - burknął pod nosem, na co ja popłakałam się ze śmiechu.

Po chwili Louieh sam zachichotał i pogłaskał mnie po policzku. Teraz to ja zbliżyłam się do Louisa i szepnęłam mu do ucha.

- Nie musisz być zazdrosny. Moje serce już dawno wybrało Twoje.

Brunet chciał coś odpowiedzieć, lecz zamiast tego wtopił swe wargi w moje. Teraz byłam pewna, że on czuje to samo co ja. Tylko dlaczego nie możemy być normalną parą, jak wiele innych?
Cóż, widocznie wtedy byłoby zbyt nudno...
_____________________________________________________________________

Harry wreszcie udał się z Niallerem do Doncaster. Tymczasem znajomość Mel i Lou coraz bardziej rozkwita, choć Mel i Corwinowi wpadła w oko. Co się jeszcze wydarzy?
c.d.n. ;3

niedziela, 18 sierpnia 2013

Chapter# 12 Dłużej się tak nie da...

                                                     *Oczami Harry'ego*


Leniwie przetarłem piekące oczy i powoli zmieniłem pozycję swego ciała na siedzącą. Zorientowałem się, że ostatnią noc spędziłem na sofie w salonie. Z początku nie rozumiałem, czemu usnąłem akurat tu, gdy nagle wrócił do mej świadomości ostatni wieczór. Wizyta tej dziewczyny, ta dziwna rozmowa i bolesne wspomnienia... Potem skojarzyłem tylko Gemmę siedzącą koło mnie na korytarzowej podłodze, która próbowała uciszyć mój szloch... Zapewne to ona ułożyła mnie tutaj do snu.

Siedziałem tak chwilę pogrążony w ostatnich wydarzeniach, kiedy usłyszałem szept dochodzący zza mych pleców.

- Dzień dobry Harreh.

Obróciłem się i ujrzałem podkrążone oczy i siną twarz siostry. Też ma za sobą ciężką noc. I to z mojej winy...

- Cześć. - odrzekłem uśmiechając się blado. Bolało mnie to, że przyprawiam ją o tyle trosk. - Gemma, słuchaj ja uhm... To co było wczoraj... Ja.. Ja Cię przepraszam i dziękuję...

~Przed własną siostrą jąkam się jak jakiś niedołęga.~

Gemma nie odpowiedziała nic. Zamiast tego usiadła koło mnie i wtuliła się mocno w mój tors. W sumie to nie wiem, kto bardziej potrzebował tego uścisku, czy ja czy ona. Jednak jej gest, w ogóle jej bliskość - sam fakt, że ze mną była dodawał mi tyle otuchy. Kocham ją za to, jaka jest i cieszę się, że jest moją siostrą.

Nie chciałem dodawać jej zmartwień, więc z uśmiechem na twarzy zaproponowałem jej śniadanie na mieście. Mały spacer dobrze mi zrobi i może na choć na chwilę oderwę się od natrętnych myśli...

                                                    *Oczami Louisa*

Siedzieliśmy obydwoje zamknięci w naszym hotelowym pokoju. Atmosfera panująca w pomieszczeniu zdawała się odzwierciedlać to, co działo się w naszych umysłach - pozasłaniane okna ledwo wpuszczały do środka dzienne światło.

Spoczywałem nieruchomo w fotelu, obserwując usadowioną na brzegu łóżka Melissę. Jej brązowe, długie loki spływały bezwiednie na jej odsłonięte ramiona a malutkie dłonie podtrzymywały podkurczone nogi. I te niebieskoszare oczy, w których na co dzień było tyle radości... Dziś wydawały mi się tak smutne i tak odległe...

Było mi jej żal i złościło mnie to, że wciągnąłem Mel w swoje problemy. Bo zapewne jej zepsuty humor był moją winą. I to wszystko przez tą wizytę z Harry'm... Choć spodziewałem się, że Hazza nie uwierzy od razu w słowa Mel, to jednak jego wybuchowa reakcja była dla mnie dość zaskakująca. To nie był ten sam beztroski chłopak, którego znałem za życia. Loczek, przed którym wczoraj stałem był zszarpany przez nerwy i jakby zamknięty w sobie. Czy on stał się taki przeze mnie?

