Translate

czwartek, 30 stycznia 2014

Epilog

- Mel... - usłyszałam ciche mruknięcie tuż obok swego ucha.

Westchnęłam i nakryłam się kołdrą. Marudziłam,  nie otwierając oczu i uśmiechnęłam się zadowolona, gdy wreszcie delikatne szturchanie mojego ramienia ustąpiło.

- Ja Cię kocham a Ty śpisz. - dobiegło mnie rozbawione westchnięcie, nim w pokoju nastała głucha cisza.

Mówił tak do mnie zawsze, gdy ucinałam sobie popołudniową drzemkę a ta przeciągała się wręcz do wieczora. Powtarzał to zdanie bardzo często. Od tamtego momentu...




"Ja Cię kocham a Ty śpisz". Poznałabym ten chrypliwy szept wszędzie. Jednak chciałam się upewnić, kto jest adresatem tych słów. Niestety, uniemożliwiły mi to zatrzaśnięte jakby na zamek powieki. Gdy po dłuższym czasie udało mi się rozeznać kolejne odgłosy i otworzyłam wreszcie oczy, ujrzałam blond czuprynę Nialla śpiącego na krześle obok mojego łóżka.

- Niall? - szepnęłam zdezorientowana, wyciągając rękę do chłopaka.
- Mel, nareszcie! - odrzekł uradowany, gdy się ocknął. - Jak się czujesz?
- Chyba dobrze.. Co się stało? Dlaczego tu jestem? - oszołomiona obrzucałam go kolejnymi pytaniami.
- To nic nie pamiętasz? - mruknął zdziwiony. - Mel, po tym jak odszedł Lou.. Chciałaś.. Z nim... Rozumiesz?
- Wystarczy. - odparłam cicho. Czyli to nie był sen. Naprawdę targnęłam się na własne życie... - Długo spałam? - postanowiłam zmienić temat.
- Nie wiem, po tygodniu straciłem rachubę czasu. - westchnął dyskretnie.

~Serio? Nic dziwnego, że czuję się, jakbym przespała pół życia.~

- I byłeś przy mnie cały ten czas? - zapytałam niepewnie.
- Oczywiście. - uśmiechnął się. - Nigdy nie zostawiam przyjaciół na lodzie.
- Dzięki. - rzekłam ciepło. - A co.. - musiałam o nim wspomnieć. Nie wiem, czemu ale coś wewnątrz mnie wręcz krzyczało, by choć usłyszeć jego imię.'
- ... z Harry'm? - dokończył za mnie Horan. - Cóż.. - nabrał powietrza do płuc i chwilowo wstrzymał oddech.- Przychodził. Codziennie. Zostawiał mały bukiet róż i wypytywał lekarzy o Twój stan. Gdy wreszcie powiedzieli mu, że wydobrzejesz, przestał się pokazywać. Kilka dni później wrócił do Londynu. - zamilkł, oczekując w zniecierpliwieniu mojej reakcji.

Nie powiem - zabolało. Najpierw Lou, teraz Harry... Każdy mnie opuszczał. Został mi już tylko Niall.

- Melissa... - szepnął żarłok, zapewne próbując odnaleźć jakieś słowa pocieszenia.
- Nie przejmuj się. - posłałam blady uśmiech Horanowi, choć czułam wewnętrzny żal.


"I pamiętaj, by nie przywiązywać się tak do nieba, bo jest ono zbyt odległe ziemi. Lepiej poszukać szczęścia przy gruncie, a jest ono bliżej, niż Ci się wydaje."


Niczym bumerang powróciły słowa mojego ojca. Wreszcie zrozumiałam. To Harry jest gruntem mojego istnienia. Kiedy zaczęło do mnie docierać, ile Loczek dla mnie znaczy, Nialler poprzez swoje opowieści dawał mi do zrozumienia, że ja Hazzie też nie jestem obojętna. Szkoda, że moja próba samobójcza musiała mi to uświadomić.

~ Jednej miłości dałam odejść. Drugiej na to nie pozwolę.~

Nie zastanawiałam się długo. Wypisałam się na własne żądanie i bez namysłu ruszyłam do Londynu. Dzięki wskazówkom Horana odnalazłam lokal, w którym pracował Harry. Już w progu kawiarni z łatwością odnalazłam wśród tłumu bursztynową burzę loków i szmaragdowe tęczówki. Jednym susem podbiegłam do chłopaka i rzucając mu się na szyję wbiłam w jego usta.

- Kocham Cię Harreh - szepnęłam, gdy wreszcie oderwałam się od jego warg.

Na twarzy bruneta wymalowało się jednocześnie zaskoczenie ale i szczęście. Nie odpowiedział nic, tylko wtulił mnie w swój tors z całych sił i obdarował jednym z najbardziej czułych pocałunków, jakie można sobie wyobrazić...





- Chłopcy kolacja! - zawołałam wesoło, stojąc w progu ganku otulona swetrem i trzymając kubek gorącej herbaty w dłoni.
- Chodź Louieh. - rzekł ciepło Harry, biorąc naszego synka na barana i krocząc z nim przyodziany w swój cwaniacki uśmiech w moim kierunku.

Z uśmiechem obserwowałam, jak moi mężczyźni zabierają się za posiłek, po czym swój wzrok skupiłam na żółtym, niczym jesienny liść niebie. W dłoni ściskałam pewną wyblakłą kartkę papieru zapisaną przez pewnego ducha, który przed dziesięcioma laty wywrócił mój świat do góry nogami.

~ Spełniłam Twoją prośbę Lou. Mam nadzieję, że Ty również tam nie próżnujesz.~

Po tym, jak wyznałam miłość Harry'emu, chłopak sprzedał swoje mieszkanie i przeprowadził się do mnie. Dzięki pieniądzom, jakie otrzymał za transakcję oraz niewielkiej pożyczce od rodziny udało mu się otworzyć własną cukiernię w Doncaster, która, przyznam nieskromnie, zyskuje wciąż coraz to większe zainteresowanie. W domu natomiast stworzył skromne studio nagrań i krok po kroku dąży do spełnienia muzycznych aspiracji, jakie dzielił ze swym przyjacielem. Ja z kolei otworzyłam fundację, mającą na celu uświadamianie młodzieży o zagrożeniach, jakie niosą ze sobą używki. "Kevin", bo tak nazywa się kierowana przeze mnie placówka, reprezentowany jest przez sympatyczny herb, na którym widnieje uroczy chłopiec w pasiastej koszulce i czerwonych spodniach, obejmujący przyjacielsko nie wiele mniejszego od siebie szarego gołębia.

- O czym tak myślisz? - usłyszałam niski głos Harry'ego, który objął mnie od tyłu, przyciskając me plecy do swego torsu i splatając palce na szych dłoni tak, iż noszone przez nas złote obrączki pobrzękiwały cicho, ocierając się o siebie.
- O tym, że grunt jest o wiele przyjemniejszy od nieba. - szepnęłam , uśmiechając się.
- Nie rozumiem. - rzekł rozbawiony i złożył delikatny pocałunek na moim policzku.
- Nie musisz. - odparłam ciepło, biorąc na ręce małego, który podbiegł do nas spragniony uwagi rodziców.

Wieczorem znów mogłam się wtulić i zasnąć w objęciach mężczyzny, którego miłość była dla mnie wręcz świętością. Po tylu cierpieniach, ile mu niegdyś zadałam, jego serce jedyne, co mogło, to pokochać mnie jeszcze bardziej.

