Translate

piątek, 27 września 2013

Chapter#27 Trzask łamanego szkła. A nie, to tylko serce...

                                                       *Oczami Melissy*

Staliśmy przy wejściu z Niallem i przyglądaliśmy się Corwinowi. Na twarzy chłopaka malowała się złość przemieszana ze zdezorientowaniem. Widząc go w takim stanie cofnęłam się o krok do tyłu, trochę się go obawiałam. Na szczęście nie byłam sama, wiedziałam, że na blondyna mogę liczyć.

- Powiecie w końcu, czego chcecie?? - warknął Corwin.
- Porozmawiać i to szczerze. Zrobimy to tu, czy może zechcesz wpuścić nas do środka? - odezwał się głos Horana.

Kuzyn wytrzeszczył na niego oczy, jednak po chwili wykonał gest ręką na znak, byśmy weszli. Szczerze mówiąc sama byłam w lekkim szoku. Nigdy wcześniej nie widziałam tak poważnego i srogiego Niallera. Zapowiadało się na długą pogawędkę.

                                                      *Oczami Corwina*

Zdziwiło a nawet zaniepokoiło mnie takie spotkanie. Nie widziałem Mel od incydentu u niej w domu. A teraz przychodzi z obstawą w postaci mojego kuzyna. A gdzie podział się ten loczkowaty idiota? Nie wiem co się święci, ale ani trochę mi się to nie podoba.

~Teraz się już nie wykręcę.~

Pomyślałem, zaprowadzając tą dwójkę do swojego pokoju. Odruchowo rzuciłem się na łóżko i obserwowałem, jak stoją pod ścianą wbijając spojrzenia w podłogę.

- Zaczniecie wreszcie gadać, czy będziecie tak stać jak kołki? - moja cierpliwość była na wykończeniu.

Mel podniosła na mnie swe oczy, po czym westchnęła i szepnęła do mnie.
- Chodzi nam o Louisa...

~O cholera.~

                                                    *Oczami Nialla*

Stałem naprzeciw niego i starałem się ze wszelkich sił zachować spokój. Ale coś zaczęło drażnić mnie w tym chłopaku... Nie poznawałem go, to nie był ten sam kuzyn, z którym spędziłem dzieciństwo. Ten Corwin był wrogo nastawiony do każdego, kto chciał się do niego zbliżyć. Nic dziwnego, że Mel z trudem odważyła się na mówienie.

- Chcemy porozmawiać z Tobą o Louisie. - powtórzyła nieco głośniej.
- A ta znowu swoje... - jęknął bezczelnie Corwin.
- Zamknij się i wysłuchaj co ma Ci do powiedzenia! - wrzasnąłem, wskazując na dziewczynę.

Zawadiaka od razu zamilkł, ale mój wrzask musiał i wystraszyć Melissę, która spojrzała na mnie zmieszana. Położyłem dłoń na jej ramieniu w geście otuchy, po czym rzekłem ciepło.

- Mów Mel.

Mysiooka uśmiechnęła się do mnie blado, po czym zbliżyła się do Corwina i powiedziała bardziej stanowczym tonem.

- Posłuchaj, przestań mi wpierać, że wszystko jest wytworem mojej wyobraźni. Wiemy wszystko. To jak byłeś zazdrosny o Harry'ego, jak raniłeś swą zazdrością Louisa. I wiemy o obozie. To nie było samobójstwo i Ty też zdajesz sobie z tego sprawę. - mówiła nieprzerwanie a jej drobne dłonie zacisnęły się w pięści. - Teraz Twoja kolej, byś wreszcie powiedział prawdę.
- A niby co mam powiedzieć? Nie umiał się bawić to przeholował. - burknął Corwin.

Miałem ochotę mu przyłożyć, lecz w tym samym czasie Mel wymierzyła mu siarczysty policzek. Muszę przyznać, że ledwo powstrzymałem śmiech widząc minę Corwina. Harry byłby dumny z Mel.

- Przestań ściemniać i zacznij gadać! I tak znam prawdę! - wrzeszczała ze łzami w oczach.

                                                     *Oczami Harry'rgo*

Kręciłem się po osiedlu w tą i z powrotem, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Byłem wściekły, że poszła tam z Niallem a mnie kazała zostać. Tylko sam nie wiedziałem, czy wkurzył mnie fakt, że nie będę mógł spojrzeć tamtemu dupkowi w oczy, czy też zaczynałem być zazdrosny o przyjaciela...

~Styles, opanuj się idioto. Przecież ona i tak woli już innego.~

Nie mogłem tak po prostu usiąść i czekać na wieści. Czułem się jak szczeniak, który oczekuje wyników egzaminu końcowego. W takich chwilach był przy mnie Louieh...

Nie myśląc nawet nad tym, co robię, udałem się z powrotem do domu Mel. Dziś wspominając to, stwierdzam, iż było to nieco idiotyczne posunięcie z mojej strony - w końcu ktoś mógł mnie wziąć za złodzieja. Jednak w tamtym momencie potrzebowałem czyjejś bliskości, potrzebowałem Louisa..
Wiedziałem, gdzie Melissa chowa klucze, więc bez trudu dostałem się do środka. Od razu usiadłem w salonie i szepnąłem.

- Lou, to ja Harry... Powiedz, że tu jesteś.

Odpowiedziała mi głucha cisza. No tak, jak mam się z nim porozumieć, skoro nie mogę go usłyszeć?

- Lou... Daj jakiś znak, że tu jesteś... - rzekłem głośniej.

Wtedy odczułem przyjemne mrowienie i dotyk na swym policzku. Przyszedł.

- Czuję się, jakbym gadał sam do siebie, choć wiem, że mnie słyszysz. Ja po prostu nie chcę siedzieć teraz sam. Jestem zmęczony samotnością... Szkoda, że nie możemy porozmawiać tak, jak kiedyś. - odparłem półgłosem, a z mojego oka wymknęła się pojedyncza łza.

Wtem spojrzałem na stolik przede mną. Arkusz papieru, który spoczywał na blacie, zaczął się poruszać w różne strony. Po chwili na ziemię spadł złamany ołówek.

- Już wiem! Już rozumiem! - krzyknąłem radośnie.

Zrzuciłem na podłogę wszystkie wycinki gazet pozostawiając jedynie białe kartki a na środku ułożyłem trzy długopisy. Tak w razie, gdyby któryś nie chciał pisać. Nie musiałem długo czekać na reakcję - ujrzałem jak jeden z pisaków  unosi się do góry, kreśląc w powietrzy figlarne kółka, a na arkuszu pojawiają się stopniowo znaki dobrze znanego mi charakteru pisma.

" Harreh, wyluzuj i zjedz marchewkę".

Przeczytałem i wybuchłem gromkim śmiechem. Nic się nie zmienił. Rozmawialiśmy tradycyjnie o wszystkim i o niczym. Ja mówiłem głośno a Louieh odpisywał mi za każdym razem na papierze. Przyrzekłbym nawet, że słyszałem raz jego śmiech. A może to umysł ze mną pogrywał? W każdym razie serce skakało z radości.

                                                    *Oczami Melissy*

Stałam i wpatrywałam się w Corwina, który wciąż siedział oszołomiony na łóżku. Nie wiedziałam, czego się po nim spodziewać. Wybuchnie i zechce się na mnie rzucić? Czy może podkuli ogon i wreszcie zacznie gadać? Widziałam, że Niall się do mnie przybliżył, jakby chciał mnie asekurować. Chyba też przestał wierzyć kuzynowi...

Corwin przysunął się bliżej krawędzi łóżka, po czym wstał i ze spuszczoną głową podszedł do okna. Rzekł szeptem.

- On za nic nie odebrałby sobie życia...
- Powiedz mi coś, czego nie wiem. - burknęłam pod nosem.

Teraz role się odwróciły. To ja byłam tą oschłą a jego głos łamał się coraz bardziej. Czyżby on płakał?

- Pojechaliśmy tam, by się zabawić. Cieszyłem się, że nie zabrał tego lokowatego kretyna ze sobą. Chciałem, by w końcu to na mnie skupił swą uwagę. Byłem zły, bo miałem wrażenie, że z Harry'm łączy go znacznie więcej, niż ze mną... - zaczął się plątać we własnych słowach.

- Przestań gadać o pierdołach i wytłumacz to - warknęłam, rzucając mu pod nogi znalezioną w obozie branzoletkę i skrawek materiału z jego inicjałami.

Corwin patrzył na mnie zszokowany, po czym westchnął i rzekł.

- To miała być niewinna zabawa... Chciałem, by się rozluźnił. Ponieważ pił mało, pomyślałem, że jak wzmocnię mu drinka, to szybciej załapie fazę...
- Wsypałeś mu jakiś szajs i nie myślałeś o konsekwencjach?? - prychnęłam na niego z niedowierzaniem.
- Widziałem, że wygląda nie najlepiej ale myślałem, że najwyżej nieco się rozchoruje. Wtedy byłby mi nawet wdzięczny za opiekę nad nim i zrozumiałby, że Harry do niczego nie jest mu potrzebny! - wrzasnął z nutką desperacji w głosie.
- Czy Ty słyszysz, co Ty mówisz!? - wrzasnęłam na niego, a z moich oczu zaczęły cieknąć łzy.
- Przecież nie chciałem go skrzywdzić!
- Ale to zrobiłeś!- krzyknął blady Niall. - Cholera jasna, Corwin! Zabiłeś Louisa!! I jeszcze tyle lat się z tym kryłeś!
- A miałem się niby przyznać!? - pisnął Corwin.
- Jeśli nie Ty, to ja o wszystkim powiem. Mam dowody. - rzekł twardo Horan, podnosząc z dywanu materiał i starą mulinę.

Chłopak nie odpowiedział nic, tylko od razu rzucił się z pięściami na blondyna. Próbowałam ich rozdzielić, lecz byłam na to zbyt słaba i szybko zostałam odepchnięta na łóżko. Po chwili dojrzałam, jak Nial stacza się na podłogę a z jego skroni sączy się purpurowa ciecz. Corwin przez moment przyglądał się oszołomionemu kuzynowi, po czym swój wzrok skierował w moim kierunku. Ze strachu zaczęłam szlochać jak małe dziecko. Obawiałam się, tego co mógłby mi teraz zrobić.

- Macie siedzieć cicho. - wycedził przez zęby, zaciskając pięść i trafiając w ścianę tuż koło mej głowy.
- Proszę.. Nie... - wymamrotałam przez łzy.

Spuściłam wzrok, nie miałam odwagi dłużej na niego spoglądać. Zdążyłam tylko dojrzeć, jak chłopak upada na ziemię i patrzy z przerażeniem w górę. Na początku nie rozumiałam, co się dzieje. Nagle światło w pokoju zaczęło przygasać, z żarówki wyskakiwały drobniutkie iskry. Z regałów w pokoju chłopaka zaczęły spadać z ogromnym hukiem książki. Horan, który nieco odzyskał świadomość, sam był zaniepokojony tym, co widzi. Lecz ja zrozumiałam wszystko. Louieh przyszedł nam z pomocą.

                                              *Oczami Harry'ego*

Żartowaliśmy z Louisem, a czas pędził tak nieubłaganie. Zupełnie jak za starych czasów. Louieh zaczął kreślić kolejny dowcip na papierze, gdy nagle go przekreślił i napisał drukowanymi literami.

"Wybacz Hazz, muszę się zmywać. Do następnego razu Harreh.xx"

Zdziwiła mnie jego reakcja. Czy jako duch musi być aż tak tajemniczy? Czułem, że coś jest nie tak... Tylko jeszcze nie wiedziałem, co.

__________________________________________________________

No i mamy kolejny rozdział ;) Przepraszam, że tak długo czekaliście ale złapała mnie typowa jesienna chandra i nic mi się nie chciało ;P No to wreszcie poznaliśmy okoliczności śmierci Lou...  Co teraz będzie z naszymi bohaterami? Jak zachowa się Corwin?

c.d.n.

sobota, 21 września 2013

Chapter#26 Konfrontacja.

                                                    *Oczami Harry'ego*

Obudził mnie w środku nocy jakiś hałas dochodzący z dołu, który za chwilę przeniósł się na górę. Choć byłem zaspany i nie bardzo chciałem wyłazić z łóżka, to chęć poznania źródła tych dziwnych odgłosów wzięła nade mną górę.

 Dokładnie owinąłem się kołdrą, by uniknąć niepotrzebnych sensacji ( w końcu lubię spać, tak jak matka natura mnie stworzyła) i powoli otworzyłem drzwi. W progu zdążyłem dojrzeć jedynie szczupłą sylwetkę żarłoka, która leniwie wsunęła się do pokoju obok.

- Gdzie on do cholery był?? - szepnąłem sam do siebie.

Postanowiłem szukanie odpowiedzi na to pytanie zostawić do rana.  Zarówno on jak i ja potrzebowaliśmy teraz snu.

                                                    *Oczami Melissy*

Obudził mnie delikatny szum. Otworzyłam oczy i spojrzałam przez okno. Świat znów pogrążył się w szarych strugach deszczu. Przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz.  Chciałam się przytulić, ale okazało się, że nie mam do kogo. Byłam sama. Łóżko bez bruneta o lazurowych tęczówkach wydawało mi się takie duże, jakbym miała w nim zniknąć zakryta pościelą. Tak puste bez niego...

Wyczołgałam się powoli spod kołdry, narzuciłam na siebie szary cardigan i boso zeszłam na dół. Wszędzie było tak ciemno, tak ponuro... Miałam wrażenie, że jestem malutką dziewczynką, która tkwi w jakimś labiryncie. Przeszukałam dokładnie każde pomieszczenie. Ignorowałam dreszcze, które targały moim ciałem. Byłam już zrezygnowana, kiedy do mych uszu dotarł głośny pogwizd czajnika. Delikatnym, wprost kocim truchtem popędziłam do kuchni przekonana, że spotkam tam Louisa. Jednak okazało się, że nikogo prócz mnie tam nie ma. Na kuchence podskakiwało wrzawo blaszane naczynie, z którego długiej smukłej szyi buchały kłęby białej jak mleko pary. Nieopodal na blacie spoczywał biały, wysoki kubek z nadrukowanym czarnym krawatem.

Pomyślałam, że to jakiś kiepski żart, jednak coś mi nie pasowało. Ten kubek.. Coś z nim nie tak.
Przyjrzałam się mu jeszcze raz i wtedy mnie olśniło. To w nim ojciec każdego ranka zaparzał sobie kawę przed wyjściem do pracy. To ten podarowałam mu na urodziny... Tylko co on tu robił?
Nie przypominam sobie, byśmy go ze sobą przywiozły. Stałam tak chwilę przyglądając się przedmiotowi, gdy usłyszałam szept za swoimi plecami.

- Woda już się zagotowała, możesz wyłączyć.

Ten ciepły, znajomy głos... I wcale nie należał do Louisa. Obróciłam się powoli i raptownie soczysta łza spłynęła po moim policzku.