~Ile osób musi jeszcze cierpieć z powodu mojej głupiej śmierci? Harreh...~

Choć zawsze starałem się być tym optymistą, to w tej chwili nabrałem ochoty do płaczu. Czułem się taki beznadziejny, nawet a może zwłaszcza jako duch. Ale musiałem stłumić ten smutek w sobie. Nie chciałem pogłębiać trosk Melissy.

Powoli zbliżyłem się w stronę dziewczyny i siadając koło niej, przygarnąłem jej drobne ciało do swojego. Mel od razu oderwała się od myśli krążących w jej głowie, gdyż posłała mi zaciekawione spojrzenie. Ja natomiast zbliżyłem twarz do jej  ucha i czule wyszeptałem.

- Dziękuję. Dziękuję za wszystko. Dziękuję, że jesteś.

Na polikach dziewczyny ujrzałem lekkie zarumienienie, co budziło we mnie wewnętrzną radość. Była taka urocza i niewinna... Chciała coś odpowiedzieć, lecz nie dałem jej na to szansy, splatając nasze usta w delikatnym pocałunku. Nie obchodziło mnie to, co się wydarzy. Liczyła się tylko ta chwila, tylko to, iż tu jestem. Z nią.

                                                     *Oczami Melissy*

Od wczorajszego wieczoru nie mogłam pozbyć się tego okropnego uczucia, że zawiodłam Louisa. Mimo, iż pod koniec rozmowy wydawało się, że Harry zaczyna mi wierzyć, to miałam spore wątpliwości co do tego, czy zechce się ze mną spotkać. Byłam na siebie zła, że nie umiem pomóc chłopakowi, który jest dla mnie tak ważny. Wiem, jest duchem. Wiem, to bynajmniej dziwne kochać zjawę. Lecz serce nie sługa...

Miałam wrażenie, że po wczorajszych wydarzeniach Lou nie będzie chciał mnie znać. Nawet bałam się spojrzeć w jego oczy, obawiałam się dostrzec w nich zawód. Dlatego nie małym szokiem był dla mnie moment, gdy brunet wtulił się we mnie i zaczął szeptać słowa podziękowania. No bo dziękować? Mi? Niby za co? Jeszcze bardziej zaskakujące było, gdy Louieh nie dał mi wydać z siebie choć pół dźwięku, tylko obdarzył mnie delikatnym pocałunkiem. Chyba najbardziej czułym, jakiego kiedykolwiek miałam okazję zasmakować. Wtedy odrzuciłam na bok wszelkie zmartwienia i smutki, po prostu cieszyłam się chwilą.

Nasze szczęście jednak nie trwało zbyt długo. Przesiedzieliśmy cały dzień w hotelu, licząc, że Harry w końcu się zjawi. Ten jednak nie przyszedł... Louis starał się tłumaczyć przyjaciela, mówiąc, iż ten potrzebuje więcej czasu, by to wszystko sobie poukładać. Jednak znam go na tyle dobrze, by dostrzec, że sam był nieco zawiedziony.

Chociaż zazwyczaj nie lubię wieczornych wyjazdów, to jednak odczuwając gorzki smak niepowodzenia, nie chciałam zostawać w Londynie ani minuty dłużej. Pospiesznie spakowałam swoje rzeczy, po czym wymeldowałam się z ośrodka i z bagażem udałam się do samochodu. Niedługo potem pojawił się koło mnie Lou. Lecz tym razem było inaczej. Całą drogę przebyliśmy w milczeniu.

                                            *Oczami Harry'ego*

Nieco się wyciszyłem od wczorajszej nocy i teraz, siedząc w swoim pokoju mogłem sobie to wszystko jakoś poukładać. Z jednej strony nie chciałem kupić tej historyjki, jaką przedstawiła mi nieznajoma. Jednak, kiedy opowiadała o Louisie, miałem wrażenie, że zna go równie dobrze, co i ja. A to z kolei jest dziwne, bo gdyby Lou miał za życia taką przyjaciółkę, na pewno by mi ją przedstawił. I kiedy opowiedziała epizod z p. Jenkins... Mogłem odnieść wrażenie, jakby Lou dyktował jej w tym momencie, co ma mówić. Sama myśl, że mógłby tu być wywołała na mym ciele zimne dreszcze. Ale jeśli to prawda, to dlaczego ja nie mogłem go zobaczyć i usłyszeć?? I jeszcze ten frajer, Corwin... A może to wszystko to jego sprawka? Może namówił tą dziewczynę na tą całą szopkę, by mi napsuć nerwów? Tylko w sumie po co miałby to robić? I ta dziewczyna... Melissa... Nie wyglądała mi na jakąś pustą lalę, którą łatwo można manipulować.