Louis tak naprawdę nie zniknął z mojego istnienia. On wciąż żyje we wspomnieniach i imieniu, noszonym dumnie przez naszego synka. Moje uczucie do niego też tak naprawdę do końca nie wygasło. Tylko pomogło mi odnaleźć osobę, z którą mogę kroczyć ramię w ramię przez życie. I z uśmiechem powitam dzień, kiedy znów się spotkamy. Nazwie mnie księżniczką i wpatrując się swymi lazurowymi tęczówkami porwie mnie w beztroski taniec.

Teraz jestem tu. Czerpię z każdego dnia pełną garść. I oddycham tym samym tlenem, co Harry. Mój Harry.


KONIEC



~*~List do M.~*~


Kochana Melisso,

Ostatni natłok jakże dynamicznych zdarzeń skłonił mnie do tego, by podzielić się z Tobą swoimi przemyśleniami. Zapewne pomyślisz, że mógłbym Ci to powiedzieć, spoglądając w Twe piękne, szaroniebieskie oczy, jednak sądzę, iż zapisane słowo, będzie trwalsze i być może okaże się pomocne, kiedy mnie już nie będzie.

Serce, którego teoretycznie nie mam, kołacze mi jak szalone, gdy próbuję cokolwiek nakreślić swą dłonią na tej kartce papieru. Wspominam dzień, kiedy pierwszy raz Cię ujrzałem i moment, gdy dowiedziałaś się o mnie prawdy i mimo wszystko potrafiłaś mi zaufać. Walczyłaś mężnie, by rozwiązać problemy, którymi Cię obarczyłem i znalazłaś w sobie jeszcze siłę, by obdarować mnie najszlachetniejszym z uczuć.

Ja odwzajemniłem Twoją miłość. Kocham patrzyć, jak zasypiasz i budzisz się koło mnie. Jak grymasisz, gdy zapomnę posłodzić Ci kawę, czy śmiejesz się, gdy nabałaganię. Jeśliby tylko byłoby to możliwe, za nic nie rozstawał bym się z Twoim widokiem, z ciepłem Twego ciała.

Jednak taka jest kolej rzeczy Mel. Ja nie należę do Twego świata i choć wiem, jak bardzo Cię tym zranię, muszę odejść tam, gdzie moje miejsce. Chociaż zrobiłaś dla mnie więcej, niż ktokolwiek za mojego życia i nie powinienem o cokolwiek prosić, to błagam Cię o jedną rzecz. Nie rób niczego głupiego. Spróbuj wyrzucić mnie ze swej pamięci, przynajmniej na jakiś czas.

Mel, obiecaj mi to, że będziesz żyć. Za nas dwoje. Założysz rodzinę i doświadczysz wszystkiego, czego ja nie zdążyłem skosztować w życiu. Obiecuję, że kiedy nadejdzie odpowiednia pora, spotkamy się znowu. Będę cierpliwie na Ciebie czekał i obserwował z góry, jak pięknie rozkwitasz i czerpiesz radość pełnymi garściami.

Kocham Cię ponad wszystko.
                             Lou.
~*~*~*~

_____________________________________________________

DZIĘKUJĘ z całego serca wszystkim, którzy dotrwali wraz ze mną do końca i wiernie pozostawiali komentarze pod nowym rozdziałem. To naprawdę budujące, że komuś podoba się to, co z głowy odtwarzam za  pomocą słów, nawet nie wiecie , jakie to budujące;)

Co myślicie o takim zakończeniu opowiadania? Może nie do końca wyszło mi tak, jak planowałam, lecz wydaje mi się, iż choć trochę ujmuje za serce;)

Mam również cichą nadzieję, że pomimo końca "Uwierz  w ducha" nie odsuniecie się ode mnie i razem ze mną będziecie śledzić losy bohaterów drugiego opowiadania - "Po drugiej stronie lustra", za które obiecuję się niedługo porządnie zabrać.

Ach i byłoby miło, gdybyście weszli w zakładkę "Zwiastun" i obejrzeli zapowiedź do "Uwierz w ducha" oraz zostawili krótki komentarz ze swymi przemyśleniami. Chciałabym wiedzieć, czy jest sens tworzenia podobnego filmiku dla drugiego bloga.

Dziękuję Wam jeszcze raz za wszystko!

Love you all. Xx

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Chapter#34 Jeśli nie mogę Cię zatrzymać, pozwól mi iść z Tobą...

*Oczami Louisa*

Może to okropnie brzmi, ale odczuwałem satysfakcję, widząc łzy w jego oczach. Tym bardziej, iż czułem, że są one szczere. Znałem Corwina na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy on kłamie. Teraz wierzyłem, że nie cofnie danego słowa. Jednak z drugiej strony chciałem ostatecznie przypieczętować swój sukces. Sięgnąłem list leżący obok chłopaka, obróciłem go i korzystając ze znalezionego nieopodal długopisu nakreśliłem ostatnie słowa.

"Masz godzinę, by coś wymyślić. Lepiej, byś tym razem nie stchórzył."

Nie czekając dłużej na reakcję Corwina, zostawiłem go samego ze swymi przemyśleniami. Miałem teraz inny cel przed sobą. Chciałem jeszcze ten jeden raz spędzić czas ze swoimi przyjaciółmi. I zdążyć zasmakować ust mojej księżniczki...

Przystanąłem w progu salonu i obserwowałem jak cała trójka cieszy się swym towarzystwem przy obficie nakrytym stole. Uśmiechnąłem się sam do siebie, widząc błaznującego Nialla. Łza zakręciła mi się w oku, gdy ujrzałem ból w oczach Harry'ego, który usilnie próbował ukryć szczerząc się ciepło. A kiedy spojrzałem na Melissę...  Setki uczuć opętały me ciało. Od radości, poprzez rozczulenie aż do goryczy. Mel... Moja słodka Mel... Dziewczyna, która mnie ocaliła i oddała całą swą miłość. A ja w podzięce łamię jej serce...

~ Stop Lou, nie teraz bracie.~

Odrzuciłem złe myśli na bok. Teraz jest moment, by się cieszyć. Przysiadłem się obok Melissy i od razu wtuliłem mocno w brunetkę.

*Oczami Melissy*

Prowadziłam w najlepsze bardzo ciekawą rozmowę z Niallem o tym, jak przeżył miłość od pierwszego wejrzenia, gdy zobaczył jedzenie. Tok myślenia i nietuzinkowe poczucie humoru blondyna nie przestaną mnie ani trochę zaskakiwać.

Naszą zaciekłą konwersację przerwał znajomy ciepły uścisk oraz lazurowe tęczówki, które zaraz dojrzałam.

- Louieh! - pisnęłam radośnie i przytuliłam do ukochanego.
- Cześć piękna. - odrzekł czule i musnął delikatnie moje usta swoimi.

Nie musiałam długo czekać, żeby zdał mi relację z przebiegu zdarzeń. Nie potrafiłam odpowiedzieć nic, więc z głębszym uczuciem zanurzyłam się w ramionach bruneta. Z tej upojnej chwili wyrwało mnie chrząknięcie chłopców.

~ No tak. Oni nic nie wiedzą.~

*Oczami Harry'ego*

Obserwowałem w milczeniu wygłupy Melissy i Niallera, błądząc rozważaniami w świecie, w którym mogłaby być moja...

Z mojej tęsknoty za snem wybudziło mnie dziwne zachowanie dziewczyny, która zdawała się całym swym kruchym ciałem łapać powietrze. Chociaż przyznam, że wyglądała nieco komicznie, to nim brunetka zdążyła wykrzyczeć znajome imię, domyśliłem się, kogo tak naprawdę wita swym objęciem.

- Louis... - szepnąłem, oczekując jakiejkolwiek reakcji.