- T.. Ttata??
- Dzień dobry córeczko. - uśmiechnął się delikatnie mężczyzna.
- Tato! Tatusiu!..- wyłkałam, rzucając mu się na szyję.

Ojciec przytulił mnie mocno do siebie i bawił się kosmykami moich włosów, jak to miał w swoim zwyczaju. Potem odsunął się nieco ode mnie i zmierzając mnie wzrokiem z góry na dół, rzekł.

- Stałaś się piękną kobietą.

Przetarłam rękawem łzy, które wciąż tkwiły w moich oczach i spytałam niepewnie.

- Co tu robisz? Skąd się tu wziąłeś?
- Chciałem porozmawiać Mel. Przeprosić i podziękować.
- Przeprosić... - powtórzyłam, niczym nakręcona.
- Wiem, że nie powinienem tak po prostu Was zostawić. I żałuję, że akurat to Ty mnie znalazłaś. Wiem, że zastanawiasz się dlaczego to zrobiłem...
- Już nie. - rzekłam. - Zrozumiałam, że miałeś swoje powody. Co nie znaczy, że pochwalam Twój wybór.
- Mel... - westchnął ojciec. Chyba odczuł małą ulgę, że nie musi mi przytaczać swoich argumentów.
- Powiedz tylko... - szepnęłam. - Żałujesz? Żałujesz tego co zrobiłeś?

Tato wpatrywał się chwilę we mnie w ciszy, rozumiałam, że przemyślał to, co chce mi powiedzieć.

- Nie ma chwili, bym o tym nie myślał Kochanie. Gdybym mógł cofnąć czas, chciałbym być przy Tobie w chwili gdy delikatnego pąka przeistaczasz się w wonny kwiat, którym teraz jesteś. Ale wtedy wierzyłem, że robię dobrze... - odparł smutnym tonem. Cóż nawet i duszę mogą dręczyć wyrzuty sumienia.
- Wiem tato, wiem. - odpowiedziałam, przytulając go do siebie.

Ojciec podszedł do blatu i wrócił z kubkiem ciepłej kawy, którą zdążył w międzyczasie zaparzyć. Upił łyk, po czym wręczył mi hebanowy płyn do ręki. Spojrzałam w jego popielato- błękitne tęczówki. Wiadomo po kim mam swoje "mysie" oczy..

- Jestem Ci wdzięczny Mel. - powiedział z ciepłym uśmiechem na twarzy.
- Za co?
- Za to, że mi przebaczyłaś. Za to, że znów chcesz mnie w swym sercu.
- Tam zawsze będzie dla Ciebie miejsce... rzekłam półgłosem.
- I obiecuję, że tam mnie zawsze znajdziesz, gdy będę Ci potrzebny Kochanie. - odparł, dotykając palcem mojej lewej piersi.
- Kocham Cię. - odparłam, po czym odwróciłam twarz, by ukryć samotną malutką łzę.
- Ja Ciebie też. - zadźwięczał radośnie. -  I pamiętaj, by nie przywiązywać się tak do nieba, bo jest ono zbyt odległe ziemi. Lepiej poszukać szczęścia przy gruncie, a jest ono bliżej, niż Ci się wydaje.
- Co.. masz na myśli? - chciałam spytać, lecz gdy się odwróciłam, zobaczyłam, że zniknął. Jedyne, co mi po nim pozostało, to uwiązany pod krawat kubek z wciąż ciepłą kawą.


Przetarłam oczy. Była gdzieś ósma rano. I pomimo słonecznej pogody zapowiadał się chłodny dzień, co można było wywnioskować po rosie znajdującej się na szybie. Spojrzałam na Louieh'go, który wciąż  drzemał przy moim boku, trzymając moją dłoń zamkniętą w swojej. Uśmiechnęłam się na ten widok, po czym delikatnie wyswobodziłam się z jego uścisku i zeszłam do kuchni. Zaparzyłam sobie kawy i napawając się jej wonią wciąż rozmyślałam o rozmowie z tatą.

~Więc to był tylko sen?~

Ale to ciepło, które czułam, ten dotyk. To wszystko było takie realne. I jego dziwne słowa na pożegnanie.

"I pamiętaj, by nie przywiązywać się tak do nieba, bo jest ono zbyt odległe ziemi. Lepiej poszukać szczęścia przy gruncie, a jest ono bliżej, niż Ci się wydaje."

Zapisałam je sobie na karteczce, by nie umknęły z mej pamięci. Czuję, że mam własną zagadkę do rozgryzienia.

                                                   *Oczami Nialla*

Wstałem koło południa i to z wielkim trudem. Nie sądziłem, że spędzę u Mel tyle czasu. Nie sądziłem, że będę mógł się przed nią tak otworzyć. Teraz rozumiem, czemu wpadła w oko Hazzie. Szkoda, że jej serce jest już zajęte... Mogliby być fajną parą.

Uznałem, że moje ciągłe filozofowanie jest czymś nienormalnym, zwłaszcza, gdy robię to o pustym żołądku, dlatego czym prędzej się ogarnąłem i ruszyłem do najświętszego przedmiotu w tym domu, jakim jest lodówka. Skończyłem szykować sobie przerośniętą kanapkę, kiedy usłyszałem.

- Dzień dobry śpiąca królewno.

Normalnie, będąc tak zaspanym, puściłbym tą uwagę mimo uszu jednak byłem w wyjątkowo dobrym humorze i aż mnie korciło by się odgryźć. Spojrzałem na Loczka i pisnąłem.

- O Boże! Harry!!
- Co jest? - spytał, wytrzeszczając oczy.
- Wiedźma zaklęła Cię w ropuchę! A chwila... Ty tak zawsze... - odparłem, dławiąc się ze śmiechu.
- Kretyn. - burknął pod nosem, rzucając we mnie ścierką od naczyń. - Lepiej powiedz, gdzie byłeś przez prawie całą noc.
- U Melissy. - odpowiedziałem, wciąż rechocząc jak głupi. Przestałem w momencie, gdy ujrzałem zdumioną minę Styles'a. - Spokojnie, nie w tym celu, co myślisz. - zaśmiałem się. - Potrzebowałem po prostu pogadać.
- O czym?
- Wszystkiego się dowiesz, jak do niej pójdziemy. - bąknąłem przełykając ostatni kęs mojej kanapki.

Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, gadając o głupotach - jak zwykle z resztą. W międzyczasie Hazz napisał do Mel, że lada chwila może się nas spodziewać. Żartował, że wolał ją uprzedzić w razie gdyby była całkowicie pochłonięta duchowymi przyjemnościami.

Gdy dotarliśmy pod dom dziewczyny, mysiooka przywitała nas szerokim uśmiechem, po czym zaprosiła do środka. Loczek tradycyjnie zapytał o Lou, który jak zwykle się zmył, by nie przeszkadzać nam w rozmowie.

- No to co ustaliliście? - spytał Harry.

Mel przez chwilę popatrzyła na mnie niepewnym wzrokiem, jakby nie wiedząc do końca, co powiedzieć. Jednak odchrząknęła i zabrała głos.

- Widzisz Harry, by zakończyć tą całą sprawę musimy mieć pewność, czy to faktycznie Corwin ma związek ze śmiercią Louisa... I najlepiej, by sam się do tego przyznał. Dlatego postanowiliśmy tam iść...
- ... bez Ciebie. - dokończyłem za Mel.

Chłopak spojrzał na mnie oburzony i już chciał zaprzeczyć, jednak nie dałem mu dojść do słowa.

- Słuchaj stary, rozumiem, że chcesz usłyszeć, co on ma do powiedzenia. Ale problem w tym, że on prędzej Cię zwyzywa niż piśnie choć słówkiem. I wszystko skończy się na kolejnej bójce.
- A Wam to może co? Od razu numer konta poda? - odparł ironicznie.
- Nie błaznuj, ja jestem jego kuzynem, więc przede mną prędzej się otworzy. Do Mel też ma słabość...
- Pff.. - prychnął Styles. - Kiedy macie zamiar iść?
- Teraz. - rzekliśmy z dziewczyną jednocześnie. Widać i ona chciała mieć to za sobą.

Hazz nie odpowiedział nic.  Siedział cały zesztywniały i zaciskał pięści. Był wściekły. Lecz wiedział, że mam rację. Zaklął coś pod nosem, po czym wyszedł z domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Mel obejrzała się za nim zmartwionym wzrokiem.

- Nie martw się, przejdzie mu. My też już chodźmy. - powiedziałem do niej ciepło.

Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, po czym udaliśmy się na zewnątrz. Choć dom Corwina dzieliło od domu Melissy zaledwie kilkanaście kroków, to miałem wrażenie, jakbyśmy kroczyli przez pół miasta. Byłem cholernie zdenerwowany. A gdy Mel nacisnęła drżącą ręką na dzwonek do drzwi, dostałem wręcz paniki. Czułem, jak mój żołądek wywraca się do góry nogami. Jednak nie było już odwrotu.

Po drugim dzwonku klamka wreszcie poruszyła się i w progu stanął mój kuzynek, który przywitał nas wytrzeszczonymi oczami i piskliwym tonem.

- Co Wy tu robicie!?

______________________________________________________________________

Mam nadzieję, że długość i jakość tego rozdziału wynagrodzą Wam choć trochę oczekiwania na nową notkę. Jak myślicie, co ciekawego ma do powiedzenia Corwin? I jak Mel ma rozumieć słowa ojca?

c.d.n.


wtorek, 17 września 2013

Chapter#25 Rozgrzeszyć przeszłość i teraźniejszość.

                                                              *Oczami Melissy*

- Niall? - szepnęłam podchodząc do żarłoka. Wyglądał na nieco zakłopotanego, a jego jęk zdawał się potwierdzać moje przypuszczenia.
- Yhm.. No cześć.

Staliśmy tak chwilę, wpatrując się wzajemnie w swoje oczy. Dzieliła nas jedynie niezręczna cisza i pojedyncze podmuchy wiatru.

- Co tu robisz? - jednocześnie zadaliśmy to samo pytanie.
- No, ja...
- Bo wiesz...

Albo się nie odzywaliśmy, albo mówiliśmy w tym samym czasie. Niall popatrzył na mnie zakłopotany i wreszcie obydwoje wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem. Uśmiechnęłam się do blondyna i rzekłam.

- Ty pierwszy.
- Ale że co ja? - odparł zdezorientowany.
- Powiedz co tu robisz głupku. - zachichotałam. - Zazwyczaj o tej porze pochłaniasz góry jedzenia, bądź chrapiesz i puszczasz gazy. - z trudem próbowałam powstrzymać tłumiący się we mnie rechot.

Nialler spalił buraka i spojrzał na mnie morderczym wzrokiem. Po chwili odchrząknął i powiedział.

- No bo... A właściwie to skąd Ty wiesz takie rzeczy?
- Błagam. -prychnęłam żartobliwie. - Harry nie raz mi mówił, że przez to ma problem z zaśnięciem.
- Ugh! To tylko oznaka dobrego trawienia. - fuknął jak obrażone dziecko. Jednak widziałam, że sam dusi się ze śmiechu. - Lepiej powiedz ci tu robisz sama tak późno. No chyba, że jest z Tobą...
- Nie, nie ma go. - nie dałam dokończyć mu zdania. - Pewnie później się zjawi. Poza tym, hej to ja pierwsza zadałam to pytanie!- burknęłam niby obrażona.
- No dobra, to będziemy tak stali jak kołki, czy może pójdziemy pogadać w bardziej ustronne miejsce? - wreszcie spytał rozweselony.
- Możemy iść do mnie. - rzekłam ciepło.

Chłopak skinął na moją propozycję twierdząco głową i udaliśmy się w stronę mojego domu.

                                                            *Oczami Nialla*

~Cholera, raz poszłoby coś po mojej myśli.~

Owszem, wymknąłem się z domu, by porozmawiać. Jednak to nie Mel była osobą, z którą chciałem zamienić zdanie. Cóż teraz się nie wykręcę, Corwin będzie musiał zaczekać. Oby do tego czasu niepewność mnie nie wykończyła.

Szedłem, milcząc, aż do samego domu Melissy. Z mojego zamyślenia wyrwał mnie jej radosny okrzyk, kiedy dziewczyna przekroczyła próg.

- Louieh!

Mimowolnie zaśmiałem się, gdy to usłyszałem. To brzmiało tak przesłodko, jakby co najmniej byli parą. Szkoda, że nie widziałem miny Lou, pewnie spiorunował by mnie za ten chichot wzrokiem. Mysiooka przeprosiła mnie na chwilę, by móc pogadać z Louisem, więc skorzystałem z okazji i poszedłem się przywitać z dobrze mi już znaną lodówką.

                                                       *Oczami Melissy*

- Już myślałam, że się Ciebie nie doczekam. - rzekłam radośnie, rzucając się brunetowi na szyję.

Chłopak jednak spojrzał tylko na mnie w milczeniu. Chyba chciał wyrazić gniew surowego ojca, jednak jego starania skończyły się komicznym grymasem, jaki widniał na jego twarzy.

- O co chodzi? - spytałam. - Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha. - palnęłam bezmyślnie.

~Ups..~

- Cha, cha. Baardzo śmieszne. - rzekł niby oschle. - Teraz mi się lepiej wytłumacz, gdzie byłaś.
- Nigdzie, chciałam tylko zaczerpnąć świeżego powietrza.
- O tej porze? Jest zimno, ciemno...Co Ci strzeliło do głowy? - spytał zatroskany.
- A co złego jest w spacerze? - zapytałam nieco zirytowana jego przesłuchaniami.
- To że nie powinnaś tak późno chodzić sama. To nie jest bezpieczne.
- Gdybyś zjawił się wcześniej, nie musiałabym wychodzić. - fuknęłam.
- To znaczy?
- Oj, nic po prostu potrzebowałam zebrać myśli, okej? - powiedziałam zrezygnowana.
- Dobrze, już dobrze. Ja tylko chcę, byś była bezpieczna. - szepnął, całując mnie delikatnie w czubek głowy.
- Wiem... - westchnęłam, po czym wtuliłam się w jego tors.
- No dobra teraz zmykaj. - rzekł ciepło. - Chciałaś o czymś pogadać z Niallem, nie będę Wam w tym przeszkadzał. I radzę Ci się pospieszyć, zanim wyczyści Ci lodówkę do zera!. - zachichotał.

Na jego ostatnie słowa szeroki uśmiech zawitał również i na mojej buzi. Trzeba przyznać, że Horan jest bardzo przewidywalny i zapewne dzięki jemu swobodnemu samopoczuciu czekać mnie będą jutro większe zakupy. Odprowadziłam Lou wzrokiem do mojego pokoju, po czym udałam się do salonu, gdzie żarłok czekał już na mnie po niezłej uczcie.

- No to jak się tak najadłeś, to teraz będziesz miał siły, by powiedzieć co Cię trapi, hm? - spytałam radośnie.