Mijał czas a mej głowie rodziło się coraz więcej pytań, na które nie umiałem znaleźć odpowiedzi. Coraz więcej wątpliwości, których nie miał kto rozwiać.

~ Siedząc tu do niczego nie dojdę.~

Podniosłem się z łóżka, po czym podszedłem do biurka i podniosłem małą, białą karteczkę, którą wczoraj wręczyła mi Mel. Cud, że w tym amoku jej nie wyrzuciłem. Postanowiłem dłużej się nie zastanawiać, więc zbiegłem na dół. Zajrzałem na chwilę do salonu i poinformowałem siostrę, że idę się przejść, po czym chwyciłem za wiszącą na wieszaku kurtkę i wyszedłem z domu.  Nie mówiłem Gemmie o wizycie Melissy i póki co chciałem ten fakt zachować dla siebie.

Wieczór był dosyć chłodny, nawet jak na Londyn. W dodatku lekko mżyło, na co moje włosy skręciły się jeszcze bardziej, choć myślałem, że nie jest to w ogóle możliwe. Otulając się kurtką ruszyłem przed siebie. Na szczęście hotel, do którego miałem się kierować był tylko parę ulic dalej. Minęło parę minut a ja już byłem na miejscu.

Udałem się do recepcji i wtedy zdałem sobie sprawę, że nawet nie wiem, o kogo pytać. W końcu zdradziła mi tylko swe imię... Jeszcze raz spojrzałem na kartkę z adresem. Na całe szczęście podała także numer pokoju, w którym się zatrzymała. Zbliżyłem się do blatu, po czym nacisnąłem na mały dzwoneczek. Po chwili mym oczom ukazał się recepcjonista.

- Dobry wieczór. - rzekłem przyjaźnie. - Chciałem się spotkać z moją znajomą, która wynajmuje u Państwa pokój 487. Ma na imię Melissa.

Mężczyzna spojrzał na mnie nieco zaintrygowanym wzrokiem - pewnie uznał, że to trochę późna pora na niezapowiedzianą wizytę. Jednak zerknął bez słowa w spis gości, po czym odpowiedział.

- Pańska przyjaciółka opuściła dzisiaj hotel.
- Jest Pan pewien? - rzekłem z niedowierzaniem. - Może sprawdzi Pan jeszcze raz?
- Melissa Fox, pokój 487. Wymeldowała się około godziny temu. - odpowiedział znudzonym tonem.

Zrezygnowany wyszedłem w milczeniu na zewnątrz. Spóźniłem się.

~Cholera jasna! Chociaż raz poszłoby coś po mojej myśli.~

                                                        *Oczami Melissy*

Kiedy dotarłam do domu było jakoś po dziewiątej. Weszłam do środka i zastałam ciemność panującą wewnątrz, co było dziwne, gdyż mama należy do osób które dość długo krzątają się po mieszkaniu. Zostawiając walizki w korytarzu, udałam się do kuchni. Zapaliłam światło i podeszłam do lodówki, by wyciągnąć coś zimnego do picia. Wtedy dostrzegłam przyczepioną magnesem małą notkę.

" Musiałam wyjechać w sprawach służbowych.
Jak dobrze pójdzie, jutro wieczorem będę z powrotem.
                                   Kocham, mama.xx"

Lou zniknął, kiedy zajechaliśmy na podwórze, gdyż spodziewał się, iż będę chciała pogadać z matką. Zatem muszę sama sobie dotrzymać towarzystwa. Poszłam do salonu i włączyłam telewizor - dzisiejszego wieczoru postawiłam na lenistwo. Ledwo rozsiadłam się na kanapie, rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i oniemiałam. W progu stał Corwin.

- Hej Mel! - rzekł entuzjastycznie chłopak. - Nie przeszkadzam?
- Nie, skądże. - rzekłam trochę zdezorientowana.

~ Szlak, jeszcze jego mi tu brakowało.~

Nie wiem, ale odniosłam wrażenie, że zaczynam się powoli do Corwina zniechęcać. W sumie niby nic mi nie zrobił, ale sam fakt, że był kretyńskim przyjacielem dla Lou i możliwość, iż będzie chciał wrócić do rozmowy na temat bruneta przyprawiały mnie mdłości. Mimo to starałam się być uprzejma i posłałam chłopakowi delikatny uśmiech, po czym spytałam.