Z resztą nie byłem sam. Niall również zdążył zapomnieć o swoim załadowanym po brzegi jedzeniem talerzu. Kiedy Melissa uspokoiła wreszcie nieco swój entuzjazm, zdała nam szczegółowy opis z opowieści Lou. Wszyscy (bo zapewne również Louis) śmiali się na wspomnienie Corwina uciekającego po całym domu przed listem. Nie powiem, także uśmiechnąłem się, wyobrażając sobie minę tego chojraka, lecz kontrolę nad moim umysłem przejęły zmartwienia.

Bałem się. Cholernie. Tego, że może się nie udać, co pogrążyłoby zarówno Mel jak i Lou. I tego, iż jest jednak szansa na powodzenie, która zniszczy przy tym serce mej kruszyny. Tym samym zabijając od środka mnie.

- A więc mamy godzinę. - powiedziałem bardziej do samego siebie, choć nie umknęło to uwadze moich towarzyszy.

Lecz po chwili wrócili do swej wcześniejszej rozmowy, moje słowa jakby wymazując z pamięci. W tym momencie to ja poczułem się jak niewidoczny dla nikogo duch.

"Będzie dobrze Harreh."

Zdążyłem jeszcze dojrzeć karteczkę podsuniętą mi pod dłoń.

- Dzięki Lou. - mruknąłem pod nosem.

*Oczami Melissy*

Wieczór rozkręcał się w najlepsze. Lou i Nialler na zmianę wywoływali u mnie salwy śmiechu. Oczywiście ten pierwszy dostarczał mi o wiele więcej uczuć, tuląc mnie pieszczotliwie i skradając co chwilę całusy.

Lecz sielanka nie mogła trwać w nieskończoność. Lampy w pokoju przygasły, zrobiło się prawie mroczno. Jedynym kontrast dla panującej czerni stanowił blask pulsujący tuż obok mnie. To było światło bijące od Louisa. I dam sobie rękę uciąć, że nie tylko ja je dostrzegłam.

- To już. - szepnął Lou.
- Co już? - spytałam oszołomiona. - Louieh?
- Przyznał się. - mruknął cicho brunet. - Mel, udało nam się. - bez ostrzeżenia wkradł się na moje usta, całując mnie z pełnią wiążącego nas uczucia.
- Lou, czy to Ty? - zapytali jednocześnie żarłok i Loczek, przypatrując się świetlistej łunie. Pewnie wciąż nie byli w stanie dojrzeć sylwetki chłopaka o lazurowych tęczówkach.

Wtedy do mnie dotarło, co się dzieje. 

- To koniec. - szepnęłam i wyszłam szybkim krokiem z salonu.

Louis odchodzi. Na zawsze. Nie przytuli mnie więcej. Nie powie, jak bardzo mnie kocha. Nie zaśpiewa kolejnej piosenki, by poprawić mi humor. Zostanę sama.

60 minut. Tyle wystarczyło, żeby wywrócić mój świat do góry nogami. Bym z radości popadła w rozpacz. Nie myślałam o tym, co działo się na dole. Czy On tam jeszcze jest, czy też zdążył zniknąć...

Zamknęłam się w łazience. Zaczęłam napuszczać wody do wanny. Przysiadłam się na jej krawędzi, w dłoni trzymając fiolkę jakichś leków przeciwbólowych i drugą z ampułkami na sen. Bez wahania i jakiegokolwiek namysłu zażyłam wszystko. Do ostatniej tabletki. Pomimo, iż opornie przeszły mi one przez gardło. Przechyliłam się i chwilę później byłam przykryta po nos zimną wodą.

~ Jeśli nie mogę Cię zatrzymać, pozwól mi iść z Tobą...~

Zamknęłam oczy i osunęłam się pod taflę ironicznie życiodajnego płynu.

- Mel!

Do mych uszu dobiegł czyjś wrzask. Nie byłam nawet w stanie rozpoznać głosu, który mnie wołał. Czułam, że powoli tracę władzę nad własnym ciałem. I wtedy coś mną szarpnęło. O dziwo znalazłam siłę, by otworzyć oczy. Swój podbródek i ramiona miałam oparte o brzeg wanny. Naprzeciwko mojego wzroku mogłam spotkać przepełnione łzami lazurowe tęczówki.

- Lou...
- Co Ty wyprawiasz głuptasie... - szepnął z bólem, odgarniając mokry kosmyk włosów z mej twarzy.
- Zabierz mnie ze sobą. - wyłkałam. - Ja Cię kocham, nie mogę Cię stracić.
- I nie stracisz, tu będę zawsze. - odparł cicho, trącając palcem moje czoło. - Ale nie możesz odejść. Nie teraz i nie w taki sposób Mel.
- A... - próbowałam coś odpowiedzieć, lecz brunet skutecznie mi to uniemożliwił, łącząc nasze usta w czułym pocałunku.
- Będę na Ciebie czekał...

Zdążyłam dosłyszeć jego ciepły głos, nim ponownie zatrzasnęłam powieki.

*Oczami Harry'ego*

Zaniepokoiła mnie reakcja Melissy i fakt, że od dłuższego czasu siedziała sama na górze. Postanowiłem pójść do niej. Kiedy wszedłem po schodach, od razu zaskoczyła mnie spora ilość wody na korytarzu, która wydostawała się spod drzwi łazienki.

- Cholera... Mel. - zakląłem przerażony i zacząłem szarpać za klamkę. - Mel?... Melissa! - wołałem coraz bardziej zrozpaczony.
- Harry... - odpowiedziało mi ciche mruknięcie. I to wcale nie był kobiecy głos.- Lou? - szepnąłem zszokowany i napierając na drzwi, wyrwałem je wreszcie z zawiasów.

Kiedy wszedłem do środka, momentalnie zamarłem. Głowa brunetki bezwiednie opadała na oparcie wanny a obok jej wiotkiego ciała klęczał, widziany jakby przez mgłę, chłopak o morskich oczach.

- Louieh... - wyłkałem, pozwalając swoim łzom swobodnie płynąć i przykucnąłem obok, obejmując delikatnie dziewczynę, wyłowiłem ją ostrożnie i owinąłem ręcznikiem.
- Wszystko z nią dobrze, ale trzeba się spieszyć. - odparł cicho i poklepał mnie po ramieniu.

Ja wciąż patrzyłem na niego jak otępiały, nie mogąc wydusić z siebie choć słowa. 

- Posłuchaj Hazz. - powiedział, patrząc głęboko w moje oczy. - Wiem, że kochasz Mel równie mocno, może nawet bardziej ode mnie. Dlatego powierzam opiekę nad nią właśnie Tobie. Nie zawiedź mnie. - przytulił mnie po raz ostatni, po czym zniknął niczym wczorajszy sen.
- Nie zawiodę. - szepnąłem i zerkając przez łzy na Melissę, wziąłem ją na ręce i nie czekając dłużej zawołałem Nialla. Po chwili byliśmy już w drodze do szpitala.

- Kocham Cię. Nie dam Ci odejść.. - łkałem tuląc ją do siebie.

*Oczami Melissy*

Czułam się wyjątkowo lekka. I jednocześnie niesamowicie ociężała. Jeszcze miałam w ustach smak ostatniego pocałunku Louisa. A już czułam na policzku soczyste łzy, jak później udało mi się zorientować, trzymającego mnie w objęciach Harry'ego.

Niby wiedziałam, co dookoła się dzieje. Słyszałam klakson i wrzaski zdenerwowanego Horana. A z drugiej strony byłam już jakby w zupełnie innym świecie. Jednak tam również nie było Lou.

Jedyne, co istniało, to demoniczna pustka.