Chłopak zaśmiał się niepewnie, po czym poklepał miejsce na sofie, dając znak, bym przysiadła się koło niego, co też uczyniłam.

Blondyn zaczął bawić się nerwowo palcami i westchnął. Złapałam jego dłonie w swoją, by wiedział, że ma we mnie oparcie. W końcu się otworzył i zaczął mówić.

- Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć Mel. O Corwinie, o Lou, o nas wszystkich. Chciałbym już poznać prawdę, lecz z drugiej strony tak cholernie się jej boję... Boję się, że Corwin faktycznie może mieć coś wspólnego ze śmiercią Louisa...
- A jeśli tak, to co? - spytałam.
- Nie wiem... - jęknął. -  Wiadomo, że Tomlinson ma prawo poznać prawdę, ale Mel to mój kuzyn... Mam go kryć, czy wszystko powiedzieć? Nie wyjdę wtedy na zdrajcę względem Corwina? A jeżeli zataję co wiem, to tak jakbym zdradził Louisa... Chciałem iść do niego, pogadać.. I wtedy pomyśleć, co dalej.
- Chciałeś to zrobić sam?
- No... tak. W końcu jesteśmy rodziną, mnie nie bałby się powiedzieć.
- A co z Hazz i ze mną? Zamierzałeś nas powiadomić o swoim zamiarze?

Chłopak nie odpowiedział nic, tylko spuścił głowę.

- Posłuchaj Niall. - zaczęłam. - Wiem, że to dla Ciebie szczególnie trudne, bo Corwin jest Twym kuznem, którego znasz od dzieciństwa. Jednak Louis też był dla Ciebie ważny, kochałeś go jak brata. Bo tak było, nieprawdaż?
- Tak...
- Pomyśl teraz o nim. Poprosił nas o pomoc, by mógł spocząć w pokoju. Pomyśl o jego umęczonej duszy. Jestem pewna, że wolałby poznać najgorszą prawdę, niż tkwić w wiecznej, dosłownie wiecznej niepewności.
- Ale, jeśli Corwin się przyzna, to trzeba będzie to zgłosić...
- Jeśli ma resztki rozumu, to sam się uda, tam gdzie trzeba. Zrozum, że odkrycie sprawcy oczyści imię Louisa. Ludzie przestaną brać go za samobójcę. Jego rodzina przestanie się obwiniać. Nie myśl o tym, co dla Ciebie jest łatwiejsze. Zastanów się nad tym, co należy zrobić.

Młodzieniec słuchał mnie uważnie w milczeniu. Po chwili spojrzał mi w oczy i z lekkim zdenerwowaniem odparł.

- Zgoda. Niech będzie, co ma być.

Ulżyło mi, że nie będzie chciał zataić prawdy ona jest nam potrzebna do ulżenia cierpieniom Lou.

- Co Cię tak determinuje? - spytał po chwili.
- Lou... Przecież robimy to dla niego. Inaczej nie przechodzilibyśmy przez to wszystko. Nie można było tak po prostu zostawiać na pastwę losu. - odparłam, nieco zbita z tropu jego pytaniem.
- Mel... Ty go kochasz, prawda? To nie jest zwykłe przywiązanie... - sprostował moją wypowiedź. - To czuć choćby w tym, w jaki sposób się o nim wyrażasz.
- Racja. - rzekłam, lekko się rumieniąc. - Lecz nie tylko w tym rzecz. - dodałam poważniejszym tonem.
- A w czym?
- Chodzi o to, że lata temu straciłam kogoś, kto został potem przez ludzi oczerniony. Jednak w tym, co mówili było wiele racji i odczuwałam na tą osobę złość. Z Lou jest inaczej. On został niesłusznie osądzony, nie zasługuje na to by społeczność gadała tak o nim, jak o moim ojcu.
- Ojcu? - przerwał zaintrygowany.
- Tak.. - westchnęłam, po czym streściłam mu krótko owe pamiętne wakacje.

Opowiedziałam o wszystkich szyderstwach, jakich przyszło mi doświadczyć. O żalu, gniewie, jaki czułam do taty.

- Współczuję. - rzekł Niall, przytulając mnie do siebie. Po chwili uwolnił moje ciało ze swojego uścisku i rzekł. - A nie próbowałaś spojrzeć na to od drugiej strony?
- Co masz na myśli? - spytałam zaskoczona.
- Wiesz, każdy medal ma dwie strony.
- No nie wierzę, Horan i mądre powiedzonka.- zachichotałam.
- Chodziło mi o to, byś postawiła się na miejscu ojca. Wpakował się w bagno, z którego nie umiał się wyplątać i wolał odejść, niż być dla Was ciężarem.
- Ale..
- Nie twierdzę, że to, co zrobił było słuszne. Ale na pewno nie chciał w ten sposób Was zranić. Pewnie, podcinając tętnice, nie myślał wcale o tym, jak zareagujesz. Był przekonany, że odbierając sobie życie, ułatwi żywot Tobie.
- Jakie to ułatwienie wychowywać się bez ojca? - przerwałam załamanym głosem.
- Czuł się bezużyteczny. Nie chciał, byś się jego wstydziła. No bo sama pomyśl, ojciec bankrut, to żaden powód do dumy. Pragnął Was chronić i wierzył, że poprzez swój czyn mu się to uda. On to zrobił z miłości Mel.

Czułam się jak idiotka, słuchając słów Nialla. A jeśli miał rację? Jeśli ojciec faktycznie wolał się zabić, niż przynosić nam wstyd?

- Boże.. A ja go przez te lata za wszystko obwiniałam... - rzuciłam przez łzy.

Horan znów zbliżył się do mnie i pozwolił wypłakać na swym ramieniu. Oddalił się, gdy uspokoiłam swój oddech.

- No dobra, świetna była ta sesja terapeutyczna ale jest cholernie późno a ja lubię sobie pospać. - zażartował blondyn, później wstał z sofy i udał się w stronę wyjścia.

Ruszyłam za chłopakiem, by się z nim pożegnać. Żarłok odwrócił się na chwilę, by życzyć dobrej nocy.
Odrzekłam tym samym, po czym dodałam.

- A i Niall... Dziękuję.
- Nie, to ja dziękuję. - szepnął, puszczając mi oczko i znikając z mroku.

Stałam jeszcze chwilę w korytarzu, analizując naszą rozmowę, i udałam się czym prędzej do swojego pokoju. Podeszłam do biurka i otworzyłam ostatnią, zawaloną gratami szufladkę. Zaczęłam przewracać wszystkie znajdujące się w niej rzeczy, aż natrafiłam na zdjęcie, które skryłam tu w dniu naszej przeprowadzki. Chwyciłam je do ręki i obadałam je wzrokiem. Ta sama zwiewna sukienka, sączony przeze mnie napój i silne ramię ojca spoczywające na moich barkach. Jego delikatny uśmiech przemieszany ze smutkiem wymalowanym w jego oczach.

~Że też dopiero teraz to dostrzegłam. Tato...~

Przytuliłam fotografię do swojej piersi i zamknęłam oczy. Po chwili cichutko westchnęłam i ustawiłam ramkę na komodzie obok innych zdjęć.

- Wszystko w porządku słoneczko? - usłyszałam czuły głos Louisa.

Przez ten cały mętlik w mej głowie zapomniałam, że brunet od dłuższego czasu jest w mojej sypialni. Zbliżyłam się do łóżka, ułożyłam wygodnie obok młodzieńca i posyłając delikatny uśmiech szepnęłam.

- Tak, teraz już tak.

Lou przytulił mnie do siebie i ucałował na dobranoc. Chwilę później byłam już w objęciach Morfeusza.
________________________________________________________________________

Widać taka rozmowa była potrzebna zarówno Niallowi, jak i Mel. I co będzie teraz? Jak sprowokują Corwina? Przyzna się sam, czy Mel i reszta będą musieli dopilnować, by prawda ujrzała światło dzienne?

c.d.n.

P.S. Proszę Was o pozostawienie choćby krótkiego komentarza, bo to pozwala mi się zorientować, kogo interesuje moje opowiadanie. Poza tym Wasze słowa są naprawdę motywujące, więc proszę pamiętajcie o tym!

ROZDZIAŁ DEDYKUJĘ MOJEJ KOCHANEJ @FuckedMrsGrey Z ŻYCZENIAMI SZYBKIEGO POWROTU DO ZDROWIA! ♥

niedziela, 15 września 2013

Chapter#24 Nigdy więcej nie schowam głowy w piasek.

                                                          *Oczami Harry'ego*

Po powrocie do Doncaster byłem tak zmęczony, że przespałem praktycznie cały dzień. Nawet nie zorientowałem się, że mam nieodebrane połączenie oraz wiadomości od Mel. Zerknąłem na telefon i odczytałem pierwszą z nich.

"Louieh wrócił! Miałeś rację, wrócił! <3"

Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem. Drugi sms nie był już tak wesoły.

"Dziś przyjeżdża mama. Chce pogadać. Trochę się boję.. Trzymaj kciuki!.xx"

Nie zastanawiając się ani chwili odpisałem dziewczynie.

"Wiedziałem, że Lou wróci, cieszę się razem z Tobą ;) A co do mamy, nie martw się wszystko będzie dobrze! Jestem z Tobą. H. xx"

Wyszedłem energicznym krokiem z pokoju i udałem się na dół, by poinformować Niallera o dobrej nowinie, ale gdy go ujrzałem, przystanąłem na moment. Blondyn siedział w fotelu i wpatrywał się w okno. Jego wzrok był poważny i zamyślony. Żarłok zachowywał się tak od naszego przyjazdu. Było mi go cholernie szkoda, widząc przyjaciela w takim stanie. Ile jeszcze bólu ten gnojek Corwin nam zada??

Podszedłem do Horana i położyłem dłoń na jego ramieniu. Chłopak momentalnie zwrócił swoje spojrzenie w moją stronę. Posłałem mu delikatny uśmiech i oznajmiłem o powrocie Louisa.

- To dobrze. - szepnął, uśmiechając się blado, spoglądając z powrotem przez okno.

Stałem tak przy nim i patrząc na podwórze, milczałem wraz z nim. Wiedziałem o czym myślał, ale nie wiedziałem jak mu pomóc.

                                                     *Oczami Nialla*

Przez moją głowę przewijały się setki obrazów i myśli. I znów powracały słowa tamtego chłopaka. Jasno dał nam do zrozumienia, że to, co się stało... To wszystko wina Corwina. Jednak ja dalej nie chciałem tym podejrzeniom wierzyć. Być może oszukiwałem samego siebie. Ale znałem tego chłopaka od dzieciństwa, był dla mnie jak młodszy brat. I jestem przekonany, że również jako brata kochał Louisa. Więc dlaczego?? No cholera jasna, dlaczego...

Byłem załamany. I rozdarty. Pomiędzy kuzynem, a przyjaciółmi, którzy byli jak druga rodzina. Jednak z dalszego siedzenia i rozmyślania nic mi nie przyjdzie. Chcę usłyszeć prawdę. Od niego. Mnie na pewno nie oszuka. Jednak Hazz nie może o niczym wiedzieć, inaczej za nic samego by mnie do Corwina nie puścił. A lepiej by ta dwójka trzymała siebie na dystans. Loczek i tak z pewnością pogna później do Melissy.
Cwaniak myślał, że skutecznie się z tym kryje. Ale ja ślepy nie jestem, widzę jak ta dziewczyna na niego działa.

Jego wyjście do Mel będzie idealną okazją, by porozmawiać sam na sam z Corwinem. Pora doprowadzić tą sprawę do końca. Bąknąłem coś do Harry'ego pod nosem w stylu, że idę się kimnąć, po czym udałem się do swego pokoju. Postanowiłem przeczekać do wieczora.

                                                    *Oczami Melissy*

Spędziłam cudowne przedpołudnie z Louisem. Nie mogłam oderwać od niego wzroku i nieustannie wtulałam się w chłopaka, jakby bojąc się, że znów mi zniknie. Jednak serce mi podpowiadało, że teraz tak nie będzie. Widziałam to w jego oczach, czułam w jego dotyku. Byłam dla niego równie ważna, co on dla mnie. A to tylko z kolei jeszcze bardziej utwierdzało mnie w naszej miłości.

Jednak nadszedł w końcu ten moment, którego tak się obawiałam. Lada moment zjawi się mama. Nasza rozmowa zmieni całkowicie moje dotychczasowe życie. Wiedziałam, co zechcę jej powiedzieć, tylko nie wiedziałam, jak ona na to zareaguje. Louis oczywiście chciał zostać, by mnie choć wesprzeć swą obecnością, jednak ja wolałam pogadać z matką na osobności. Brunet zrozumiał moją prośbę i całując mnie w czoło, oznajmił, że zjawi się wieczorem.

Udałam się do kuchni i zaparzyłam sobie herbaty. Pozostało mi jedynie czekać na rodzicielkę, co nie trwało długo, gdyż po paru minutach rozległ się dzwonek do drzwi.

- Witaj Kochanie. - powitała mnie niepewnym uśmiechem.
- Dzień dobry. - rzekłam oschle, po czym pozwoliłam wejść do środka.

Matka zostawiła płaszcz i torebkę w przedpokoju i skierowała się do salonu. Usiadła na fotelu, po czym spytała.

- To jak? Spakowałaś się?
- Nie. - mruknęłam.- Natomiast Twoje rzeczy są już posegregowane.
- Melissa! - fuknęła rodzicielka. Zapewne nie spodziewała się po mnie takiego zachowania.

Pamiętam, jak Hazz mówił, bym była spokojna. Ale we mnie aż wrzało ze złości. Każdy wywijał sobie mną, jak marionetką w teatrze lalek. Miałam tego dość.

- Co się z Tobą dziewczyno dzieje. - rzekła surowym tonem.
- Jak to co! Nie było Cię tyle czasu. Okazało się, że ukrywałaś przede mną fakt, iż kogoś masz. A teraz przyjeżdżasz tylko po to, by mnie zabrać jak jakąś zabawkę. To myślisz, że jak ja się mogę czuć?
- Dobrze wiesz, że to nie tak. - odparła zrezygnowana. - Chciałam Ci powiedzieć o Steve'ie ale w odpowiednim czasie...
- Dlatego zasłaniałaś się pracą. - prychnęłam.
- Dlaczego jesteś taka uparta. Czy ja nie mam już prawa do szczęścia? Kochałam Twojego ojca... Ale nie chcę reszty życia spędzić sama. Mel, zrozum, że tam będzie nam naprawdę dobrze.
- Komu? Chyba Tobie. - starałam się zachować spokojny ton. - A moje zdanie się już nie liczy. Robisz dokładnie to samo, co zrobił ojciec. Też odszedł, nie zastanawiając się nawet co ja o tym pomyślę, jak się poczuję. I też wierzył, że robił to dla naszego dobra.
- To nie to samo Mel... - głos rodzicielki nieco załamał się na moje słowa.
- Coraz bardziej się nad tym zastanawiam. Ty też uciekasz. Bo tak łatwiej. Jeśli twierdzisz, że jest inaczej, to dlaczego nie zamieszkasz ze Steve'm tutaj??
- Dlatego, że Steve ma swoją firmę, którą trudno by mu było zarządzać na odległość.
- A Tobie lekko wywracać moje życie do góry nogami?
- Melissa... - szepnęła zirytowana. - Nie przesadzaj. To tylko przeprowadzka, szybko się tam zadomowisz.
- Mylisz się, to nie jest zwykła przeprowadzka. Ja zadomowiłam się TU i nie zamierzam nigdzie się STĄD ruszać. W czasie, kiedy spędzałaś czas ze swoją sympatią, ja zyskałam przyjaciół, którzy stali się moją drugą rodziną. I obiecałam im pomoc. Nie zamierzam złamać słowa tylko dlatego, że Ty tak nagle powiadomiłaś mnie o swoich planach. I nie zamierzam opuszczać miejsca, które pokochałam bo Ty tego sobie życzysz.
- Mel, ale jak Ty to sobie wyobrażasz. Czy nie widzisz, w jakiej sytuacji mnie stawiasz? I co ja powiem Steve'owi? - pytała zdezorientowana.
- Proste. Wrócisz i oznajmisz, że z Wami nie zamieszkam, gdyż pozostaję w Doncaster.