- Tak właściwie to co Cię do mnie sprowadza o tej porze?
- No wiesz. - rzekł, zawadiacko się śmiejąc. - Dawnośmy się nie widzieli, pomyślałem, że dasz się gdzieś wyciągnąć.

Jego propozycja wydała mi się być nieco intrygująca. Lecz wyglądało na to, że chce zacząć znajomość od nowa, co mnie przyniosło ulgę, gdyż łatwiej będzie mi go wypytać o śmierć Louisa. Wszystko w swoim czasie.

- To miłe z Twojej strony, ale widzisz cały weekend byłam poza domem. - zaczęłam niewinnie. - Z resztą, dopiero co wróciłam. I jestem taka zmęczona, że jedyne o czym teraz marzę, to sen.
- Cóż, rozumiem. - odrzekł, posyłając mi delikatny uśmiech. - Ale następnym razem tak łatwo mi się nie wymigasz. - zażartował, po czym życzył dobrej nocy i odszedł.

Zatrzasnęłam za sobą drzwi, następnie wróciłam do salonu i wyłączyłam odbiornik. Naprawdę byłam wykończona  i pragnęłam swojego ciepłego łóżeczka. Udałam się na górę i w ciuchach zanurkowałam w mięciutkiej pościeli. Przed zaśnięciem zdążyłam jeszcze dojrzeć parę lazurowych tęczówek na poduszce obok.

- Śpij dobrze słońce. Dotrzymam Ci towarzystwa.

                                                    *Oczami Harry'ego*

Szybkim krokiem ruszyłem w drogę powrotną, starając się stłumić kipiącą we mnie złość. Ostatnimi czasy nic poza nią nie odczuwam. I z reguły jest to gniew na samego siebie.

~I co tu teraz zrobić?~

Czułem się jak małe dziecko, które zgubiło się w jakimś wielkim markecie. Kiedy wreszcie zebrałem się na odwagę, by porozmawiać z Melissą, ta akurat wyjechała. Lecz w sumie wiedziałem, gdzie mieszka. Pamiętałem dokładnie, gdzie mieszkał Lou...

Byłem tak zajęty własnymi myślami, że nawet nie zorientowałem się, kiedy przekroczyłem próg własnego domu. Dopiero po chwili dotarła do mej świadomości głucha cisza i półmrok panujący na parterze. Widocznie Gemma już spała.

To dodało mi tylko więcej pewności siebie. Uniknę niepotrzebnej rozmowy - nie chciałem jej nic teraz tłumaczyć. Udałem się do swojego pokoju i po cichu zamknąłem za sobą drzwi. Już wiedziałem, co muszę zrobić. I wiedziałem, że muszę się tego podjąć, nim cała determinacja opuści me ciało. Wydobyłem z tylnej kieszeni telefon, po czym wybrałem numer i wciskając zieloną słuchawkę, przyłożyłem aparat do ucha.

~Proszę, odbierz.~

Po kilku głuchych sygnałach, odezwał się zaspany głos.

- Halo?
- Yhm.. Niall? - rzekłem dość niepewnie.
- Taa.. Kto dobija się do mnie o tej porze? - po tonie, jakim mówił, mogłem wywnioskować, że był nieźle zaspany - nic się nie zmienił.
- Uhm.. Wybacz... To ja, Harry....
___________________________________________________________________
No i proszę Harry postanowił coś w końcu zmienić. Ciekawe jak zareaguje na to Niall? I czy Hazza wyjaśni sobie wszystko z Mel?
c.d.n.

piątek, 16 sierpnia 2013

Chapter #11 Teraz albo nigdy.

                                                   *Oczami Harry'ego*

Obudziłem się, usłyszawszy hałasy dochodzące z dołu. Leniwie przeciągając się na łóżku spojrzałem na zegarek - dochodziła godzina jedenasta. Pewnie poleżałbym tak jeszcze chwilę, lecz uciążliwy ucisk w żołądku kazał mi pomaszerować na śniadanie. Wziąłem szybki prysznic i kiedy zszedłem na dół, ujrzałem mamę i siostrę siedzące w jadalni i popijające herbatę. Były uważnie zajęte jakąś rozmową, która ucichła w momencie gdy pojawiłem się w progu.

- Dzień dobry kochanie. - odezwała się nieco speszona rodzicielka. - Jak się spało?
- Dziękuję, dobrze.- burknąłem obojętnie.