I ciemność...
_____________________________________________________________

Tak, wiem. Długo zwlekałam. I nie wyszło mi to do końca tak, jak chciałam...
Co mam na swoje usprawiedliwienie? 
Cóż, praca, uczelnia (zbliża się koniec semestru i sesje) i trochę problemów..
Mimo wszystko mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zajrzy i zostawi po sobie ślad.

I jak myślicie? Co czeka nas w epilogu? Jak odbieracie odejście Lou? I co będzie dalej z Corwinem?

See you soon.
Po raz ostatni.
 Love,
Anna xx

środa, 11 grudnia 2013

Chapter# 33 Zatańczysz, jak Ci zagram.

*Oczami Louisa*

Wtargnąłem do jego domu i od razu udałem się do pokoju na górze. Na łóżku chłopaka leżały świeżo uprasowane ubrania, a sam Corwin urzędował w swojej łazience.

~Wybierasz się gdzieś? Już ja ci umilę wieczór..~

Zbliżyłem się do rozłożonej na pościeli koszuli i włożyłem  w jeden z rękawów list. Po chwili usłyszałem kroki. Ktoś zmierzał w  moim kierunku. Obróciłem się na pięcie i ujrzałem mokre, wciąż ociekające wodą kosmyki.  Byłem nadzwyczaj spokojny, znajdując się w jego pobliżu, więc brunet mnie nie dostrzegał.
Jego myśli koncentrowały się wyłącznie na wyglądzie włosów. Do czasu, gdy sięgnął po ubrania...

*Oczami Corwina*

Szykowałem się właśnie na wypad na miasto. Już prawie zapomniałem o tym, co miało miejsce tyle czasu temu. Melissa, Harry, Lou... Wyrzuciłem ich ze swej pamięci. Zwłaszcza tego ostatniego, uwierzyłem, iż wcale go nigdy nie spotkałem. Wkrótce miałem się przekonać jak bardzo się mylę...

Wyszedłem z łazienki. Ręcznikiem delikatnie osuszyłem swoje ciało i zacząłem się ubierać. Kiedy podniosłem z łóżka koszulę, wypadła z niej biała koperta z podpisem "Corv". Wpatrywałem się w nią z otępieniem dobre 15 minut, nim wreszcie odważyłem się ją podnieść.

~ "Corv"? Lou tak do mnie pisywał... Nie stop, popadasz w paranoję bracie.~

Po chwili namysłu otworzyłem kopertę i sięgnąłem po jej zawartość, którą okazał się krótki list. Nie chciało mi się go czytać, więc zerknąłem tylko na podpis, by dowiedzieć się, kto jest nadawcą. Gdy to zrobiłem, zamarłem.

"Z pozdrowieniami, 
       Twój nieżywy przyjaciel, Lou."


- To chyba jaja jakieś! - krzyknąłem na głos. - To Twoja kolejna gierka tak!?


Byłem przekonany, iż to sprawka Mel, Tylko z drugiej strony kiedy by tu weszła? Sam miałem wątpliwości, które rozwiały się, kiedy przyjrzałem się charakterowi pisma. To był ewidentnie list od Louisa.

*Oczami Melissy*

Krzątałam się po domu, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Louieh od dłuższego czasu był już u Corwina. Ciekawiło mnie, jak mu szło... Nie chciałam oczekiwać wieści w samotności, dlatego postanowiłam zadzwonić do chłopców. Wyciągnęłam telefon i już miałam wybrać numer do Harry'ego, gdy dopadła mnie chwila zwątpienia. Po ostatniej rozmowy w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. I tak naprawdę nie wiem, kto temu zawinił. Ja czułam, że byłam zawsze wobec niego w porządku, lecz widać on miał inne zdanie.
Ale nawet jeśli, to nie musiał mi tego przekazywać w taki sposób.

~Zadzwonię do Nialla.~

Już po jednym sygnale mogłam usłyszeć rozbawiony głos blondyna.

- No co tam? - odezwał się radośnie.
- Cześć. Wpadniesz do mnie? - zaczęłam nieco niepewnie. - Wiesz Lou poszedł z tymi listami...
- Aa, Hazz coś wspominał. Jasne, zaraz będę. 
- A.. yhm... - dukałam bezmyślnie głoski. - Harry... Czy Harry też przyjdzie?
- No raczej. Im więcej osób do lenistwa, tym lepiej. - zarechotał, po czym się rozłączył.

Ucieszyłam się na myśl, że będę mieć towarzystwo. Zaczęłam ogarniać salon i szykować jakieś przekąski dla tego żarłoka.

*Oczami Nialla*

- Nigdzie nie idę. - dosłyszałem burknięcie dochodzące z jego pokoju.
- Stary weź mnie nie prowokuj, tylko się rusz wreszcie. - odrzekłem coraz bardziej zirytowany zachowaniem Loczka.
- Ja tu zostaję.
- Harry k...! - musiałem się ugryźć w język, by nie przegiąć. Inaczej zrugałaby mnie matka, bo nie cierpiała wulgaryzmów. - Albo ruszysz ten tyłek i pójdziesz ze mną do Mel, albo wybiorę się tam sam i opowiem jej całą prawdę z mojego punktu widzenia! Uwierz, że wtedy będziesz miał sporo do tłumaczenia.

Poskutkowało. Nie musiałem długo czekać, a Harry pojawił się tuż koło mnie i posyłając mi mordercze spojrzenie, zaczął się ubierać.

- No jesteście! - rzekła uradowana Mel, gdy otworzyła nam drzwi.

Odpowiedziałem na to śmiechem, a Hazz uśmiechnął się sztucznie. On serio myśli, że jak będzie zgrywał oschłego, to panna coś pojmie? Ja jestem za głupi na takie zabawy, wolę mówić wprost, co czuję.
A w tym momencie wyczuwałem zapach jedzenia, dochodzący z jadalni.

- Co to jakieś święto mamy? - odparłem odwieszając bluzę i poruszając nosem, na co mysiooka wybuchła śmiechem.
- Chciałam Was jakoś ugościć. - odpowiedziała ciepło. - Poza tym mam nadzieję, że będzie co później świętować. - dodała puszczając oczko i zerkając dyskretnie na Hazzę.

Jego twarz była pusta, kompletnie pozbawiona emocji. Gdy Mel spojrzała na niego, jej oczy od razu posmutniały, choć starała się to ukryć. 

~No ludzie, co się z wami dzieje?~

Podczas kolacji starałem się robić z siebie błazna, dużo żartowałem i się wygłupiałem. Melissa chichotała, Harry też od czasu do czasu się uśmiechał. Mimo to panowała dosyć sztywna atmosfera.

*Oczami Louisa*

Miałem niezły ubaw, obserwując reakcję Corwina. Chłopak krzątał się po całym domu i zaklinał, że za nic nie przeczyta tego listu. Za pierwszym razem wyrzucił go do kosza. Podrzuciłem kolejny. Drugi wylądował za oknem. Podesłałem nowy. Trzeci porwał na kawałeczki. Podałem mu jeszcze jeden. Ten machnął wprost w płomienie kominka. Chciało mi się śmiać na cały głos. Pajac myślał, że ma przed oczami wciąż jeden i ten sam list a nie jego kopie. Teraz rozumiem, po co Mel kazała mi się tak namęczyć.

Ostatnią kopertę zostawiłem mu na stole w kuchni. Corwin nie wytrzymał. Ze łzami w oczach sięgnął po nią i przeczytał dokładnie list. Jego twarz pobladła. Wiedziałem, że mam go w garści.

*Oczami Corwina*

Miałem dość ciągłego uciekania przed tym, co Lou ma mi do przekazania. Zebrałem się wreszcie w sobie i zdanie po zdaniu przeanalizowałem całą kartkę.