Matka zamilkła i wpatrywała się we mnie z wytrzeszczonymi oczami. Za nic nie przypuszczałaby, że kiedykolwiek coś takiego wypłynie z moich ust. Cóż, nie jestem taka jak wcześniej. Jej nieobecność i sprawa związana z Louisem sprawiły, że dojrzałam znacznie szybciej. Stałam się samodzielna i myślę, że najwyższa pora zacząć swoje dorosłe życie. Jednak mamie chyba ciężko było to zrozumieć, chyba wciąż nie dowierzała, że jej mała córeczka, jaką w dalszym ciągu byłam w jej oczach, postanowiła wyfrunąć z matczynego gniazda.

- Mamo. - szepnęłam. - Powiedz coś.
- Właściwie co... - mruknęła. - Naprawdę chcesz tu mieszkać? Sama?
- Myślę, że najwyższa pora, bym zaczęła kroczyć własną drogą. A pozostanie tutaj będzie moim pierwszym krokiem.
- Ale, skąd weźmiesz na utrzymanie? Miałaś iść na studia...
- I pójdę. - oznajmiłam obojętnie. - I poszukam też pracy. Jestem pewna, że w razie czego będę mogła też liczyć na wsparcie przyjaciół.
- Mel.. - wydukała, spuszczając głowę.
- Mamo, zrozum. Chcę byś była szczęśliwa ale ja również mam prawo do szczęścia. A te znalazłam właśnie tu.

Rodzicielka wstała i bez słowa udała się na górę do swojego pokoju. Po pół godzinie zeszła z walizkami, które od razu zapakowała do swojego samochodu. Wróciła z powrotem do środka i stając naprzeciw mnie rzekła.

- Niech będzie. Miesiąc. Tyle czasu masz na znalezienie pracy. Będę też wysyłać Ci w dalszym ciągu drobne pieniądze co 2 tygodnie, ale musisz zacząć na siebie zarabiać. I chcę wiedzieć, na jaką uczelnię się dostałaś. - wypowiedziała wszystko na jednym wdechu, po czym złożyła chłodny pocałunek na moim policzku i wyszła.

Zdążyłam jeszcze dostrzec przez okno, jak wsiada do auta i ociera rękawem płaszcz. Wyglądała, jakby wycierała łzy. Wiem, że ta decyzja była dla niej trudna. Mnie też było ciężko. Ale widocznie tak musiało być.

                                                      *Oczami Nialla*

Nastał wieczór, na zewnątrz zrobiło się ciemno a Harry wciąż tkwił w domu. W innej sytuacji nie miałbym nic przeciwko, ba nawet bym się cieszył, że zamiast uganiać się za panienkami kumpel spędza trochę czasu z  z przyjacielem. Ale teraz, kiedy za wszelką cenę chciałem się wymknąć, ów kumpel był dla mnie niczym wrzód na tyłku. Chciałem się jakoś wymigać od rozmów ze Styles'em ale w kombinowaniu to akurat ze mnie cienias.

Harry udał się do łazienki wziąć prysznic. Uznałem, że to idealny moment, by wyjść z domu. Czułem się trochę jak smarkacz, który obawia się, że zostanie przyłapany przez rodziców. Jednak nie myśląc dłużej narzuciłem na siebie grubszą bluzę z kapturem i ruszyłem w kierunku domu Corwina. Pogoda o tej porze nie była zachwycająca, toteż chodniki i ulice wokół mnie świeciły pustkami. Dla mnie tym lepiej. Mogłem pogrążyć się w myślach, nie rozpraszając się pojedynczymi spojrzeniami kierowanymi w moją stronę. Lecz wkrótce okazało się, że nie tylko ja wybrałem sobie tą chwilę na spacer.

                                                  *Oczami Melissy*

Byłam zadowolona, że udało mi się przekonać matkę do swoich racji. Nie mogłam się doczekać, by opowiedzieć o wszystkim Louisowi. Lecz ten pewnie za szybko się nie pojawi. Wtedy przypomniałam sobie, że nie tylko Lou czeka na wieści ode mnie. Szybko sięgnęłam po telefon i wysłałam wiadomość do Loczka.

"Udało się, zostaję w Doncaster ;D"

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.

"To wspaniale! Wiedziałem, że się dogadacie. Jutro wszystko mi opowiesz. Dobranoc. H.xx"

Jego sms sprawił mi radość, lecz jednocześnie poczułam swoisty niepokój. Miałam przeczucie, że ta rozmowa nie przebiegła do końca tak, jak powinna. Zaczęło gryźć mnie sumienie, czułam się winna i miałam wrażenie, że zraniłam matkę. Louieh'go w dalszym ciągu nie było a ja nie mogłam pozbyć się tego okropnego uczucia, więc postanowiłam się przewietrzyć. Nic tak nie orzeźwia umysłu jak zimny podmuch wiatru. Kroczyłam przed siebie wzdłuż chodnika, gdy zorientowałam się, że nie jestem jedynym spacerowiczem. Z odległości kilku metrów dostrzegłam dobrze mi znane złote włosy. Przyspieszyłam kroku i chwilę później znalazłam się tuż koło chłopaka.

- Niall?
_______________________________________________________________

Ten rozdział jest nieco dłuższy w nagrodę za to, że tamten był taki krótki. Mel udało się pozostać w Doncaster, jednak jak teraz będą wyglądać jej relacje z matką? I czy Niall zdradzi dziewczynie powód swojego wyjścia?

c.d.n.

sobota, 14 września 2013

Chapter#23 "Klucz do mojego pordzewiałego serca jest zawsze w pobliżu, śmiejący się".

                                                     *Oczami Melissy*

Siedziałam w ciszy na tylnym siedzeniu i przyglądałam się chłopcom. Niall  był pogrążony we własnych myślach, a Harry'm targała nieposkromiona złość, co wywnioskowałam po mocno zaciśniętych dłoniach na kierownicy. Loczek w końcu zorientował się, iż nie śpię, gdyż spojrzał w lusterko i łagodnie zapytał.

- Jak się czujesz?

W tym momencie i blondyn odzyskał swą świadomość. Odwrócił się i spojrzał troskliwie na moją twarz.

- Dobrze. - odparłam, posyłając blady uśmiech towarzyszom. - Co się właściwie stało? - dodałam.


Nialler momentalnie oderwał ode mnie swój wzrok, powracając do swych przemyśleń. Natomiast Hazz zdawał się ignorować moje pytanie, skupiając się jeszcze bardziej na drodze. Dopiero, kiedy znacząco chrząknęłam, nie ukrywając swej niechęci, zaczął mówić.

Okazało się, że moje omdlenie utwierdziło chłopców w swoich podejrzeniach. Oczywiście Niall nie chciał przyjąć do świadomości, że jego kuzyn może być zamieszany w śmierć wspólnego przyjaciela, jednak Loczek szybko sprostował te wątpliwości, przypominając różne nieprzyjemne sytuacje.

- Zain oczywiście przysłuchiwał się wszystkiemu uważnie, rechocząc, że mamy niezłą szopkę. - rzekł oschle brunet. - Potem dodał, że nasze podejrzenia mogą być słuszne i wcale się im nie dziwi.
- To znaczy? - spytałam coraz bardziej zaintrygowana.
- Wspomniał, że sam raz widział jak ten palant wrzuca coś do drinka Lou. - syknął Hazz, jeszcze mocniej ściskając kierownicę.
- I... I co teraz? - wydukałam osłupiała.
- Rozszarpię go, jak go dorwę.. - chłopak coraz słabiej panował nad swym gniewem.
- Harry... - szepnął błagalnie Niall. Dla niego to też była trudna chwila.
- Co Harry, co Harry?? To wszystko jego wina! To on nam odebrał Louisa!
- Może to był wypadek... - żarłok wciąż naiwnie szukał obrony dla kuzyna.
- Sam w to nie wierzysz. - prychnął Loczek.

Ale chyba miał rację. Chyba nikt z nas już nie wierzył w niewinność Corwina. Nawet, jeśli nie zrobił tego celowo, to mimo wszystko przyczynił się do śmierci Lou. Chciałam, by Corwin sam się przyznał. By to z jego ust Louieh usłyszał prawdę. Tylko jeszcze nie wiedziałam, jak to załatwić.
W dodatku miałam kolejny problem. Z mamą.

- Mel? - usłyszałam głos Hazzy.
- Um.. tak?
- Pytałem, czy z Tobą zostać.

Popatrzyłam na niego jak na wariata i w tym momencie się zorientowałam, że dotarliśmy już do Doncaster. Zdążyłam jeszcze ledwo co dojrzeć blond kosmyki, które oddalały coraz bardziej.

- Nie trzeba. Powinieneś być teraz z Niallem. - rzekłam, uśmiechając się delikatnie.
- Pewnie masz rację. Ale jakby co to dzwoń. - szepnął, całując mnie w policzek.

Stałam jeszcze tak chwilę i wpatrywałam się w kasztanowe loki, które po chwili zniknęły z zasięgu mojego wzroku. Wreszcie weszłam do środka. Przystanęłam na korytarzu, ogarniając własne myśli. Znów poczułam ten błogi spokój, to ciepło, którego mi tak brakowało. Moje serce znów biło jak szalone i miałam motylki w brzuchu. To uczucie mogło znaczyć tylko jedno. Wbiegłam czym prędzej do salonu i wtedy go ujrzałam. Nie myliłam się. Wrócił.

- Louieh!

Rzuciłam się chłopakowi w ramiona. Wtuliłam się w jego tors tak mocno, że mi samej prawie brakło tchu. Ale przecież byłam na niego zła, w końcu bez słowa mnie zostawił.

-Ała! Przecież wróciłem.. - jęknął Louis.

Mimochodem moja dłoń powędrowała w kierunku jego twarzy, posyłając siarczysty policzek. Jednak nim zdążył cokolwiek więcej powiedzieć, złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Z moich oczu polał się strumień łez. Wrzała we mnie gorączka uczuć, która sprowadzała się do jednego - tak cholernie za nim tęskniłam.

- Wybacz mi... Już nigdy więcej... - szeptał, głaszcząc mnie po plecach. - Błagam, nie płacz Kochanie bo oszaleję.

Powoli uspokoiłam swój szloch, dzięki czemu mogliśmy nawiązać rozmowę. Louis wyjaśnił mi, dlaczego tak nagle zniknął i czemu tak długo nie wracał. Ja powiedziałam, co przez ostatnie dni robiłam i gdzie dziś byliśmy. Przez cały czas byłam wtulona w bruneta i podziwiałam jego lazurowe tęczówki, których mi tak brakowało. Tą upojną chwilę przerwała wibracja mojej komórki. Sięgnęłam po aparat i zauważyłam wiadomość. Od matki.

"Jutro przyjadę po rzeczy. Mam nadzieję, że dojdziemy do porozumienia. Kocham, mama."

Momentalnie zamarłam. Bałam się tej rozmowy. Za nic w świecie nie chciałam stąd wyjeżdżać.
Louieh zauważył oczywiście moją zmianę nastroju i zapytał kto do mnie napisał.

- Mama. - odpowiedziałam. - Jutro przyjeżdża.
- To chyba dobrze. - rzekł uśmiechnięty brunet.
- Nie do końca...- westchnęłam.
- Dlaczego?

Popatrzyłam na chłopaka smutnym wzrokiem i trzymając mocno jego dłoń opowiedziałam mu o naszej poprzedniej rozmowie. O rzekomej ponownej przeprowadzce.

- Mel... - jęknął.

                                                        *Oczami Louisa*

Ostatnie godziny w pustym domu doprowadzały mnie do szału. Chciałem ją wreszcie przytulić, nacieszyć się jej widokiem. Ale wolałem na nią czekać, niż jej szukać w obawie, że gdzieś się wyminiemy. Wreszcie dotarła. Nie byłem pewien jej reakcji na mój widok, póki nie rzuciła się w moje ramiona ze łzami w oczach. Tęskniła za mną.

Przeświadczenie o tym sprawiało mi jednocześnie radość i ból. Cieszyło mnie to, że coś dla niej znaczę, ale z drugiej strony moje odejście bardzo ją zraniło. A przecież przysięgałem jej nigdy nie skrzywdzić. Nic dziwnego, że mnie spoliczkowała, zasłużyłem sobie. Lecz jej kolejny czyn zmył wszelkie troski. Jej delikatne usta na moich były jedynym lekarstwem, jakiego potrzebowałem. I jej bliskość. Świadomość, że mam ją przy sobie i że jest moją księżniczką.

Byłem szczęśliwy, móc znów objąć jej drobne ciało swym ramieniem i zatracić się z nią w długiej konwersacji. Niestety, jak to zazwyczaj bywa, szczęście pryska, niczym bańka mydlana w mgnieniu oka.

Melissa opowiedziała mi o swojej matce. O zmianach, jakie wkroczyły w ich życie i jakie to może mieć konsekwencje. O tym, że być może Mel długo tu nie pomieszka. Chciałem tą myśl jak najszybciej wyrzucić z mojej głowy, jednak bezskutecznie.

- Jakoś to będzie słoneczko. - szeptałem całując czubek jej głowy.

Próbowałem ją pocieszyć, choć tak naprawdę sam już upadłem na same dno załamania.

~Odzyskałem ją po to, by ją zaraz stracić??~

Wróciłem po to, by się pożegnać? Teraz to ona odejdzie ode mnie? Tak na pewno nie będzie.
_________________________________________________________________________

Louis wreszcie wrócił, cieszycie się? Jak myślicie jak przebiegnie rozmowa matki z córką - znajdą jakiś kompromis? I kiedy sprawa z Corwinem zostanie ujawniona?

c.d.n.

poniedziałek, 9 września 2013

Chapter# 22 Co skrywają stare mury?