Po jej zmartwionym spojrzeniu domyśliłem się, iż wcześniejsza konwersacja dotyczyła właśnie mnie. Mimo to nie miałem zamiaru psuć atmosfery - w końcu nie widzieliśmy się ze sobą tak dawno. Usiadłem za stołem i posyłając lekki uśmiech matce, spytałem.

- Czy mogę liczyć na jakieś śniadanie?

Na jej twarzy znów zagościła radość. Energicznie poderwała się od krzesła i ruszyła do kuchni. Ja, korzystając z okazji postanowiłem wypytać siostrę o temat ich rozmowy.

- Gemma? - widziałem, że kompletnie nie reaguje, więc odchrząknąłem i powiedziałem głośniej. - Gemma?
- Mhmm.. Tak?- mruknęła po chwili. - Wybacz, zamyśliłam się.
- Zanim wszedłem do środka, omawiałaś coś z mamą i obie ucichłyście na mój widok. Możesz powiedzieć mi o co chodzi?
- To nic takiego.- zmyła mnie obojętną odpowiedzią.
- Nie ściemniaj, za dobrze Cię znam. - odrzekłem, uśmiechając się zawadiacko. - Chodziło o mnie, prawda?

Gemma milczała i wpatrywała się w kubek, który trzymała w dłoniach. Wiedziałem. Wiedziałem, że wciąż drążą ten temat. Szkoda tylko, że za moimi plecami.

- Zatem co wymyśliłyście?- odrzekłem półtonem.
-  No... Mama mówiła, że ojciec dzisiaj przyjedzie, by z Tobą porozmawiać... - szepnęła cicho. Musiała przeczuwać, jaka będzie moja reakcja, gdyż nie miała nawet odwagi spojrzeć mi w oczy.
- I o czym niby mamy rozmawiać? - dodałem z lekkim przekąsem w głosie.
- Ojciec... On ma Ci wytłumaczyć... Chce Cię przekonać do wyjazdu... - jąkała się co chwilę.

Nie powiem, byłem zły. Zarówno na matkę jak i siostrę. I jeszcze ojciec do tego dochodzi. Rozumiem, że się martwią, ale nie jestem już małym chłopcem, którego prowadzi się za rękę. Ich troska coraz bardziej działa mi na nerwy. Spojrzałem na siostrę obojętnym wzrokiem. Mimo wszystko próbowałem zachować spokój. Nie chciałem na nią krzyczeć - nie zasługiwała na to.
Odchrząknąłem, na co jej źrenice spotkały się z moimi i rzekłem oschle.

- Po śniadaniu wyjeżdżamy.
- Ale Harry... - szepnęła ledwo słyszalnie me imię.
- Obiecałem Ci, że pomyślę o Doncaster. Po jaką cholerę mieszasz w to wszystko rodziców. Jeśli faktycznie chcesz mi pomóc, daj mi czasu. Chyba nie proszę o zbyt wiele.


Nie odpowiedziała już nic. Widziałem, że jest jej przykro, ale chyba zrozumiała, że i tak mnie nie przekona. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, gdy mama wtargnęła z talerzem pełnym tostów i kubkiem gorącej herbaty, który podstawiła mi pod nos.

Ja od razu wziąłem się za jedzenie, a matka siadła koło mnie i zaczęła bawić się moimi lokami. Stary zwyczaj. Zawsze, jak byłem młodszy, szykowała mi śniadanie przed wyjściem do szkoły, po czym siadała koło mnie i obserwując, jak jem, głaskała mnie po głowie. Kiedy dopiłem ostatni łyk herbaty i zjadłem ostatni kęs, posłałem w podziękowaniu szeroki uśmiech, na co matka również się uśmiechnęła. Później podała nam ciastka. Przesiedzieliśmy tak godzinę, może dwie gadając praktycznie o wszystkim. Jedynie Gemma była trochę jakby nieobecna, cóż wiedziała, że jej plan nie wypali.

Kiedy oznajmiłem matce, że musimy już jechać, była nieco smutna i jakby... niezadowolona? Pewnie jej również było nie na rękę, że wymigałem się od pogadanki z ojcem. Trudno, to moje życie, więc sam decyduję za siebie. Normalnie zadzwoniłbym do Louisa, by się pożalić jaką to mam nadopiekuńczą rodzinę. Szkoda, że nie mogę tego zrobić...