"Drogi Corwinie,

Chociaż za cholerę mi to nie pasuje, to wypadałoby jednak zachować odpowiednią formę listu, zatem - "Na samym początku pragnę Cię serdecznie pozdrowić."

Domyślasz się albo i nie, w jakim celu do Ciebie piszę. Trzy lata. Trzy cholerne lata tkwię w tym domu, tuż obok Twojego poukładanego istnienia. Trzy lata walczyłem z chwilami zwątpienia, czy faktycznie byłem na tyle głupi, by odebrać sobie życie. Trzy lata zadręczałem się tym, jak moja rodzina oceniła mnie jako tchórza i wolała wyrzucić mnie ze swej pamięci. A te trzy lata nie są moją winą, lecz Twoją!

Mimo wszystko nie chce mi się wierzyć, że to, co zrobiłeś, uczyniłeś z premedytacją. To raczej był efekt Twej głupoty, za którą zapłaciłem ja. Chociaż to Ty powinieneś sam rekompensować swe błędy.

Dlatego teraz za nie odpokutujesz. Nie obchodzi mnie w jaki sposób, ale przyznasz się do wszystkiego. Nie musi o tym wiedzieć od razu pół miasta. Ale powiesz o wszystkim moim rodzicom. Jestem zmęczony i pragnę już dosłownie świętego spokoju. Jeśli chcesz, bym i Twojego nie zaburzył, zrób to, o co proszę. Nie, to czego żądam! Inaczej będę Twoim stałym gościem.

Z pozdrowieniami, 
       Twój nieżywy przyjaciel, Lou."

Wraz z ostatnim przeczytanym przeze mnie słowem, jedna szklana jakby ożyła i sama spadła z kredensu. On tu był. I czekał na moją reakcję.

- Wygrałeś...

*Oczami Harry'ego*

Siedziałem cicho i obserwowałem, jak Mel wygłupia się z Niallem, zapominając całkowicie o mojej obecności. Z jednej strony czułem się szczęśliwy, móc obserwować każdy jej gest. To jak się uśmiecha, jak zakrywa dłonią usta. Jak poprawia niesforny kosmyk, opadający jej na twarz. To jak udaje obrażoną, podczas gdy oczy śmieją się jak szalone. Wszystkie, nawet najdrobniejsze rzeczy związane z nią napawały mnie radością. A z drugiej strony kipiała we mnie złość.

Bo czy Louisowi się powiedzie, czy też nie, ta kruszyna i tak odczuje to najboleśniej.

~A jeśli on jednak odejdzie... Co będzie z nami? Co ze mną i Mel? Co z samą dziewczyną?~

O nią bałem się najbardziej. Najgorszym momentem był ten, gdy moje obawy o moją miłość się potwierdziły...
______________________________________________________

No i udało się złamać wreszcie Corwina. A może to tylko jego gra? Może wcale nie ma zamiaru się przyznawać, tylko mówi tak, by Lou się odczepił? Kolacja u Mel też nie przebiega najlepiej. Jak myślicie, jak się to wszystko skończy? O jakich obawach wspomina Harry?


Witam Was w przedostatnim rozdziale ;) Każda opowieść ma swój koniec i my się do niego właśnie zbliżamy. Niedługo pojawi się ostatni rozdział, a potem już tylko epilog. Zatem po raz ostatni piszę Wam:

c.d.n.

Love You Xx



piątek, 6 grudnia 2013

Chapter#32 Sukces, czy porażka? Coraz bliżej rozstania.

*Oczami Melissy*

Przebudziło mnie jasne światło, wdzierające się do pokoju i delikatny chłód wkradający się na moje odkryte ramiona.  Zerknęłam w stronę okna. Promienie słoneczne odbijały się od białego puchu, zalegającego w ogródku, przez co wydawały się świecić jaśniej. Śnieg. Pierwszy w tym roku. Ale jak to zazwyczaj w końcówce listopada bywa, nie poleży on zbyt długo. Mimo to radowałam się, niczym małe dziecko, obserwując pląsające radośnie na wietrze białe gwiazdeczki. Spojrzałam na poduszkę obok. Była pusta. Nic dziwnego, że mam dreszcze. Gdzieś wywiało mojego amora. A może ogóle go dziś koło mnie nie było?

Zeskoczyłam z łóżka i od razu poczułam szczypanie zimnej podłogi. Włożyłam skarpetki, narzuciłam jakiś sweter i zbiegłam po schodach do salonu. Mój amor ślęczał na pół przytomny nad stolikiem i kończył pisanie ostatniego listu.

- Louieh? - zapytałam nieco zdziwiona.
- Dzień dobry Kochanie. - odparł, przeciągając się leniwie.
- Pisałeś te listy przez całą noc?
- A jak Ci się zdaje? Pan każde sługa musi... - zarechotał.
- To coś Ty litanię stworzył? Miały być krótkie i treściwe. - zaczęłam się śmiać. - Mnie to by zajęło najwyżej dwie godziny.
- Serio? - burknął. - Napisz list sto razy, to wtedy pogadamy.
- Sto?
- Tak, sto.
- Boże... - jęknęłam, uderzając się otwartą dłonią w czoło.
- W sumie mam na imię Lou, ale to też mi schlebia. - odparł, chichocząc zadziornie.
- Mówiłam, byś napisał dziesięć listów. Z tymi stoma żartowałam, gdy próbowałeś się wykręcić od roboty! - rzekłam, zanosząc się śmiechem.
- Nie znoszę Cię. - mruknął poirytowany.
- Też Cię kocham. - zaszczebiotałam, po czym wróciłam na górę, by się odświeżyć.

Po dziesięciu minutach byłam z powrotem na dole. Z kuchni już dochodził zapach apetycznego śniadania. Jednak zerkając na zegarek z żalem stwierdziłam, że będę musiała się obejść smakiem. Lecz jednej rzeczy sobie nie odmówię.

Ruszyłam w stronę pomieszczenia, skąd dochodziło skwierczenie rozgrzanego na patelni tłuszczu i od razu rzuciłam się na szyję bruneta, wbijając się w jego usta.

- Mhmm.. - zamruczał uroczo. - A to za co?
- A tak na miły dzień. Zbieram się do pracy. - rzekłam, uśmiechając się do niego.
- A śniadanie?
- Z jem coś na mieście. A Ciebie wiesz co czeka? - dodałam zawadiacko.
- Już się boję. - rzekł, pokazując swoje białe zęby.
- Listy to nie wszystko złociutki, trzeba je jeszcze wsadzić w koperty i pozaklejać. I uprzedzam pytanie, nie nie musisz wszystkich, wystarczy, że przygotujesz dziesięć. - sprecyzowałam polecenie.

Lou popatrzył na mnie, po czym jęknął zrezygnowany i odparł.

- To Ty sobie na cały dzień idziesz a mnie zostawiasz z babraniem się klejem?
- No kochaniutki, mama mnie wiecznie utrzymywać nie będzie. Ty raczej też tego nie zrobisz. A jak Ci się nudzi, mogę zadzwonić do Hazzy, by wpadł, to z nim sobie por.. popiszesz.
- NIE! Um.. To znaczy... Wiesz, pisania mam na razie dość. - mruknął, na co ja zaniosłam się śmiechem.
- Dobrze, zobaczymy się później.  - szepnęłam, po czym udałam się w stronę wyjścia.