                                                           *Oczami Nialla*

Te miejsce nie podobało mi się ani trochę, od momentu, gdy tu przyjechaliśmy. I nie wierzyłem ani trochę, byśmy cokolwiek tu odnaleźli. No ale oni się uparli. Hazzę jeszcze zrozumiem, bo Lou był naszym kumplem, ale właściwie czemu Melissie tak na tym zależy?

- Co Wy tu robicie?? - odezwał się niski głos.

Obejrzeliśmy się w stronę wejścia i naszym oczom ukazał się młody chłopak stojący w progu. Był dość wysoki, miał kruczoczarne włosy i bursztynowe oczy. Jego ciemna karnacja była zwieńczeniem jego całego wyglądu.

- Chyba moglibyśmy się zapytać Ciebie o to samo. - rzekł spokojnie, aczkolwiek stanowczo Harry.
- Cóż, w zasadzie ja tutaj pracuję jako stróż, więc moja obecność jest tu jak najbardziej wskazana. - odpowiedział. - Czego nie mogę powiedzieć o Waszej. - dodał, unosząc kąciki ust do góry.
- Przepraszamy. - szepnęła słodko Mel.

Chłopak momentalnie spojrzał na naszą towarzyszkę. Z kolei dziewczyna zbliżyła się powoli do niego i, posyłając mu uroczy uśmiech, powiedziała.

- Wiemy, że nie powinniśmy tak po prostu tutaj wchodzić, ale nie mieliśmy kogo poprosić o pomoc. Widzisz chciałam tu przyjechać, by wyjaśnić pewne rzeczy. - tłumaczyła, wdzięcząc się przed nim jak Maria Antonina. - Ale sama nie dam rady... Może zechcesz mi pomóc?

Nieznajomy przyglądał się Melissie, po czym łypnął na nas swoimi oczami i z powrotem zwrócił się do dziewczyny, zgadzając się na jej prośbę. Jej sztuczki podziałały.

~Dobra robota Mel.~


- No dobra, to teraz gadać, o co chodzi. - odezwał się ciemnowłosy, jednocześnie wskazując na ławkę, byśmy usiedli.

- Yyy... - jęknęła Mel.
- Zain. Mów mi Zain.
- Zatem Zain. - rzekła mysiooka. - Zapewne wiesz o tragedii, która miała tu miejsce trzy lata temu. Chłopakiem, który tu zmarł była bliska mi osoba. Chciałabym coś się dowiedzieć o tamtym dniu... Zrozumieć.
- A co tu do rozumienia mała? - prychnął Zain. Chłopaki się zabawili i jeden z nich przegiął. Tyle.
- Lou nie był taki. - syknął Hazz. Zawsze tak reagował, gdy ktoś źle mówił o Tomlinsonie.
- Czyżby? -  spytał, nie kryjąc swego zadowolenia. Co za typ.
- Zrozum nas. - rzekła cichutko Mel. - Znaliśmy go bardzo dobrze. Wyczulibyśmy zmianę jego zachowania. Uwierz nam.. - mówiła, patrząc błagalnie w jego oczy.
-Zgoda. Co właściwie mogę dla Was zrobić?

                                                              *Oczami Louisa*

Zbyt długo siedziałem i użalałem się nad sobą. Oni się poświęcali dla mnie, a ja tak po prostu ich porzuciłem. Poza tym tęskniłem. Tak cholernie tęskniłem. Za nimi. Za Melissą. Moją słodką, kochaną księżniczką. Nie wiedziałem, kto kogo potrzebował bardziej. Wiedziałem jedno - muszę wrócić.

Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, ruszyłem pędem w kierunku domu Mel. Kiedy wniknąłem do środka, zacząłem szukać dziewczyny. W pokojach było ciemno i cicho. I ani  śladu niebieskoszarych tęczówek. Jedyne, co zostało to porozrzucane stare artykuły. Wiedziałem, gdzie była. Beze mnie.

~Spóźniłem się.~

                                                           *Oczami Harry'ego*

Chociaż gościu działał na mnie, jak płachta na byka, starałem się zachować spokój i rzekłem.

- Pozwól się nam rozejrzeć.
- I może powiedz, jak wyglądały wieczory na obozie? - wtrąciła słodko Mel. Nie ukrywam, że nieco irytowało mnie jej zachowanie. A może byłem zazdrosny?

Mel z opowiadań Louisa wiedziała, którego domku szukać. Podała jego opis Zainowi, a ten zabrał ze sobą klucze. Wszyscy ruszyliśmy za nim. W międzyczasie Zain zaczął swoją opowieść.

-Każdy tu spędzał czas, tak, jak zazwyczaj się to robi. Teoretycznie nie można było wnosić tutaj alkoholu, ale dla obozowiczów nie był to żaden problem. - rzekł, ciesząc się głupkowato. - Wiem to dobrze, bo kiedyś sam przyjeżdżałem tu na wakacje. - dodał po chwili.

W końcu dotarliśmy do domku, w którym mieszkał Lou. Zain otworzył zamek i wszyscy weszliśmy do środka. W pokojach panował niesamowity bałagan i było czuć zapach stęchlizny.

- Nie wiem, czego chcecie tu szukać. Policja zabrała praktycznie wszystko. - odezwał się chłopak.

Spojrzałem na Melissę, widziałem determinację w jej oczach. Zapewne wiedziała, gdzie ma iść i czego szukać.  Była jak w kompletnym amoku. Ignorowała naszą obecność. Po prostu weszła do jednego z pomieszczeń i usiadła na łóżku. Udaliśmy się za dziewczyną i w ciszy obserwowaliśmy jej zachowanie.

                                                          *Oczami Melissy*

Siedziałam na czymś, co kiedyś służyło do spania i gapiłam się przed siebie. Kątem oka widziałam skupione i zdumione miny chłopców. Starałam sobie przypomnieć wszystkie słowa Lou i następnie przepleść je z historią Zaina, który wspominał, że rozpowszechnianie różnych świństw na dyskotekach było tu na początku dziennym...

Wstałam i zaczęłam ogarniać wzrokiem pokój, w którym niegdyś nocował Lou. Z tego, co wiem, Corwin mieszkał z nim i pokój miał naprzeciw jego. Coś mnie tknęło i zaczęłam przyglądać się łóżku, które zdawało się być powykrzywiane. Nic bardziej mylnego. Ono po zwyczajnie na czymś stało. Zbliżyłam się i odsunęłam je nieco od ściany. Zajrzałam za oparcie i znalazłam jakieś zawiniątko. Materiał wyglądał, jakby był wydarty z jakiejś koszuli. Ostrożnie chwyciłam pakunek i powoli go otworzyłam. Na wewnętrznej stronie skrawka znalazłam napis "HC"a przedmiotem skrywanym w szmatce okazała się fiolka po jakiś tabletkach. Widać śledczy nie zdołali zabezpieczyć wszystkich opakowań... Coś kazało mi zerknąć za owe oparcie jeszcze raz. Znalazłam starą bransoletkę z muliny.

- Gdzieś już ją kiedyś widziałam... - szepnęłam sama do siebie.
- To.. - jęknął Harry.
- Ja dobrze widzę?.. - rzekł Niall.

Spojrzałam na chłopców, którzy unieśli swe prawe nadgarstki do góry. Każdy miał identycznie plecioną bransoletkę, różniły się jedynie kolorami. Wtedy uzmysłowiłam sobie, że i Louieh taką nosił. Jego była czerwono- czarna, a ta spoczywająca w mej dłoni miała brązowo - czarny odcień. Chyba nie musiałam zgadywać, do kogo należała...

Zerwałam się na równe nogi i ruszyłam do pokoju znajdującego się naprzeciwko. Zaczęłam przerzucać porozwalane meble i natknęłam się na kilka podobnych "paczuszek". Na każdym był napis "HC".

- O co w tym wszystkim chodzi? - pytałam zbulwersowana.
- Stały klient. - rzekł ni stąd, ni zowąd Zain.
- Że co proszę?- wybałuszyłam na niego swoje oczy. Chłopcy także nie kryli zdziwienia.
- Jesteś tak mało rozumna, czy tylko udajesz? - parsknął szatyn. - Pamiętam dobrze typa. Powiedział, że zamierza bawić się jak najlepiej i zrobi wszystko, by rozkręcić swego kumpla. - powiedział oschle. - Dziwny był, ale dzięki niemu towar miał niezły obrót. - dodał po chwili.
- Pamiętasz go dobrze? - spytałam coraz bardziej roztrzęsiona.
- No raczej. - zaśmiał się zawadiacko. - Takiego pajaca nikt nie widział. Po każdej "kolejce" nieźle mu odwalało. Przyznaję, przy Corwinie nie można było się nudzić.
- C...Corwinie? - spytał niepewnie Niall. Biedak pewnie był przerażony, słysząc o "dokonaniach" kuzyna.
-Ta. - odpowiedział niedbale Zain. Masz napisane na tym skrawku. - powiedział, wskazując na zawiniątko. - Zawsze pisali inicjały osób, do którego to miało trafić.

~"HC"? "Harvey Corwin"... Cholera jasna... ~

Czułam jak tracę grunt pod nogami. Potem całkowicie straciłam świadomość. Obudziłam się już w aucie i jak się domyśliłam, jechaliśmy z powrotem do domu. Teraz coraz bardziej wątpiłam w niewinność Corwina... Chociaż chciałabym się mylić.

____________________________________________________________________
Chłopcy i Mel poznali chłopaka, który niegdyś również był obozowiczem Denver. Dowiedzieli się kilku faktów na temat ośrodka i poznali sekret Corwina. Co zrobią z tym teraz? Czy czeka ich konfrontacja z kuzynem Nialla? Czy prawda ujrzy wreszcie światło dzienne?

c.d.n.

P.S. Pewnie przykuło to Waszą uwagę, więc od razu wyjaśniam, celowo pisałam "Zain", nie "Zayn" ;)




piątek, 6 września 2013

Chapter#21 Denver.

                                                      *Oczami Melissy*

Dochodziła prawie północ, a po Louisie nie było ani śladu. Dwunasta w nocy to w zasadzie pora duchów, więc liczyłam tym, że zachowa się jak przeciętna zjawa i przynajmniej nawiedzi mnie o tej porze. Nic z tego.
Siedziałam i wciąż płakałam jak mała dziewczynka. Moje serce już dawno roztrzaskało się na milion kawałeczków. Miałam wrażenie, że wszyscy mnie opuścili... Właściwie zostali mi teraz tylko Niall i Harry.
y'Harry... Mimowolnie na wspomnienie o nim zrobiło mi się lżej. Nie wiem co mnie do tego skłoniło, ale wyciągnęłam telefon i zwyczajnie zadzwoniłam do niego. Po kilku głuchych sygnałach odezwał się głos Loczka.

- Mel?...
- Przepraszam, niepotrzebnie Cię obudziłam. - próbowałam mówić spokojnym tonem, lecz nasilający się płacz zbytnio mi to utrudniał.
- Co się stało?.. Coś Ci jest? - pytał zatroskany. Chyba domyślił się, że właśnie zalewam się łzami.
- Nic, śpij. Dobranoc. - rzuciłam resztkami sił, po czym rozłączyłam się i z powrotem wylądowałam na łóżku.

                                                   *Oczami Harry'ego*

Byłem już dawno pogrążony we śnie, gdy w środku nocy wyrwał mnie z niego dźwięk wibracji mojej komórki. Kiedy wreszcie przejrzałem na oczy i zorientowałem się, iż osobą dzwoniącą jest Mel, bez wahania odebrałem połączenie.

Dziwiło mnie to, że dzwoni o tak późnej porze. Jeszcze bardziej dziwiła mnie sama rozmowa. Mógłbym przysiąc, że w jej głosie słyszałem nutkę załamania. Czyżby płakała? Tylko dlaczego? Ktoś ją skrzywdził?
W dodatku, tak po prostu bez wyjaśnienia się rozłączyła. Nie miałem zamiaru resztę nocy dręczyć się wyrzutami sumienia. Po cichu się ubrałem i zszedłem na dół. Już miałem wyjść z domu, kiedy na schodach z moimi plecami pojawił się zaspany Horan.

- A Ciebie gdzie niesie? - spytał ziewając.
- Idę do Mel, ma jakąś sprawę do mnie. - rzekłem najspokojniej, jak umiałem, choć byłem już wystarczająco zniecierpliwiony.
- Yhym. - mruknął Niall, po czym udał się z powrotem na górę.

Serio, czasem mam wrażenie, że farbuje te włosy na blond tylko po to, by mieć na co zwalić swoją głupotę. Mimowolnie uśmiechnąłem się na tą myśl w duchu i szybkim krokiem ruszyłem w kierunku domu dziewczyny.

                                                  *Oczami Melissy*

Tkwiłam na swoim łóżku i patrzyłam się bezmyślnie w ciemność, gdy nagle rozległ się dzwonek i ciche pukanie do moich drzwi. Zerwałam się na równe nogi, licząc, że to w końcu Louis, jednak po chwili dotarło do mnie, że on nie dobijał by się do drzwi tylko zapewne od razu zjawił by się w moim pokoju...

Udałam się na dół i kiedy otworzyłam drzwi, mimo wszystko odczułam ulgę. W progu stał Hazza.

- Mogę wejść? - zapytał łagodnie.

Wskazałam mu dłonią, by udał się do pokoju, po czym zamknęłam dokładnie zamki. Weszłam do pomieszczenia, gdzie przebywał Loczek i tępo wlepiałam w niego swój wzrok. Nie myślałam wtedy nawet, jak wyglądam. A nie był to zapewne za ciekawy widok, gdyż moje oczy już dawno napuchły od płaczu. Niczym namoknięte drewno.

Harry chwycił mnie za rękę i udał się w stronę sofy. Jednym sprawnym ruchem spowodował, że siedział na miękkim meblu, a ja wylądowałam na jego kolanach.

- To teraz mi powiedz, o co chodzi. - szepnął, uśmiechając się ciepło.

Nie wytrzymałam dłużej, tylko rozkleiłam się jak małe dziecko. Łzy znów poleciały strumieniami, a ja z każdym łkaniem coraz mocniej wtulałam się w chłopaka. Harry natomiast milczał, i delikatnie kreślił kółka na moich plecach. Jego usta czule muskały czubek mej głowy.

Poczekał cierpliwie, aż nieco się uspokoiłam i zaczęłam mówić. Z każdym kolejnym słowem wtulał mnie w siebie coraz mocniej.

- I co ja mam teraz zrobić? - spytałam, ciągając cichutko nosem.
- Spróbuj zrozumieć mamę. Pewnie dla niej też było to trudne, by o wszystkim Ci powiedzieć.
- Ale ja nie chcę wyjeżdżać! - pisnęłam. - Tutaj mam Ciebie, mam Nialla. I Lou... Tam znów będę sama.
- Słońce. - szepnął delikatnie. - Na nas zawsze możesz liczyć. A jeśli to faktycznie dla Ciebie takie ważne, to porozmawiaj z matką na spokojnie. Kłótnią i obrazą niczego nie załatwisz. I nie uwierzę, że nie chciałabyś mieć z nią dobrego kontaktu. - dodał, po czym znów leciutko ucałował moją głowę.