Gdy dotarliśmy do Londynu, było już późne popołudnie.  Po wejściu do domu od razu rzuciłem się na sofę i włączyłem telewizor, natomiast Gemma poszła się przebrać i całując mnie w policzek na pożegnanie, wyszła z domu. W trakcie drogi, jakaś koleżanka zadzwoniła, by wyciągnąć ją na zakupy. Gemma z początku nie była pewna, czy przyjąć zaproszenie, lecz powiedziałem, że przyda jej się babskie spotkanie, więc w końcu zdecydowała się iść. Ja natomiast miałem całe popołudnie dla siebie.

                                                      *Oczami Melissy*

Muszę przyznać, że miło spędziłam ten dzień w Londynie. Ani przez chwilę nie wróciły do mnie przykre  wspomnienia, których się tak obawiałam. Ale mogę śmiało stwierdzić, że brak smutku i miło spędzony czas zawdzięczam mojemu aniołkowi. Wiem, śmiesznie to brzmi, ale jak inaczej mogłabym go nazwać? W końcu Louieh jest taki kochany i opiekuńczy, że jak najbardziej mogłabym go nazwać swoim aniołem stróżem. Szkoda, że nigdy nie będzie nikim innym...

Teraz spacerowaliśmy z Louisem bocznymi uliczkami Londynu. Robiło się trochę chłodno, więc przeklinałam w duchu, że nie wzięłam jakiegoś sweterka. Postanowiłam zignorować dreszcze i dalej kontynuować zaczętą z brunetem rozmowę. Szliśmy tak , co chwilę chichocząc, gdy nagle Lou zatrzymał się w połowie drogi.  Nie rozumiałam, o co mu chodzi, dopóki nie skierowałam swego wzroku w miejsce, gdzie spoglądał chłopak. Momentalnie zrobiło mi się słabo. Nawet nie wiem jak, ale jakimś cudem dotarliśmy pod dom Harry'ego. W dodatku w oknie można było dostrzec niebieskie światło, najprawdopodobniej padające od telewizora. To oznaczało, że Harry jest w domu.. Stałam tam jak otępiała i kompletnie nie wiedziałam, co robić. Louis otrząsnął się z szoku i podchodząc do mnie szepnął mi do ucha.

-  To nasza szansa... Jesteś pewna, że tego chcesz? - w jego głosie słyszałam obawę. Obawę o to, że się wycofam.
- Nie ma na co czekać. - rzekłam, uśmiechając się blado, po czym chwyciłam rękę Louisa i szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu.

Stojąc przy samych drzwiach, wzięłam głęboki oddech i drżącą ręką wcisnęłam dzwonek do drzwi. Lou stał za mną i wtulał się w moje ciało, co zapewniało mi i ciepło i dodawało odwagi. Minęła chwila a klamka się poruszyła i w progu stanął wysoki chłopak o zielonych oczach i burzy kasztanowych loków. Był znacznie przystojniejszy, niż sobie wyobrażałam...

                                                          *Oczami Harry'ego*

Powoli zacząłem przysypiać przed ekranem, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Lekko zaspany ruszyłem w stronę wejścia, przekonany, że to Gemma zapomniała kluczy. Gdy jednak  je otworzyłem, mym oczom ukazała się drobna dziewczyna o długich brązowych włosach i niebieskoszarych oczach, które były naprawdę urzekające - nigdy wcześniej takich nie spotkałem. Rumieńce, którymi chłodny wieczór przyozdobił jej policzki, dodawał nieznajomej tajemniczego uroku.

- Witaj..Yhm.. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?.. - zaczęła niepewnie. Wyglądała na zawstydzoną, co mnie jeszcze bardziej urzekało.
- Cześć. - rzekłem z szerokim uśmiechem. - Ależ skąd. W czym mogę pomóc?
- Ja.. Yhm.. Mam na imię Melissa... A jak się nie mylę, Ty jesteś Harry... Harry Styles, tak? - z każdym kolejnym słowem jej zakłopotanie wzrstało. Była taka  niewinna.
- Zgadza się, ale czy my się znamy? - zapytałem zaciekawiony.

~Na pewno zapamiętałbym takie oczy...~

- No tak nie dokońca... Znaczy się, mamy wspólnego znajomego... Czy mogłabym wejść i porozmawiać?

- Ależ jestem głupi, oczywiście, wejdź do środka. - rzekłem rozbawiony, na co dziewczyna lekko się zarumieniła.