*Oczami Nialla*

Dochodziło południe, a Harry wciąż się nie pokazywał. Pewnie dusił swoje wczorajsze smutki w samotności.
Nie miałem zamiaru dłużej bezczynnie siedzieć i czekać, aż nabierze ochoty do rozmowy. Trzy lata tak czekałem, zamiast upierdliwie oferować swą pomoc. Ruszyłem w stronę jego pokoju, po czym nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka. Loczek spał, jak zabity. Pewnie artyleria dźwięków nie byłaby w stanie go teraz dobudzić. Mimo to zbliżyłem się do chłopaka, i ściągając z niego kołdrę, zacząłem jęczeć.

- Wstawaj stary. 

Lokowaty usilnie próbował zatrzymać przy sobie ciepłą pościel, jednak ja nie dawałem za wygraną.

- Ziemia do Stylesa, ruszaj ten śmierdzący tyłek i podnoś się z tego wyrka!
- Jeśli czyjś tyłek śmierdzi, to jest to Twój. - mruknął na pół przytomny zielonooki.

Zareagowałem na to gardłowym śmiechem, po czym poinformowałem, że poczekam na niego ze śniadaniem w kuchni.

- Tylko niech księżniczka nie każe na siebie długo czekać! - dodałem z przekąsem na odchodne.

Z korytarza zdążyłem jeszcze dosłyszeć, jak Hazza klnie coś pod nosem, co u mnie wywołało kolejne salwy śmiechu. Po jakimś czasie chłopak zjawił się i zajął miejsce za stołem naprzeciw mnie.
Podsunąłem mu bliżej talerz pełen kanapek i przez chwilę zajadaliśmy się nimi w milczeniu. Wreszcie postanowiłem przerwać ową ciszę i zabrałem głos.

- To powiesz mi wreszcie, co się stało? Tylko nie wkręcaj, że mówiliście jedynie o Lou.

Harry chwilowo wpatrywał się w jedzoną przez siebie kromkę, jakby była ona najciekawszą rzeczą w świecie. Lecz zorientował się, że tym razem nie dam się zbyć byle jaką wymówką. Wziął głębszy oddech i przedstawił mi przebieg wczorajszej rozmowy.

- No to nie za wesoło... - szepnąłem, bardziej do samego siebie.
- Tyle to i ja wiem..
- Ale dlaczego żeś się wycofał? Trzeba było jej wreszcie wszystko powiedzieć.
- To nie był odpowiedni moment. - mruknął pod nosem.
- Ile razy będziesz to powtarzał? Stary tak to Ty się nigdy nie zdecydujesz. - rzekłem lekko zirytowany. - Słuchaj, albo Ty z Mel szczerze pogadasz albo ja to zrobię.
- Niall...
- Mówię serio. -dodałem stanowczo.
- Zrobię to, ale nie teraz. Najpierw doprowadźmy sprawę Louisa do końca, okay? - odparł zmęczonym tonem.
- Niech będzie. To na co tym razem żeście wpadli?- zapytałem, pochłaniając ostatni kęs.

Harry streścił mi szczegółowo cały plan. Przyznam, że jego inteligencja wciąż mnie zaskakuje. Pewnie to dlatego tak uzupełniamy się w naszej przyjaźni. Byłem pod nie lada wrażeniem jego pomysłu i wtedy żałowałem jak nigdy, iż nie mogę widzieć Lou, bo już wyobrażałem sobie jaką ten musi mieć minę, przepisując w kółko jedno i to samo.

- To kiedy się wszystko zacznie?
- Pewnie jak Lou skończy. Mel na pewno da nam znać. - odrzekł Hazz, po czym zwiesił swój wzrok w jednym punkcie.

~Możesz się wypierać, ale ja wiem, że właśnie teraz masz przed oczami jej rozpromienioną twarz.~

*Oczami Louisa*

Siedziałem i wpatrywałem się bezmyślnie w stos papieru, leżący przede mną na stoliku. I czekałem, gdy usłyszę kroki jej drobnych stóp i będę mógł nacieszyć swe oczy jej widokiem. Bo spoglądając na te koperty czuję, że czasu zostało nam coraz mniej. W końcu będę mógł odpocząć od wyrzutów sumienia, od monotonnego przechodzenia z jednego dnia w kolejny. Jednak część mnie pozostanie mimo wszystko tutaj. Przy niej. I znów okażę się winnym cierpienia osoby, którą kocham ponad wszystko.

Sięgnąłem po czystą kartkę. I długopis. Nowa koperta też się jeszcze znalazła.

"Droga..." 

Nie.

 "Najdroższa.." 

To brzmi staroświecko. 

"Kochana Melisso..."

Ten list jest inny. Od serca. I dla serca. Chociaż tyle będę mógł po sobie dla niej pozostawić. Naiwnie wierzę, że te kilka słów ułatwi jej nasze pożegnanie. Ukryłem  wiadomość. Dosłownie na chwilę przed powrotem Mel.

- Cześć Skarbie! - rzekłem radośnie i zbliżyłem się, by ucałować dziewczynę.
- No cześć. - odparła ciepło.
- Jak minął pierwszy dzień w pracy?
- Dobrze. A jak tam Twoje zadanie? - zachichotała uroczo.
- Melduję posłusznie, że zostało wykonane!

Brunetka zaśmiała się, po czym przeszła do salonu i zerknęła na efekt mojej twórczości.

- Lou, czy Ty raz możesz coś zrobić, nie demolując przy tym otoczenia?
- O co Ci... Och. - mruknąłem zmieszany, gdy dostrzegłem jak cały stolik lśni od ciągnącego się kleju.
- Posprząta się. - zaszczebiotałem, na co Mel zaniosła się śmiechem.

Po chwili nabrała jednak powagi i spoglądając mi głęboko w oczy spytała:

- To jak? Jesteś gotowy?
- To... Już? - dopytałem niepewnie. Chach, chyba miałem tremę. W sumie nie co dzień nawiedza się byłego kumpla, który odebrał Ci życie.
- Im wcześniej, tym lepiej. Będę czekać. - szepnęła, całując mnie delikatnie w usta.

Wziąłem w dłonie koperty, po czym posyłając jej ciepłe spojrzenie, zniknąłem z mieszkania. W mgnieniu oka znalazłem się pod domem Corwina.

~Przedstawienie czas zacząć...~

______________________________________________

Jak widzicie finał sprawy zbliża się wielkimi krokami. Jak zareaguje Corwin na wiadomość z zaświatów? Czy w ogóle ją przeczyta? Jak Melissa się zachowa, gdy dotrze do niej, że wkrótce sielanka, jaką jest związek z Lou, zniknie na dobre? I jak w tym wszystkim odnajdzie się Harry?

P.S. WAŻNA WIADOMOŚĆ, RACZEJ PROŚBA DO OSÓB, KTÓRE WCIĄŻ CZYTAJĄ I KOMENTUJĄ TO FF! Jak wiecie, zaczęłam pisać i drugie opowiadanie (link w poprzednim poście oraz w zakładkach). Jeśli jesteście zainteresowani czytaniem "Po drugiej stronie lustra", błagam napiszcie w komentarzu pod tą notką "tak". Wtedy będę wiedziała, ile osób informować o nowym blogu. Z góry dziękuję!

c.d.n. 

Love xx
@AnnaAbob93



niedziela, 1 grudnia 2013

NOWY BLOG!

Hej misiaki!

Założyłam drugiego bloga z zupełnie nowym fan fiction! Rozkręcę go powoli z racji tego, iż najpierw muszę skończyć "uwierz w ducha". Poza tym, mam niewiele wolnego czasu. Mimo to mam nadzieję, że wkrótce pojawi się już pierwszy rozdział, który pokochacie równo mocno, co te opowiadanie ;D Na razie musicie zadowolić się prologiem i bohaterami.

http://ppo-drugiej-stronie-lustraa.blogspot.com/

Enjoy ;D

piątek, 29 listopada 2013

Ważne !