Byłam mu wdzięczna, że przyszedł. Harry miał rację. Urzekał mnie w nim jego rozsądek, choć Lou nie raz powtarzał, że Hazz należał do tych roztrzepanych wesołków. Może jeszcze kiedyś poznam tą drugą naturę Styles'a. A co do Louieh'go... Byłam na niego zła i nie chciałam teraz o tym myśleć.

                                                      *Oczami Harry'ego*

Byłem z siebie zadowolony, że jednak zjawiłem się u Melissy. Wyglądała chna taką bezbronną i kruchą, gdy łkała w moich ramionach. Miałem wtedy ochotę ochronić ją przed całym światem. Kiedy wreszcie zebrała się na mówienie, czułem jak na moim sercu zacieśnia się niewidzialna pętla. Jej ból był moim. Byliśmy jednością. Szkoda, że ona tego nie dostrzegała...

Gdy dziewczyna w końcu się uspokoiła, skierowałem rozmowę na nieco inny tor, by odciągnąć ją od szarych myśli. Przegadaliśmy tak chyba jeszcze z godzinę, kiedy zorientowałem się, że Mel zasnęła wtulona w mój tors. Chwyciłem jej drobniutkie ciało w ramiona i zaniosłem na górę, układając delikatnie w łóżku. Przykryłem ją kołdrą, a Melissa wciąż kurczowo trzymała się mej koszuli.

Próbowałem oswobodzić materiał z jej uścisku, lecz wtedy usłyszałem błagalny szept.

- Zostań. Nie zostawiaj.
- Nigdy Cię nie zostawię. - szepnąłem, po czym złożyłem pocałunek na jej czole.

Nie miałem zamiaru kłaść się koło niej, gdyż rano mogła by poczuć się niekomfortowo w moim pobliżu. Wybrałem miejsce na dużym fotelu ustawionym nieopodal. Usiadłem wpatrując się na oblicze dziewczyny i nawet nie wiem, kiedy odpłynąłem do krainy snów.

                                                        *Oczami Melissy*

Rano, kiedy się przebudziłam, ujrzałam śpiącego Hazzę na fotelu. Tak jak obiecał, został. Nie miałam serca go budzić. Zamiast tego zeszłam na dół i postanowiłam przyrządzić nam śniadanie. Rozległo się dzwonienie do drzwi i poszłam otworzyć, przekonana, iż to Niall. Nie myliłam się, w progu stał roztrzepany blondyn.

~Ciekawe, że on zawsze natrafi na porę posiłku.~


Przywitałam się ciepło z żarłokiem, po czym ruszyliśmy do kuchni kończyć kanapki. Niedługo dołączył do nas i Harry.

- Jak tam Romeo? Wszystko załatwione? - rzekł rozbawiony Horan.

Spojrzałam na rumieniącego się Styles'a , który za wszelką cenę chciał zabić wzrokiem Niallera i pomimo, iż nie miałam pojęcia o co chodzi. Wybuchłam śmiechem. Chłopcy popatrzyli na mnie i również zaczęli się śmiać.

Po zjedzonym śniadaniu, do którego oczywiście dołączył blondyn, Niall zerwał się na równe nogi i dodał z entuzjazmem.

- Ruszyć tyłki, Denver czekać nie będzie.

Popatrzyliśmy z Harry'm na niego jak na idiotę i dopiero nas oświeciło. Mieliśmy dzisiaj jechać.

- Ale.. Yhm.. Niall..- zaczął się jąkać Hazz. - Ja nie mam świeżych ubrań..\
- Masz. - rzekł Horan, po czym cisnął w Loczka plecakiem.

Harry się zaśmiał, po czym posłał mi pytające spojrzenie. Rzekłam z uśmiechem, gdzie leżą czyste ręczniki i by się nie krępował. Ja natomiast wzięłam się za sprzątanie, w czym Horan okazał się bardzo pomocny.

Kiedy wszyscy byli już najedzeni i odświeżeni, uznaliśmy, że pora ruszać w drogę. Udaliśmy się do domu Nialla, gdyż mieliśmy jechać samochodem Hazzy. Poza tym żarłok wstąpił na chwilę do siebie i zabrał torbę z jakimiś przekąskami.

- To tak na wszelki wypadek.. - tłumaczył, na co my ryknęliśmy śmiechem.

Wreszcie zapakowaliśmy się do auta i ruszyliśmy. Chłopcy siedzieli z przodu i co chwilę się wygłupiali. Jeszcze nie widziałam tak beztroskiego Styles'a. Ale podobało mi się to. Widocznie to właśnie Lou kochał w nim najbardziej, szkoda, że na co dzień Harry skrywa swą wesołość pod płaszczem powagi.

Minął jakiś czas i w końcu dotarliśmy na miejsce. Harry wysiadł i obszedł dookoła auto, by następnie pomóc mi wydostać się z samochodu. Przypuszczałam, że po zamknięciu ośrodka będzie wiało tu pustką, ale takiego widoku się nie spodziewałam. Obóz wyglądał praktycznie jak ruina. Stary płot leżał bezwiednie na ziemi, tak że można było wejść do środka nie korzystając z furtki. Na samym podwórzu dookoła były porozrzucane śmieci. Jedyne, co wyglądało tu przyzwoicie, to las otaczający obóz.

Staliśmy tak chwilę, nie wiedząc, co ze sobą począć, gdy Niall zabrał głos.

- To co robimy?

Harry spojrzał na niego, następnie na mnie, po czym posłał mi uśmiech i ruszył przed siebie. Bez słowa udaliśmy się za nim. Momentalnie Loczek przystanął i obrócił się w moją stronę. Podał mi rękę, bym bez problemu przeszła po obalonej siatce. Stanęliśmy na środku placu i zaczęliśmy uzgadniać od czego zacząć.
Wspólnie ustaliliśmy, że najlepiej będzie odnaleźć recepcję z kluczykami a następnie przechadzać się od domku do domku. Weszliśmy do budynku głównego. W środku ciągnęły się białe, długie korytarze. Brr... wyglądały jak te w szpitalu. Już mi się to miejsce nie podobało. Hazz chyba wyczuł moją niepewność, gdyż w geście otuchy objął mnie swym ramieniem. Penetrowaliśmy parter chyba z pół godziny, gdy wreszcie znaleźliśmy drzwi z napisem "tylko dla opiekunów". Drzwi były już tak uszkodzone, że nie chciały łatwo ustąpić. Jednak dla dwójki chłopaków to żadne wyzwanie. Po kilku szarpnięciach mogliśmy swobodnie wejść do środka.

~Żeby Louieh tu był...~

Zaczęliśmy się rozglądać po pomieszczeniu, gdy nagle usłyszeliśmy jakiś hałas dochodzący z korytarza. Po chwili usłyszeliśmy czyjś głośny oddech dochodzący z progu.

- Co Wy tu robicie??

___________________________________________________________________

Wreszcie cała trójka wybrała się do obozu. Ale Louisa dalej nie ma... Jak myślicie, co uda się im odkryć? I kto przeszkodził im w poszukiwaniach?

c.d.n.

CZYTASZ= KOMENTUJESZ



środa, 4 września 2013

Chapter#20 Wszystko się sypie...

                                                         *Oczami Louisa*

Znajdowałem się w miejscowym parku. Spacerowałem wzdłuż alejek i obserwowałem bawiące się dzieci. Mimowolnie się uśmiechnąłem, były takie beztroskie. Sam zapragnąłem być znów wiecznie wesołym brzdącem. Ale tego się nie da zmienić. Usiadłem na trawie i zastanawiałem się, co ze sobą zrobić. Nie chciałem tak po prostu znikać. Ale z drugiej strony to przeze mnie Mel, Harry doznali tyle cierpienia. Tak się dla mnie poświęcali, a ja nie okazałem im praktycznie żadnego wsparcia. Ale tak cholernie kochałem tą dziewczynę...

~I co teraz?~

Zachowywałem się jak samolub.

                                                     *Oczami Melissy*

- Louis? Gdzie jesteś?

Krążyłam po pokoju i wołałam imię bruneta. Chłopcy patrzyli na mnie jak na wariatkę, ale wtedy miałam to gdzieś. Zmroziło mnie to, że Lou tak nagle zniknął. I zaczęłam się obawiać o to, czy do mnie wróci.

- Mel, spokojnie. - rzekł ciepło Harry. - Pewnie miał powód, by zniknąć. Ale jestem pewien, że wieczorem wróci. Znam go przecież, wiem, że wróci.

Jego słowa nieco mnie uspokoiły, jednak nie do końca byłam pewna, czy aby na pewno Harry się nie myli. Postanowiłam zignorować moje myśli i zwróciłam się do gości.

- Tak właściwie, to co skłoniło Was do wizyty?
- A właśnie. - zabrał głos Niall. - Pamiętasz obóz, o którym rozmawialiśmy.
- Trudno zapomnieć. - rzekłam, wskazując na stare wycinki artykułów, które wciąż widniały na stoliku.
- Właśnie... Przeczytaj. - odparł żarłok, podając mi jakąś gazetę.

"Obóz młodzieżowy Denver. Od dłuższego czasu ośrodek zmagał się z problemami finansowymi, a sprawy nie ułatwiała coraz mniejsza liczba obozowiczów. Obóz właściwie podupadał już od trzech lat, gdy na terenie ośrodka doszło do zgonu młodego chłopaka. Choć śledztwo wykazało samobójstwo, to faktem jest, iż środki których użył młodzieniec nie są legalne na białym rynku. Rodzice, obawiając się o swoje nastoletnie pociechy, zrezygnowały z wyprawiania ich na takie wakacje. Ostatnie wizyty sanepidu i komornika nie ułatwiły sprawy. W końcu kierownik obiektu zdecydował o zamknięciu obozu..."

Analizowałam tekst i byłam jak oniemiała. Wyglądało na to, że moja teoria się potwierdziła. Lou wcale nie został otruty lekami. To były narkotyki.

- I... I co z tym zrobimy? - zapytałam zdezorientowana.
- Dlatego przyszliśmy. - Wtrącił Hazza. - Myślę, że mimo wszystko powinniśmy tam pojechać.
- Ale ośrodek jest zamknięty. - odezwał się Nialler. - Jak się tam dostaniemy? I z kim porozmawiasz?
- Na pewno jest ktoś, kto nadzoruje obóz. Jakiś stróż, czy coś. Jak nie będzie nic wiedział, to chociaż się rozejrzymy.
- Ale... - jęknął blondyn.
- Harry ma rację. - odpowiedziałam. - Jesteśmy już tak blisko, nie możemy się teraz wycofać.

Chłopcy skinęli mi twierdząco głowami. Zapanowała chwilowa cisza, którą przerwał zabawny burkot.

- Ktoś tu chyba przez nas nie jadł śniadania. - rzekł Harry, śmiejąc się i puszczając mi oczko.
- Ale to nie ja... - mruknęłam skrępowana.

Obydwoje z Loczkiem spojrzeliśmy na żarłoka, na co na jego policzkach ukazały się rumieńce.

- No co... Od wyjścia z domu nic nie jadłem. - burknął jak obrażone dziecko.
- Horan... - rzekł z udawanym zażenowaniem Harry.

Po chwili wszyscy wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem.

- Możesz pójść do kuchni i coś sobie zrobić. - odparłam, uśmiechając się do blondyna.
- Yaay! Jesteś cudowna! - pisnął, po czym pobiegł jak oparzony w stronę lodówki.

Hazza przeprosił mnie, twierdząc, iż musi do łazienki. Zostałam sama na sofie, pogrążona w setkach myśli. Z ich wiru wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Ruszyłam do przedpokoju, by sprawdzić kto się do nich dobija. W głębi ducha życzyłam sobie, by była to mama. Parę dni temu dzwoniła i obiecała, że wkrótce przyjedzie. Brakowało mi jej. Zwłaszcza teraz.

Otworzyłam drzwi i obleciał mnie zimny dreszcz. Miałam ochotę je z powrotem zatrzasnąć. W progu stał nie kto inny, jak Corwin.

- Witaj Mel.. - rzekł niepewnie młodzieniec. Ciekawe, gdzie podziała się jego dotychczasowa pewność siebie?
- Czego chcesz?? - warknęłam na niego. Dziwiłam się samej sobie, że potrafię gnieździć w sobie tyle złości.
- Masz prawo być zła.. - odparł.. ze skruchą?? - Ale możemy porozmawiać w środku?

Miałam co do tego wątpliwości. Po ostatniej nocy nie darzyłam go zaufaniem. Lecz z drugiej strony byłam ciekawa co ma mi do powiedzenia. A w razie czego, w pobliżu byli Hazz i Niall.

- Wchodź. - burknęłam obojętnie.

Corwin powoli przekroczył próg i zatrzymał się w korytarzu, stojąc niebezpiecznie blisko mnie. Wyciągnął dłoń, by pogładzić mnie po policzku, lecz odtrąciłam ją i odruchowo wykonałam krok do tyłu.

- Mel... Melissa.. Ja, chciałem... Jest mi tak przykro...- zaczął się jąkać. - To wczoraj.... To w ogóle nie powinno mieć miejsca...
- Trzeba było myśleć o tym wcześniej! - podniosłam na niego głos.
- Ja naprawdę przepraszam, to ten alkohol i jak zobaczyłem jak tańczysz z.. z innym... To coś mnie poruszyło..
- I to był powód by tak wybuchać?? Zrugałeś mnie jak jakąś ladacznicę! A Harry!? To, że go pobiłeś też wytłumaczysz alkoholem?? - wspomniawszy o tym, mimowolnie obadałam wzrokiem twarz chłopaka, na której również widniały sińce i rozcięcia. Może to dziecinne, ale byłam zadowolona, że Loczek go tak urządził.
- Mel, zrozum.., ja po prostu coś do Ciebie czuję...

Wyszeptał po czym zmniejszył dystans między nami i przycisnął moje ciało do ściany, po czym wtargnął swoimi wargami na moje. Byłam już tak wściekła, że odepchnęłam Corwina z całej siły i wymierzyłam mu siarczysty policzek. Następnie syknęłam, by się wynosił i udałam się z powrotem do salonu. Chłopak jednak nie odpuścił. Wszedł za mną i chwycił mój nadgarstek, bym się do niego odwróciła. Już chciał coś powiedzieć, gdy jego wzrok skierował się w miejsce za mną.

- Co do cholery? - rzekł zdumiony, po czym zbliżył się do stolika i zaczął przeglądać wycinki z gazet.

Jego twarz natychmiast przybrała surowego wyglądu a oczy przerażająco pociemniały. Zupełnie jak wczoraj. Z tą różnicą, że dziś był trzeźwy.