Zaprosiłem ją do salonu, po czym powędrowałem do kuchni, by zaparzyć herbaty. Byłem ciekaw powodu wizyty urokliwej nieznajomej.

                                                      *Oczami Melissy*

Dobrze, że Harry zaprowadził mnie do salonu, gdzie od razu rzuciłam się na sofę, bo inaczej nie wiem jak długo dałabym radę ustać na nogach. Sama nie wiedziałam już, czy to rozmowa, czy osoba, z którą mam ją przeprowadzić tak działały na moje ciało. Spojrzałam na Louisa, który stał niedaleko w kącie, by mieć lepszy widok. W jego oczach malował się i smutek i radość. Pewnie cieszył się na widok przyjaciela, ale żałował, iż ten nie ma pojęcia o jego obecności..

~Cholera, ale wpadłam! I co tu teraz zrobić? Nawet nie mogę się poradzić Louisa, bo jeszcze Harry nas usłyszy.~

Nie zdążyłam sobie nawet niczego ułożyć w głowie, gdyż chłopak wrócił kubkiem aromatycznej herbaty, którą mi zaraz wręczył.

- Proszę, to powinno Cię trochę rozgrzać. - rzekł ukazując rząd białych zębów. Na jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki.

- Dziękuję. - odrzekłam nieśmiało.

~Szlak, onieśmiela mnie jeszcze bardziej, niż Corwin!~

- Zatem, wspomniałaś, że mamy wspólnego znajomego... Czy to on Cię do mnie przysłał? - zapytał coraz bardziej zaciekawiony Harry.
- Cóż, można tak powiedzieć. Posłuchaj, Harry... - przybrałam poważnego tonu. - Mam Ci coś ważnego do przekazania i, choć zabrzmi to bardzo dziwnie, błagam Cię nie przerywaj mi, póki nie skończę.

Moje słowa musiały nieco zaintrygować chłopaka, lecz skinął głową na znak, iż rozumie moją prośbę.

- Zatem, jak wspomniałam, mam na imię Melissa. Do niedawna mieszkałam w Londynie, lecz jakiś czas temu przeniosłam się do Doncaster. Poznałam chłopaka imieniem Corwin i od niego dowiedziałam, się iż dom, w którym mieszkam, był niegdyś zamieszkiwany przez Twojego serdecznego przyjaciela, Louisa. - przerwałam, wyczekująco patrząc w szmaragdowe oczy chłopaka. Ten jednak milczał, więc kontynuowałam swoją opowieść. Opowiedziałam mu wszystko. O tym, jak poznałam Louisa, jak znalazłam artykuły na temat jego śmierci, jak na początku się go bałam, lecz później zrozumiałam, że nie chce mnie skrzywdzić. Z każdym moim słowem moje ciało coraz bardziej drętwiało ze strachu. Nie znałam Harry'ego wcześniej ale patrząc na jego tęczówki, które z każdą chwilą ciemniały coraz bardziej, mogłam domyślić się, że zbiera się w nim gniew. Lou również musiał to wyczuć, gdyż posłał mi lekko zmartwione spojrzenie.

- Harry, wiem jak to wszystko brzmi.. Ale błagam, musisz mi uwierzyć. Lou przysłał mnie tutaj, bym z Tobą na jego temat porozmawiała... Nawet jest tu teraz z nami... On chciałby Ci wszystko wyjaśnić.. - czułam się jakby serce miało za chwilę wyskoczyć mi na zewnątrz. Patrzyłam na jego surową twarz i oczekiwałam jakiejkolwiek reakcji.

Gdy wcześniej tak uroczy, teraz Harry wydawał mi się być nieco straszny. Naprawdę obawiałam się, tego co ma za chwilę nastąpić.

- Harry... - szepnęłam, przełykając głośno ślinę. Moja cierpliwość była już na wyczerpaniu.
- Posłuchaj ślicznotko. - rzekł po chwili dosyć oschłym tonem. - Nie rozumiem, kto Cię faktycznie przysłał, ani w jakim celu, ale nie powinnaś zajmować się tym, co Ciebie nie dotyczy.

Widziałam, jak zaciskał pięści. Choć mówił w miarę spokojnie, to wiedziałam, że z trudem tłumi w sobie złość.

- Myślę, że jest tak późno, iż nie ma sensu dłużej przeciągać tej wizyty.- dodał, wskazując na wyjście.