Pojawił się mój drugi blog, gdzie umieszczane są wszystkie moje wiersze inspirowane 1D. Zarówno w wersji polskiej jak i angielskiej. Mam gorącą prośbę, pomóżcie mi go rozpowszechnić! Oto adres: http://poetry-for-one-direction.blogspot.com/ . Bezpośrednie przejście na stronę znajdziecie również w zakładkach pod nazwą: "1D poems by me". Liczę, że choć raz tam zajrzycie ;D Enjoy Xx

Chapter#31 Dopóki życie będzie miało sens... Ja będę żył, aby mieć Ciebie.

                                               *Oczami Melissy*

 - Um.. Jasne, wejdź do środka. - rzekłam niepewnie do chłopaka.


Harry przekroczył próg ostrożnie, jakby się bał zastać kogoś jeszcze. Wyglądał na bardzo spiętego... Widać, coś leżało mu na sercu i coś czuję, że wcale nie chodzi tu o Louisa.

- Wybacz, jeśli przeszkodziłem... - mruknął pod nosem.
- Nie no coś Ty. - odparłam, posyłając delikatny uśmiech. - Oglądaliśmy tylko film.

Loczek odwzajemnił mój gest, po czym nieco pewniejszym krokiem udał się do salonu. Gdy po chwili do niego dołączyłam, zorientowałam się, że w pokoju brakuje mi jeszcze lazurowych tęczówek.

~ Znowu to samo.. Lou, nie pomagasz...~

Postawiłam na stoliku ciepłą herbatę i ciastka a następnie zajęłam miejsce w wygodnym fotelu, bezpośrednio naprzeciw swojego gościa.

Chwilę, która właściwie trwała dla mnie niczym wieczność, spędziliśmy w milczeniu. Mnie pozostawało obserwowanie chłopaka, który wbił swe spojrzenie w podłogę.

~ I co tu robić?~

Odchrząknęłam, licząc na to, iż wyrwę w ten sposób Loczka z jego zamyślenia. Bezskutecznie. Ponowiłam próbę, tym razem nieco głośniej. Udało się.

Harry spojrzał na mnie zmieszany, po czym  szepnął.

- Mel... Widzisz.. Ja... Ja muszę Ci o czymś powiedzieć.
- Zamieniam się w słuch. - odparłam poważnie.

~Najwyższa pora.~

                                                *Oczami Harry'ego*

Głośno przełknąłem ślinę, nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć. Zacząłem żałować tego, że w ogóle tu przyszedłem. I chciałbym jej powiedzieć, jak mocno moje serce tęskni za jej każdego wieczoru. Ale coraz bardziej myślę, że to chyba jednak nieodpowiednia pora.

- Harry? ...

Mel jest uparta. I spostrzegawcza. Tak łatwo nie odpuści.

- Ha-aa-rry...

~Cholera, cholera, cholera.~

- Harold. - rzekła nieco surowszym tonem.

W zasadzie zachciało mi się śmiać, bo jej powaga i sposób, w jaki wypowiedziała me imię był mimo wszystko uroczy. Ale dobra, wróćmy do rzeczywistości. Już wiedziałem, co jej powiedzieć.

- Bo widzisz, mam taki właściwie pomysł odnośnie Corwina.. - zacząłem spokojnie.
- Ach... - westchnęła. Czyżby oczekiwała ode mnie czegoś innego? - Chcesz go zmusić do zeznań?
- No a jak myślisz. - Odparłem bardziej zdecydowanie. - Zachował się jak smarkacz, więc niech okażę choć strzępy honoru i poniesie odpowiedzialność za to, co zrobił.
- Zgadzam się, jednak.. Jak chcesz go przekonać? Przecież nas za nic nie posłucha. Nie pamiętasz, co zrobił Niallowi? - westchnęła bezradnie.
- Doskonale pamiętam i krew we mnie buzuję na samą myśl, że mnie wtedy tam nie było. Dobrze, że pojawił się Lou... No i właśnie... Myślę, że to Lou przekona Corwina do tego, by się przyznał.
- Lou? - Mel na chwilę wstrzymała oddech. - Niby w jaki sposób? Zastraszy go?
- A żebyś wiedziała. -  odparłem dumnie.
- Chyba się naoglądałeś za dużo horrorów Hazz. - rzekła widocznie rozbawiona. - Louieh jest zbyt wesołkowaty i miły, by zgrywać przerażającą zjawę.
- Może i masz rację, ale hej, nikt tu nie mówi, by budził co noc tego palanta z kosą w ręku.

Na te słowa obydwoje wybuchliśmy śmiechem. Sam nie mogłem powstrzymać rechotu wyobrażając sobie naszego amatora marchewek z insygniami śmierci. Melissa o mało co nie zsunęła się z fotela, łapiąc się za brzuch. Uwielbiałem ją wtedy obserwować, tak słodko się śmiała...

- To w takim razie co miałby zrobić? - zapytała z nienacka.
- Wpadłem na to, gdy zacząłem "korespondować" z Louisem. Mógłby napisać jakiś poważny list, w którym jasno dałby do zrozumienia, że żąda przedstawienia prawdy. I nie przestanie, go dręczyć, póki tamten się wreszcie nie przyzna.
- Genialne! - pisnęła radośnie Mel. Jednak jej entuzjazm zniknął równie szybko, co się pojawił. - Ale w sumie jak ten list zobaczy, to go pewnie nie otworzy, tylko od razu wyrzuci...
- Dlatego Lou napisze kilka kopii, i gdy tamten kretyn pozbędzie się jednej, Lou podrzuci mu drugą. - dodałem, zadowolony z siebie.
- Boże, jesteś niesamowity! Sama nie wymyśliłabym tego lepiej! - zaszczebiotała, po czym ucałowała mnie w policzek.

Siedziałem chwilowo jak wryty. Poczuć jej wilgotne i delikatne usta na mojej skórze. Coś nieziemskiego... I pomyśleć, że mnie muszą wystarczyć chwile takie, jak ta. Podczas, gdy Louis...

~Nie wytrzymam dłużej. Chcę, by wreszcie zrozumiała. Musi wiedzieć...~

- Mogę Cię o coś zapytać? - mój ton nabrał nieco powagi. A może raczej bólu? ..
- Ależ oczywiście. - odparła, wciąż wielce rozradowana brunetka.
- Co byś powiedziała o tym, że istnieje ktoś, kto znajduje się na Twoim miejscu? W sensie, że jest w tak samo skomplikowanej miłości...

Mel zastanowiła się przez chwilę. Jednak zaraz na jej twarzy zagościł ten sam dziewczęcy uśmiech, a policzki oblały się różowiutkim odcieniem.

-Wiesz, Harreh, nie sądzę by ktoś mógłby się do mnie przyrównać. Moja miłość i Lou jest zupełnie czymś innym. Bo nadaje nowy sens mojemu życiu a mimo wszystko zadaje i ogromny ból, wiedząc, że kiedyś mnie opuści. To jak historia z filmu... Myślisz, że mogłoby istnieć jeszcze bardziej szalone uczucie?

Byłem... Byłem rozczarowany. I zły. Pierwszy raz odczuwałem szczerą złość do tej dziewczyny. Ona była ślepa. Zaślepiona więzią z Lou.

- Myślę, że tak. - Odrzekłem obojętnie. - Bo nie ma nic gorszego śnić o osobie, której serce jest już zajęte. Nie ma gorszego uczucia wiedząc, że ten związek wreszcie ją złamie a Ty będziesz tym  na boku, który nie będzie mógł nawet użyczyć swego ramienia.