- Co to do cholery ma być?? - warknął, rozrzucając artykuły po całym pokoju. - W co Ty sobie pogrywasz!? Tylko nie wciskaj mi, że dalej nie myślisz o Louisie! Kto Ci się kazał w to wpieprzać!

Stałam jak zamurowana, znów obleciał mnie strach.

                                          *Oczami Harry'ego*

Siedziałem z Horanem w kuchni, czekając aż żarłok skończy przyrządzać sobie kanapkę, gdy usłyszałem wrzaski dochodzące z salonu. Poznałem ten głos i natychmiast wybiegłem w jego kierunku

Zobaczyłem znów tego kretyna. Machał świstkami papieru przed oniemiałą Mel i znów jej ubliżał. Pewnie, gdyby nie Niall, który wkrótce się za mną zjawił, zatłukł bym pajaca. Jednak postanowiłem się nieco opanować. Podszedłem do Corwina, chwyciłem go za jego kark i zwyczajnie kazałem spadać, wyrzucając na zewnątrz.

- Nie masz tu czego szukać. - warknąłem, po czym zatrzasnąłem mu drzwi przed samym nosem.

Wróciłem do salonu i wściekły zwróciłem się do brunetki.

- Co Ci strzeliło do łba, by go w ogóle wpuszczać?? Mało wczoraj nawywijał ?? - burknąłem do Mel.

 Byłem cholernie wściekły, lecz zrozumiałem, że przesadziłem, gdy ujrzałem w kąciku jej oka łzę. Zrozumiałem, że byłem wobec niej zbyt szorstki. Zbliżyłem się do Mel i przytuliłem ją do siebie.

- Jestem tym zmęczona... - szepnęła cichutko.

Bez słowa wziąłem ją na ręce i zaniosłem do jej sypialni, po czym ułożyłem do łóżka i czule głaszcząc po głowie, poczekałem aż Mel zaśnie. Była taka piękna, gdy leżała wtulona w pościel. Ucałowałem delikatnie jej usta, następnie zszedłem na dół i odezwałem się do blondyna, że pora wracać. Wyjazd i tak lepiej było przełożyć na jutro.

                                             *Oczami Melissy*

Przetarłam oczy i wzrokiem szukałam telefonu, który wibrował niedaleko mnie. Nawet nie zorientowałam się, że jest już ciemno. Nie zorientowałam się z resztą, że zasnęłam. W końcu znalazłam komórkę, odebrałam połączenie i przyłożyłam aparat do ucha.

- Cześć córeczko! - usłyszałam ciepły głos rodzicielki.
- Mama! - pisnęłam radośnie. - Dlaczego się nie odzywałaś?
- Przepraszam Kochanie, ale tyle się ostatnio dzieje, że nie miałam kiedy.
- No dobrze. To kiedy wreszcie przyjeżdżasz? Mam Ci tyle do opowiedzenia! - rzekłam podekscytowana.
- Właśnie w tej sprawie dzwonię Mel.. - jej ton głosu się zmienił. - Widzisz sprawy przybrały większego obrotu.. Mel, poznałam kogoś...

Zatkało mnie. Od śmierci ojca nie widziała świata poza pracą i mną. W sumie to nie wiedziałam co jej odpowiedzieć.

- To.. ykhm.. To dobrze mamo. Jaki on jest? - zapytałam nieco zdezorientowana.
- Cudowny. - szepnęła ciepło. - Z resztą pewnie sama go polubisz, gdy go poznasz.
- To masz zamiar z nim przyjechać?
- Właściwie to miałam na myśli to, że to Ty przyjedziesz do nas... Chcę sprzedać nasz dom Mel i zamieszkać tu na stałe w Oxfordzie... Z  Tobą i Stevem...
 - Zapomnij! - wrzasnęłam, po czym się rozłączyłam.

Rzuciłam się z powrotem na łóżko i zaczęłam szlochać jak małe dziecko. Czułam się niechciana i samotna.

~Jak ona mogła mnie oszukiwać?? Dopiero co się zadomowiłam, a ona chce mi to wszystko odebrać??~

Byłam załamana. Ale jedno wiedziałam na pewno - zostanę w Doncaster choćby nie wiem co. Dla Louisa. Swoją drogą, martwiłam się o niego coraz bardziej. Siedziałam zapłakana i czekałam w nadziei, że Louieh się w końcu zjawi i mnie przytuli. Jednak mijała godzina za godziną, a ja czułam się coraz bardziej samotna. Nie przyszedł.

_____________________________________________________________

Ostatnio bardzo wiele dzieje się w życiu Mel. Okazało się, że matka nie była z nią do końca szczera... Co teraz postanowi Melissa? Czy zgodzi się na przeprowadzkę? A może postanowi pójść własną drogą? I co z Louisem? Czy kiedykolwiek wróci do dziewczyny?

Widzę, że muszę się upomnieć (choć tego nie lubię ;c)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

To chyba nie jest takie trudne??


wtorek, 3 września 2013

Chapter#19 Na rozdrożu serca.

                                                     *Oczami Harry'ego*

Gdy się rano przebudziłem, czułem się fatalnie. Nie sądziłem, że ten palant ma w sobie tyle siły. Oberwałem mocniej, niż wcześniej przypuszczałem. Każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał mi nie lada ból.


~Cóż, Styles, sam żeś sobie winien..~

Z wielkim trudem zwlokłem się z łóżka i udałem do łazienki. Zimny prysznic nieco złagodził nieprzyjemne odrętwienie i do reszty mnie rozbudził. Przejrzałem się w lustrze - nie wyglądałem najlepiej.  Rozcięta warga i purpurowe sińce na policzkach były swoistym kontrastem do pobladłej i przemęczonej cery.

Wyszedłem z łazienki i przystanąłem na korytarzu. Ciągle przez moją głowę przetaczał się obraz wczorajszej nocy. Tego cholernego kretyna i zapłakanej Mel. Jej rozdygotane ciało, spoczywające w moich ramionach. I to, jak odprawiła mnie później do domu. Czułem też ukłucie wewnątrz. Sam nie wiem co to powoduje, to że ona woli mojego przyjaciela, czy też fakt że kocha kogoś kto i tak w końcu ją zostawi?

Ocknąłem się ze swojego zamyślenia. Coś mi mówiło, by zadzwonić do Melissy, zapytać jak się czuje. Ale z racji wczesnej pory uznałem, że może jeszcze spać, więc postanowiłem się skontaktować z nią później.

Wszedłem do kuchnie, by zrobić sobie jakieś śniadanie. Byłem zaskoczony, widząc, że Niall jest tak wcześnie na nogach. Przywitałem się z blondynem i posłałem mu delikatny uśmiech. Żarłok odpowiedział mi tym samym, lecz nie szczerzył się w ten sam sposób, co zwykle. Choć pokazywał swoje białe zęby, to w jego błękitnych oczach było tyle smutku... Chyba wciąż miał wyrzuty sumienia za wczoraj.

- Niall co z Tobą? - zapytałem spokojnie. - Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.
- Ja po prostu.. Zły jestem, że mnie wtedy nie było. - wydukał blondyn.
- Stary weź w końcu wyluzuj. - rzekłem ciepło. - Przecież nic się takiego nie stało.
- Ale, teraz wyglądasz...
- Oj nie jęcz w końcu tylko zrób mi jakieś śniadanie. - zaśmiałem się zawadiacko.

Horan sam się zaśmiał i zaczął grzebać w lodówce.

                                                      *Oczami Louisa*
Delikatnie uniosłem się z łóżka i przez chwilę obserwowałem śpiącą na nim spokojnie Melissę. Postanowiłem jej jeszcze nie budzić i już miałem wyjść z pokoju, gdy usłyszałem jej cichutki głosik?

- Louieh? ...

Spojrzałem na nią. Miała wciąż zamknięte oczy a na jej delikatnej twarzyczce pojawił się grymas. Zapewne coś jej się śniło. Podszedłem z powrotem bliżej łoża i siadając koło dziewczyny, zacząłem głaskać delikatnie jej policzek i czule szeptać.

- Cii.. Jestem tutaj...

Po chwili jej powieki się uniosły i piękne niebieskoszare tęczówki wpatrywały się w moje oczy.

- Dzień dobry Księżniczko. - szepnąłem, posyłając jej ciepły uśmiech.
- Cześć. - rzekła, odwzajemniając mój uśmiech.
- Idź się odświeżyć a ja zajmę się śniadaniem. - odpowiedziałem, po czym ucałowałem ją w czoło i zszedłem na dół.

Kiedy kończyłem przygotowywać śniadanie, usłyszałem cichutkie kroki zbliżające się w moim kierunku. Obróciłem się i zobaczyłem Melissę, która przytula się do mnie.

- Kocham Cię.. - szeptała, bawiąc się rękawem mojej koszulki.
- A ja Ciebie. - odparłem, po czym odsunąłem dziewczynę od siebie i dałem znak, by zasiadła za stołem.

Chwilę później podałem jej grzanki i gorącą herbatę. Usiadłem koło brunetki i śmiałem się widząc, jak brudzi swój nosek dżemem, niezdarnie gryząc kolejne tosty. Moja radość rozmyła się z chwilą, gdy przypomniałem sobie wczorajszy wieczór. Jej roztrzęsienie i kuśtykającego Harry'ego. Pomimo, iż nie chciałem psuć przyjemnej atmosfery, to musiałem w końcu zadać to pytanie. Musiałem wiedzieć, co się wczoraj stało.

- To... powiesz mi, co się wydarzyło? - zapytałem, spoglądając niepewnie na piękną.

Melissa przez chwilę milczała, wtapiając swój wzrok w moje oczy. Kąciki jej ust momentalnie opadły w dół. Wiem, że nie są to miłe wspomnienia, ale nie chciałbym, żeby cokolwiek przede mną ukrywała. Dziewczyna w końcu zebrała się na odwagę i szczegółowo opowiedziała mi zdarzenia z ostatniej nocy.

- I właściwie gdyby nie Harry, nie wiem jakby się to skończyło. -  chwilowo umilkła a jej oczy posmutniały jeszcze bardziej. - Wiem, że nie chciał tego  po sobie pokazywać, ale był bardzo obolały..
- Dobrze, że to się tak skończyło. - odparłem spokojnym tonem, choć od środka we mnie wręcz wrzało ze złości.

~Corwin.. Co ten idiota sobie myśli?? Że też miałem kiedyś go za swojego przyjaciela... Ugh, gdybym go tylko dorwał! Ale właściwie... Co bym zrobił?.. Nic. No jasne, nic nie mogę bo jestem tylko cholerną zjawą, którą praktycznie nikt nie widzi. Cholernym utrapieniem dla dziewczyny, która jest całym moim światem.

 ~Kocham Cię.~

Jej dwa słowa były tym powodem, dla którego wciąż chciałem zostać. Tylko ile jeszcze wytrzymam ze świadomością, że wszystkich wokół siebie ranię?

- Nie zadręczaj się tym. - szepnęła, łapiąc mnie za rękę.
- Czym?- odparłem nieco zdumiony.
- Dobrze wiesz. To nie Twoja wina. - rzekła z powagą. - Nikt nie mógł przewidzieć, że Corwin to taki dupek. Powinnam sama mieć pretensje do siebie, że od razu tego nie dostrzegłam. - dodała chichocząc.

Wymusiłem na sobie szeroki uśmiech, który posłałem dziewczynie. Lecz jej słowa nie zdołały do końca zakłócić mego sumienia. Miałem coraz większy mętlik w głowie.

Z owego zakłopotania wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Mel ruszyła na korytarz, by przywitać gości, ja natomiast postanowiłem zasiąść w salonie. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i jęk Melissy.

- Boże, Harry...

Po chwili odezwał się ochrypły głos Loczka.

- No co dzisiaj z Wami.. Od tego się nie umiera.

Chwilę później cała trójka, bo przy jęczeniu Hazzy dosłyszałem jeszcze westchnięcie Niallera, weszła do pomieszczenia, w którym się znajdowałem. Najpierw wszedł blondyn, który z zaciekawieniem rozglądał się po pokoju, potem kolejno Mel i Harry. Już po minie dziewczyny, wiedziałem, że nie jest dobrze. Wtapiała swój wzrok w dywan, by ukryć łzy napływające do jej oczu. Ale kiedy ujrzałem Styles'a, coś we mnie pękło. Widok Loczka o sinej cerze, któremu każdy krok sprawiał trudność był dla mnie piekłem. Nie mogłem opanować długo siedzącym we mnie smutku, który teraz przerodził się wręcz w rozpacz.

W tym momencie nie myślałem kompletnie o tym, jak Mel zareaguje na moje zachowanie. Nie myślałem nawet o tym, że ona mnie przecież widzi. Po prostu rozpłakałem się jak małe dziecko i wybiegłem z salonu, po czym zniknąłem z domu. Zwyczajnie uciekłem. I miałem wątpliwości, czy kiedykolwiek powinienem wrócić...

                                                    *Oczami Melissy*

Nie spodziewałam się wizyty Harry'ego po wczorajszej bójce. W sumie to myślałam, że jest trochę na mnie zły. W końcu to przeze mnie jest tak urządzony, choć fakt, Corwin pewnie wcale lepiej nie wygląda.

Kiedy otworzyłam drzwi i ujrzałam podkrążone szmaragdowe oczy i siną cerę, poczułam ucisk w sercu. Szybko ruszyłam do salonu ze spuszczoną głową, by chłopcy nie dostrzegli łez spływających po moich policzkach. Stanęłam na środku dywanu i nerwowo bawiłam się palcami. Nie miałam odwagi spojrzeć ani na blondyna, ani na Loczka. Czułam obecność Lou nieopodal mnie i miałam wrażenie, że widok przyjaciół też był dla niego niemałym szokiem.

- Mel... - rzekł ciepło Harry.

Nie odpowiedziałam nic. Nie wiedziałam jak się zachować. Dlaczego on musiał zapłacić za moją lekkomyślność?

- Spójrz na mnie. Proszę... - szepnął nieco zawiedziony moim brakiem reakcji.

Nie wytrzymałam. Po prostu nie mogłam. Zerwałam się jak oparzona i ze szlochem rzuciłam się na szyję bruneta.

- Przepraszam. Tak bardzo Cię przepraszam. -wyłkałam.
- Mel.. -  szepnął czule, obejmując mnie swym ramieniem.

Ciekawe. Choć jego dotyk różnił się od dotyku Louisa, to przynosił mi takie same ukojenie i poczucie bezpieczeństwa. Wtulałam się w tors chłopaka, dopóki całkowicie nie uspokoiłam swojego płaczu.  W końcu zdecydowałam się spojrzeć Harry'emu w oczy. Chociaż widniało na nich zmęczenie, to miały w sobie tyle ciepła, że nie mogłam się nie uśmiechnąć.

- Zdecydowanie wolę, gdy się uśmiechasz. - powiedział radośnie puszczając mi oczko.