Westchnęłam zrezygnowana, po czym wstałam i zbliżyłam się do chłopaka, wręczając mu małą karteczkę z adresem hotelu, w którym przebywałam.

- Będę tu jeszcze jeden dzień, później wracam do Doncaster. Gdybyś zmienił zdanie i zechciał porozmawiać, tam mnie znajdziesz.

Wyczekiwałam jakiegoś odzewu, lecz Harry milczał i w dodatku, przestał utrzymywać ze mną kontakt wzrokowy. Powolnym krokiem ruszyłam na korytarz, pociągnęłam za klamkę i już miałam iść, gdy Lou szepnął mi na ucho.

- Pani Jenkins.

Zatrzymałam się, obróciłam w stronę fotela, gdzie siedziała niewzruszona sylwetka Loczka i rzekłam.

- Pani Jenkins od dawna się na was nie gniewa. I Twoja mama o wszystkim wie.
- Słucham? - odezwał się całkowicie zaskoczony.

~Bingo! Teraz Cię mam.~

- Pamiętasz, jak z Louisem chcieliście się nauczyć jeździć i wzięliście samochód jego ojca? Wtedy nie wyrobiłeś zakrętu i wjechałeś prosto do ogródka pani Jenkins, niszcząc przy tym samym płot. - umilkłam, widząc jak Harry wstaje i udaje się w moim kierunku.

Trochę speszył mnie fakt, iż chłopak się do mnie zbliżył, lecz poczułam ciepłą rękę Lou na moim ramieniu, więc westchnęłam i ciągnęłam dalej.

- Pani Jenkins była okropnie zła a Ty bałeś się, że jak doniesie o wszystkim mamie, to będziesz mieć kłopoty. Wtedy Lou wziął najgorszą winę na siebie i dogadaliście się, że w zamian za przemilczenie kobiety naprawicie szkody i resztę wakacji będziecie jej pomagać na działce. Myślałeś, że staruszka wciąż jest na was cięta i unikałeś jakiegokolwiek z nią kontaktu, tymczasem starsza pani parę dni po wydarzeniu odwiedziła dom Louisa, gdzie akurat była i Twoja mama i opowiedziała o wszystkim, chwaląc, iż jesteście urwisami o dobrych sercach.

Harry stał jak oniemiały. Milczał, ale w półmroku panującym na korytarzu mogłam dostrzec jego błyszczące oczy. Płakał.

Chciałam zostać jeszcze chwilę i poczekać, czy może chłopak jednak nabierze ochoty do rozmowy ze mną, jednak Lou pociągnął mnie za ramie, szepcąc, by dać przyjacielowi teraz wszystko przemyśleć.
Usłuchałam się go i zatrzaskując za sobą drzwi, ruszyłam powolnym krokiem w stronę hotelu. Mimo, iż przeczuwałam, że teraz Hazza mi uwierzy, czyłam, że jednak spartoliłam robotę. Po  moim policzku spłynęła pojedyncza łza.

                                                       *Oczami Harry'ego*

Patrzyłem jak Melissa wychodzi i stałem jak porażony. Nie umiałem dłużej powstrzymywać gorzkich łez. Osunąłem się na ziemię i zaniosłem się niepohamowanym szlochem.

~O tym wiedzieliśmy tylko my dwoje, tylko ja i Lou... Skąd wiedziałaby, że zdemolowaliśmy podwórko poczciwej p. Jenkins? A jeśli mówiła prawdę? Jeśli naprawdę rozmawia z Louisem? Jeśli naprawdę był tutaj z nią? Boże...~

Łkałem, jak małe dziecko. Leżałem na podłodze w przedpokoju i nie mogłem się uspokoić. Przez łzy zdołałem tylko dojrzeć jak drobna sylwetka rzuca się na kolana koło mnie przygarniając me rozdygotane ciało do siebie. Potem usłyszałem szept.

- Boże, Harry, co Ci jest? Cii.. Harreh, proszę uspokój się... - czule szeptała, gładząc mnie po policzku. Wiedziałem, to była Gemma.

- Harreh, już cicho... Jestem tu z Tobą...
____________________________________________________________________

To się porobiło... To jak, myślicie, że Harry uwierzył Mel? I czyżby Melissa była zauroczona Hazzą?
c.d.n.

P.S. Ten rozdział dedykuję całej naszej pokręconej Crazy Mofos Family ;D Mimo wszystkich spięć, pamiętajcie, że liczy się wzajemnie wsparcie;3'

Love You. xx