Mel zamilkła i zaczęła przyglądać mi się uważnie. A ja, pełen wewnętrznej rozpaczy, ciągnąłem swój monolog najbardziej oschłym tonem, na jaki tylko mogłem się zdobyć.

- Dostrzegasz tylko siebie i Lou. Robisz z waszego związku miłość wręcz męczeńską. A mogłabyś wreszcie dostrzec, że nie jesteś jedyna. Że jest ktoś, kto cierpi równie mocno, a powiedziałbym nawet, że bardziej od Ciebie. - powiedziałem, po czym zerwałem się z miejsca i bez słowa wyszedłem od niej z domu, zatrzaskując za sobą drzwi.

~Zachowałem się jak palant. Ale słów już nie cofnę...~


                                                  *Oczami Melissy*

Stałam jak otępiała i wpatrywałam się w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu widniała burza loków i szmaragdowe tęczówki. I wciąż miałam w głowie jego słowa... Takiego Harry'ego nie znałam jeszcze.

- Co on sobie do cholery myślał?

Krążyłam po salonie i miałam setki myśli w głowie. I byłam wściekła. Na niego. Bo przecież który przyjaciel by się tak zachował? Miałam wrażenie jakby zakpił z mojej miłości... Ale z drugiej strony... Jeśli było ziarenko prawdy w tym, co powiedział?

Kiedy się nieco uspokoiłam, zaczęłam to wszystko analizować. Jest ktoś, kto cierpi bardziej ode mnie? Bzdura. Niby kto mógłby być zakochany w duchu... Jak mógł mnie tak zaatakować, co w niego wstąpiło.
A jeżeli stanął w czyjejś obronie? Jeśli chciał mi zwrócić na kogoś uwagę? Tylko na kogo?

Chyba, że... Nie, to śmieszne. Nie Harry...

- Cześć Kochanie. - usłyszałam radosny głos Lou. - Hej piękna, haaloo. Co żeś się tak zamyśliła?

Poczułam radość, że znów tu jest. Nerwy od razu poszły w niepamięć. Natychmiast zbliżyłam się do chłopaka i wtuliłam w jego tors.

- Kocham Cię Louieh...
- A ja Ciebie Mel. - szepnął, całując mnie w czubek głowy. - No a teraz mów, co wydarzyło się przez ostatnie dwie godziny.
- Co? Aaa.. Nic takiego. Poza tym, że... dostałam pracę! Jutro zaczynam. - skłamałam, o przyjęciu mnie do pensjonatu dowiedziałam się znacznie wcześniej, ale chciałam odbiec od tematu Harry'ego.
- To wspaniale, gratuluję. - rzekł radośnie brunet. - A co ze szkołą? Miałaś właściwie od października zacząć naukę, a tu już listopad mamy.
- Wiem... Ale nie otworzono kierunku, na który chciałam iść. Nie wspominałam Ci? W każdym razie mam spróbować za rok. Mama nie była zachwycona, ale cieszyła się, że przynajmniej pracę udało mi się załatwić.
-Ja i tak jestem z Ciebie dumny Słoneczko. - odparł, uśmiechając się radośnie. - A co chciał Harry?

~Cholera... Nie bardzo chcę o tym, rozmawiać. Nie cierpię tego, że muszę Cię okłamać.~

- Wiesz, wpadł na pomysł, jak zmusić Corwina do gadania. - powiedziałam rozbawiona na samą myśl, jak zareaguje na to Lou, po czym streściłam mu szczegółowo nasz plan.
- Coo?? Niee, błagam Mel.. Nie mogę po prostu raz napisać listu, a potem skserować go na kopiarce? Wtedy mógłbym dołączyć też i ksero mojego seksownego tyłka.. - zarechotał wariacko.

Musiałam sama uważać, by nie parsknąć w tym momencie śmiechem, co jest nie lada wyzwanie przy takiej szalonej głowie, jaką jest Louieh.

- Nie ma mowy! - rzekłam, starając się powagę. - Listy muszą być identyczne pod każdym względem! Corwin musi widzieć, że zostały napisane przez Ciebie.
- Ale Melissa... - jęczał dalej jak małe dziecko.

~ Okay zachowujesz się jak dziecko, to tak Cię potraktuję.~ Pomyślałam w duchu ze śmiechem.

-  Louisie Tomlinson! Przestań jęczeć, tylko bierz się do roboty, bo zamiast dziesięciu listów karzę Ci napisać sto! I będzie zakaz na marchewki przez tydzień.
- Aleś Ty okrutna. - bąknął, krzyżując dłonie na swojej klatce piersiowej.

Po chwili przyciągnął mnie za kant mojej spódnicy do siebie i złączył nasze usta w cudownym pocałunku. To był jeden z tych momentów, w którym mogłabym trwać bez końca. Jednak, gdy wreszcie uwolniłam się z napływu uczuć mojego aniołka, pogroziłam mu przed nosem palcem i mruknęłam.

- Dobre podejście kochanie, ale próbuj innych sztuczek. Karteczki i długopis już na Ciebie czekają. - zachichotałam, wskazując na stolik przykryty pod stertą białego papieru.

Louis stęknął i uniósł dłonie ku górze w geście poddania się.  Mimo to widziałam, jak pod nosem śmieje się z całej sytuacji.

                                                     *Oczami Harry'ego*

Zrezygnowany wróciłem do domu. Przebierając się w korytarzu spojrzałem w lustro.

~Ale z Ciebie sierota Styles. Największa jaką znam.~

Dobrze, że na zewnątrz szaleje wichura. Będę mógł czerwone oczy zwalić na wiatr.

Wszedłem do kuchni, gdzie ujrzałem za stołem Horana przed górą jedzenia. Mimowolnie uśmiechnąłem się na ten widok.

- Widzę, że ktoś tu wraca do zdrowia.. - zarechotałem.
- Oj zamknij się, Ty żyjesz praktycznie samym powietrzem a taka góra pyszności nie może się marnować. Lodówka sama mnie wezwała - odparł entuzjastycznie blondyn.
- Kretyn. - zaśmiałem się.
- Też Cię kocham Loczusiu. - pisnął radośnie, puszczając mi oczko. Niesamowite, ile w tym chłopaku jest beztroski. - A jak tam rozmowa z Melissą?
- Ustaliliśmy, co zrobić z Lou.
- Ale co z..
- USTALILIŚMY co zrobić z Lou. - rzekłem dosadniej, nie dając Niallowi kompletnie dojść do słowa, po czym udałem się do swojego pokoju.

Zatrzasnąłem za sobą drzwi i od razu rzuciłem się na łóżko.

~Sen... To wszystko, czego teraz mi trzeba. Inaczej zwariuję...~

_________________________________________________________

PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM I JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM!  Za to, że czekaliście tyle czasu na rozdział i za to, że w gruncie rzeczy go schrzaniłam! Ale ostatnio nic nie idzie po mojej myśli, i choć bardzo chciałam, to kompletnie nie umiałam rozpalić w sobie na nowo weny ;c Postaram się Wam to jakoś wynagrodzić<3

Jednak Harry wycofał się ze swych zamiarów i nie wyznał Mel miłości, choć w końcu i tak potraktował ją dość oschle. Czy przesadził? Czy popełnił błąd, zatajając po raz kolejny swe uczucia? A pomysł z listem... Czy wypali i Corwin wreszcie się przyzna?

c.d.n.

Kocham Was i dziękuję wszystkim, którzy wciąż tu ze mną są i wiernie komentują moje wypociny<3 Wasze słowa są naprawdę budujące Xx