Oddaliłam się od niego odrobinę i wtedy ogarnął mnie nieprzyjemny dreszcz. Czegoś mi brakowało.

- Chwila... Gdzie jest Lou??
_______________________________________________________________________

Biedny Louis, wyrzuty sumienia nie dały mu spokoju. Ale czy to oznacza, że na zawsze postanowił odejść? A co z rozwiązaniem zagadki? I co teraz będzie z Mel?
c.d.n.

P.S. Ten rozdział dedykuję kochanej @Czekoladka1D - pamiętaj, że dla mnie jesteś wspaniała, więc nigdy nie wątp w swój talent do pisania!.xx ILY♥




niedziela, 1 września 2013

Chapter# 18 Chyba nie jest do końca taki, za jakiego go miałam...

                                                               *Oczami Melissy*

Zabawa w klubie była przednia. Wszyscy trochę wypiliśmy (zwłaszcza Niall) i wytańczyliśmy się za wszystkie czasy. Przyznam, że wspaniale czułam się przy Harry'm na parkiecie. Pewnie, gdyby Lou nie skradł wcześniej mego serca, gotowa byłabym zakochać się w tym Loczku.

Po kolejnej przetańczonej z nim piosence rzekłam Harry'emu, iż muszę do łazienki, na co on się uśmiechnął i skierował z powrotem w stronę baru. Kiedy się odświeżyłam, miałam już wracać do swojego towarzysza (gdyż pobudzony żarłok szalał gdzieś w tłumie), gdy nagle ktoś pochwycił mój nadgarstek. Oświetlenie w tym miejscu było nie najlepszej jakości, toteż nie mogłam od razu rozpoznać rys twarzy osoby, która mnie zaczepiła. Próbowałam się wyrywać i szukałam wzrokiem Harry'ego, bądź Nialla w nadziei, że mi pomogą. Jednak wokół nas znajdowało się zbyt wiele ludzi, a ja okazałam się o wiele słabsza od swojego dręczyciela. Kiedy nieznajomy zaciągnął mnie na zaplecze, zorientowałam się, iż ową nachalną osobą jest nie kto inny, jak Corwin. Po jego podkrążonych oczach i mało przyjemnym oddechu można było się domyśleć, że soczku to on raczej nie sączył.

- Hej słodziutka. - rzekł rozbawiony jak gdyby nigdy nic.

Nie odpowiedziałam, tylko wciąż patrzyłam na niego jak osłupiała. Ani trochę nie podobało mi się jego obecne zachowanie i chciałam za wszelką cenę znaleźć się jak najdalej od niego.

- O co Ci chodzi?- chyba nie był zadowolony z powodu mojego milczenia. - Dlaczego mnie unikasz? Dlaczego nie chcesz rozmawiać? - wydawał się być coraz bardziej zirytowany.

- To.. To nie tak, ja.. ja po prostu z kimś przyszłam i pewnie się o mnie niepokoją.
- Tak, wiem widziałem! - wysyczał, na co ja praktycznie podskoczyłam. - Wolisz prowadzać się z tamtym frajerem? A co ze mną!?
- Wiesz, lepiej jak już pójdę. - rzekłam niepewnie i czym prędzej chciałam stamtąd odejść.

Jednak Corwin zastawił mi drogę na parkiet i moim jedynym ratunkiem było wyjście na zewnątrz. Duży błąd. Było już późno i na ulicach było praktycznie pusto, nie licząc kota przebiegającego przez jezdnię, czy grupki podpitych ludzi chwiejnym krokiem podążających w niewiadomym kierunku. Byłam zdana sama na siebie. A Corwin za żadną cenę nie chciał odpuścić. Chciałam wysłać choć smsa do Harry'ego z prośbą o pomoc, lecz nie było na to szans, gdyż ściśnięte przez chłopaka moje nadgarstki uniemożliwiały mi wydobycie aparatu.

- Spójrz na mnie! - krzyczał coraz głośniej.- No spójrz Mel!

Byłam tak przerażona, że przystałam na jego żądanie. I pomyśleć, że jakiś czas temu uważałam go za świetnego chłopaka, którym byłam wręcz zauroczona...

- Co on ma w sobie, czego ja nie mam?? Nigdy żadna dziewczyna nie była tak oporna jak Ty! - wykrzykiwał mi prosto w twarz, a mi nogi miękły coraz bardziej ze strachu. Do oczy napływało coraz więcej łez..

Starałam się nie słuchać jego krzyków, ale jego słowa niczym ciernie wbijały się kolejno w moje uszy.

- A może jest ktoś jeszcze inny?? No powiedz! Jesteś nikim wiesz? Tracę na Ciebie tylko czas!

Szarpałam się bezskutecznie, a moja panika zamieniła się w głośny szloch. Jedyne, co umiałam wykrzyczeć to, błaganie, by mnie puścił. Złość, jaką widziałam w jego spojrzeniu sprawiała, że nie miałam dłużej odwagi zerkać na jego twarz. Wolałam zamknąć oczy. Wtem poczułam, jak moje nadgarstki się rozluźniają, a moje ciało jest lekko odpychane na bok. Uniosłam powieki i zobaczyłam, że napastnik i mój obrońca leżą na ziemi. A właściwie to mój wybawca, przygniata Corwina i przymierza mu cios prosto w szczękę. To Harry stanął w mojej obronie.

Byłam przerażona i zrozpaczona. Bójka między chłopakami wyglądała coraz groźniej a ja nie wiedziałam co robić. Widziałam, że siły między nimi są wyrównane przez co Hazza również otrzymał nie jeden cios. Bałam się... o Harry'ego. Starałam się odciągnąć Loczka od Corwina, błagając byśmy już poszli do domu. Na początku był w takim amoku, że nie chciał mnie kompletnie słuchać. Jednak, gdy jego szmaragdowe tęczówki spojrzały na moje rozdygotane ciało, zamachnął się z pięścią nad przeciwnikiem i w połowie ruchu zatrzymał rękę, cedząc przez zęby.

- Nie jesteś nawet tego wart.

Odepchnął poobijanego chłopaka od siebie, na co ten z kolei, z racji tego, że w jego żyłach wciąż krążyły spore dawki alkoholu, upadł z hukiem z powrotem na podłoże. Harry postanowił nie zwracać dłużej na niego uwagi, lecz podszedł i przytulił mnie mocno do siebie. Corwin jednak nie miał zamiaru odpuścić, gdyż zaczął prowokować Harry'ego swoimi głupimi gadkami.

- Jasne Styles, tul ją póki możesz! Potem oleje Cię dla innego tak samo jak i mnie. Ta wariatka woli śnić o chłoptasiu ze zdjęcia, niż zainteresować się tym co ma w pobliżu! Jak tam słodziutka, kiedy śniłaś o Louisku?? - te słowa zabolały, jak mało co. Choć nie wiedział, ile w tym, co mówi jest prawdy... To czułam, jak moje gorzkie łzy wtapiają się w koszulkę Hazzy. Loczek był na nowo gotów do ataku i myślałam, że go nie powstrzymam ale na szczęście pojawił się Niall. W dodatku w miarę trzeźwy.

                                                  *Oczami Nialla*

To miał być niezapomniany wieczór i mieliśmy zaszaleć. Ale nie sądziłem, że tak to się wszystko skończy. Trochę przesadziłem z drinkami, przez co straciłem rachubę miejsca i czasu. Kiedy alkohol zaczął powoli ulatniać się z mojego ciała, zorientowałem się, że nigdzie nie widzę ani Mel ani Hazzy. Przekonany, że zostawili mnie tu samego, nie ukrywając złości postanowiłem wyjść z klubu. Świeże powietrze, które od razu mnie uderzyło, pomogło odzyskać mi kontrolę nad sobą. Wtedy ujrzałem dziewczynę, która trzyma przy sobie kurczowo jakiegoś chłopaka, podczas gdy drugi koleś leży poobijany na ziemi.

Kiedy zbliżyłem się, dotarło do mnie, że ta cała heca nie ma miejsca między nikim innym jak Mel, Harry'm i Corwinem. I domyślam się, że to raczej nie Styles zaczął awanturę. Spojrzałem na zapłakaną Melissę, która wzrokiem błagała mnie, bym coś zrobił. Od razu stanąłem między przyjacielem a kuzynem i rzekłem spokojnie do Loczka.

- Wystarczy tego stary. On i tak ledwo się trzyma. Lepiej zajmij się Mel, bo ją tylko straszysz.
- Zaprowadzę ją do domu, a Ty zajmij się tym idiotą. - wycedził przez zęby, po czym wziął Mel na ręce i powolnym krokiem ruszył przed siebie. Ja natomiast zbliżyłem się do Corwina i pomogłem mu się pozbierać.

Trzeba przyznać, że Hazz ma ciężką rękę - Corwin będzie miał jutro ładną pamiątkę po całym zajściu. Wziąłem kuzyna pod ramię i powoli szliśmy w stronę jego domu.

- Jeszcze go dorwę. - cedził cały czas przez zęby.
- Co Ty w ogóle odpierniczasz?? Stary weź się ogarnij.. Nie dość, że się spiłeś to jeszcze atakujesz moich przyjaciół! - dotychczas tolerowałem jego wybryki, ale w tym momencie byłem na niego wściekły.
- Bo ona powinna być moja! Rozumiesz! - krzyczał. - On jest frajerem, a ona pustą dziunią!

Wolałem nie wdawać się z nim w żadną rozmowę. Odprowadziłem go na miejsce i sam udałem się do swojego domu. Liczyłem, że Harry prędzej wyjaśni mi całe zajście.

                                                          *Oczami Harry'ego*

Szedłem powoli w stronę domu Mel, nieustannie trzymając dziewczynę na rękach. Jej cichutki szloch w końcu ustąpił, ale niebieskoszare oczy, które oglądały moją twarz były pełne bólu i smutku. No tak, kiedy cała adrenalina ze mnie uszła, zacząłem odczuwać ból tu i ówdzie. Moje policzki i wargi z pewnością również nie wyglądały najlepiej.

- Przepraszam Harry... - wyszeptała do mnie cichutko.
- Niby za co?- odparłem nieco zdziwiony.
- To wszystko przeze mnie. - wyłkała. - To, że Cię pobił.
- To nie Twoja wina, nawet tak nie myśl. - rzekłem ciepło. - Zawszę stanę w Twojej obronie, jeśli będzie trzeba.
- Dziękuję..- odpowiedziała niepewnie. Wiedziałem, że była bliska płaczu. - Ej Słońce, nie przejmuj się, jestem dużym chłopcem, nic mi nie będzie. - dodałem, całując ją lekko w głowę.

Mój gest zdawał się ją nieco zaskoczyć, lecz i chyba uspokoić, gdyż wtuliła głowę w moje ramię i nie rzekła już nic więcej. Ja natomiast starałem się ignorować nasilające się nieprzyjemne impulsy ogarniające moje ciało. Gdy dotarliśmy pod dom Mel, pomogłem znaleźć jej klucze od domu i następnie otworzyć zamek.

- Może mam zostać? - spytałem spoglądając na nią.
- Nie trzeba, dam sobie radę. - rzekła, posyłając mi blady uśmiech.
- Nie odbierz tego źle, po prostu myślę, że nie powinnaś być teraz sama. - odparłem.
- I nie będę. - szepnęła, po czym ucałowała mnie w policzek i zniknęła za drzwiami.

Zrozumiałem aluzję, wiedziałem o kim mówiła. Ale nie zmieniało to faktu, że poczułem się zraniony. Poprawiłem marynarkę na sobie i ledwo stawiając kroki, ruszyłem w drogę powrotną. W domu udałem się od razu do pokoju, gdzie oczywiście czekał na mnie Nialler, którego zamurowało na mój widok.

- O cholera. - czy ja aż tak źle wyglądałem?

Blondyn natychmiast kazał mi usiąść na łóżku, po czym wyszedł  i zaraz wrócił z apteczką. Pierwszy raz widziałem takie zdenerwowanie i smutek w jego oczach. Żarłok jednocześnie wypytywał mnie o całą sytuację i opatrywał moje rany, na co nieraz zasyczałem z bólu. Gdy opowiedziałem mu już wszystko, usiadł na biurku naprzeciw mnie i wyszeptał.

- Wybacz stary, jest mi naprawdę przykro. -  on miał wyrzuty sumienia? przez tego kretyna?
- Niall, to nie Twoja wina. Przecież nie będziesz prowadzał go za rączkę. - rzekłem na co blondyn, lekko odetchnął z ulgą. - Ale jedno możesz dla mnie zrobić. - dodałem.
- Co takiego?- spytał spoglądając zaskoczony.
- Zrobiłbyś coś do jedzenia bo umieram z głodu. Tylko nie zjedz tego po drodze!

Po chwili obydwoje zanieśliśmy się śmiechem, po czym Niall udał się na dół. Ja rozłożyłem się na łóżku i nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.

                                                       *Oczami Louisa*

Kręciłem się po domu jak szalony. Czułem, że coś jest nie tak. Czułem, że stało się coś złego. Melissie. Ale nie szukałem jej tylko dlatego, iż czułem, że jest bezpieczna. Mimo to szlak mnie trafiał, że wciąż jeszcze nie wraca. Dlatego odczułem nie małą ulgę, gdy usłyszałem dźwięk otwieranego zamka. Lecz gdy ujrzałem Melissę, momentalnie zamarłem. Miała poszarpane włosy, na sukience widniały drobne plamki krwi a z jej oczu roniły się łzy. Przez okno zdążyłem dostrzec, jak Harry nieco kulejąc oddala się od drzwi.

~O co do cholery chodzi??~

- Louieh! - wyłkała Mel, która z szlochem rzuciła się w moje ramiona.
- Cii.. Kochanie, uspokój się proszę. - próbowałem za wszelką cenę ją uspokoić. - Cichutko, proszę nie zniosę dłużej Twych łez.. Jestem przy Tobie.

Serce mi się krajało, widząc jak ta kruszyna łka i trzęsie się w moich ramionach. Była taka bezbronna.. Wziąłem ją delikatnie na ręce i zaniosłem do pokoju, gdzie ułożyłem dziewczynę na łóżku, następnie otulając kołdrą i przytulając ją do siebie. Z czasem zauważyłem, że oddech Mel się uspokaja i brunetka powoli zasypia. A mnie nie dawało spokoju poczucie winy, że jej stan to moja wina. Od dłuższego czasu gryzło mnie sumienie, miałem wrażenie, że jestem dla niej tylko utrapieniem.

~A może byłoby lepiej gdybym zniknął?...~
________________________________________________________________

No i jest kolejny rozdział. Już myślałam, że przez te dramy na TT go nie dodam ale jakoś się przymusiłam. Piszę go późną nocą, więc przymknijcie oko na ewentualne błędy.

Cóż, wyszło na to, że Corwin okazał się być potwornym dupkiem. Jak ta sytuacja wpłynie na losy bohaterów? Czy Louis rzeczywiście zdecyduje się odejść od Mel?

c.d.n.