Translate

piątek, 2 sierpnia 2013

Chapter #4 W tajemniczym kręgu obłędu...

                                                      *Oczami Melissy*

Poranne promienie słońca wtargnęły do mojego pokoju, wyrywając mnie ze świata snów. I pierwszą myślą po przebudzeniu był on... Czy jeszcze kiedykolwiek go spotkam?

~Też nie masz o czym, o kim myśleć głupku. Przecież Ty go w ogóle nie znasz.~

Burknęłam na samą siebie. Ale te błękitne oczy, w których można się zatopić. Ten szczery, ciepły uśmiech... Jeszcze nikt tak na mnie nie działał, jak ten chłopak.

~Pff, bo jeszcze pomyślę, że się w nim zakochałam. Oj Mel, dorośnij w końcu...~

Poklepałam się po policzku, po czym przeciągnęłam i ruszyłam do łazienki. Orzeźwiający prysznic i od razu czułam się jak nowo narodzona. Później tost, filiżanka zbożowej kawy i można powitać nowy dzień. Chciałam pobiec na górę i obudzić mamę, ot zemścić się za wczorajszą pobudkę. Ale moje plany spełzły na niczym, gdyż przypomniałam sobie, że dziś zaczynała swój pierwszy dzień w nowej pracy. Nie wspomniałam, że z zawodu była dziennikarką i udało jej się załapać posadę w lokalnej redakcji prasowej. Cieszyłam się jej sukcesem, ale co ja będę sama przez cały dzień robić?

~Cóż, cały dom do mojej dyspozycji...

                                                   *Oczami Harrego*

~Cholera, zapomniałem nastawić wczoraj budzik.~

Jest już po dziesiątej, znów zaspałem do pracy... W pośpiechu zerwałem się z łóżka i ruszyłem do łazienki. W biegu chwyciłem jeszcze za jabłko i następnie wsiadłem do samochodu. Całe szczęście kawiarenka nie jest tak daleko i w sumie zaliczyłem tylko piętnaście minut spóźnienia.

Już miałem kierować się do zaplecza, by przebrać się w strój kelnera, kiedy usłyszałem głos szefa. Chyba nie był dziś w najlepszym nastroju.

- Styles! Jeszcze jeden taki numer a  zacznę skracać Ci pensję!
- Mike, nie wściekaj się tak. Przecież do tej pory byłeś ze mnie zadowolony. - odrzekłem po cichu.
- Nie wiem, co się z Tobą ostatnio dzieje, ale najwyższa pora się ogarnąć chłopcze. I do roboty, bo klienci zaczynają się schodzić.

~Szlak. Pewnie ma rację, ale łatwo mu mówić.. To nie on budzi się co noc z płaczem, nie jego serce przestało bić lata temu. To nie on stracił bliską osobę...~

Zacisnąłem pięść i bez słowa ruszyłem za barek. Nie ma co, cudny początek dnia.

                                               *Oczami Melissy*

Dochodziła godzina piętnasta. Nawet nie zwróciłam uwagi, że pół dnia spędziłam na lenistwie w domu. Kiedy zsunęłam się z sofy, by rozprostować kości, usłyszałam dźwięk otwierającego się zamka w drzwiach.

~Nareszcie. Wróciła.~

Ruszyłam na korytarz i przywitałam się z matką.

-Dzień dobry Kochanie.- uśmiechnęła się, całując mnie w czoło.

Później udałyśmy się do kuchni, by przygotować posiłek. Podczas obiadu mama opowiadała mi o wrażeniach w nowej pracy, ale moje myśli mimochodem błądziły gdzie indziej...

-Mamo...- zaczęłam niepewnie. -Czy ty masz jakiś kontakt z poprzednimi właścicielami domu?
- Tak właściwie, to nie bardzo. A czemu pytasz? Stało się coś? - zapytała z lekkim zdumieniem.
-  Nie, nic takiego. Ale wczoraj, gdy mówiłam Ci, że ktoś pomylił domy... To nie było do końca tak. Rozmawiałam z jakimś chłopakiem, który twierdził, że tu mieszkał, ale gdy mnie zawołałaś, on nie wiadomo kiedy zniknął...
- To trochę dziwne. Nie znam za dobrze poprzednich lokatorów, ale pamiętałabym, że mają syna... A z tego, co kojarzę, mają trzy córeczki.
- Jesteś pewna? - zapytałam z niedowierzaniem, jakbym chciała uzyskać bardziej zadowalającą odpowiedź...
- Tak, jestem. Wiesz córuś, może faktycznie zaszła pomyłka, dlatego chłopak nie przeciągał rozmowy.
- Pewnie masz rację...

~Cholera, jeśli rzeczywiście ma rację? Dlatego więcej nie przyszedł. A ja głupia cały dzień łudziłam się, że znów go zobaczę... Louis, Ty dupku.~

Pewnie jeszcze długo bym o tym rozmyślała, czy raczej użalała się nad sobą, gdyby nie wybudził mnie z tego transu nagły dzwonek do drzwi. Podbiegłam do nich od razu, lecz kiedy je otworzyłam, odczułam lekkie rozczarowanie.

~Serio? Czy ja właśnie to powiedziałam?~

W progu stał Corwin. Rozbawiony, jak zawsze. A przynajmniej tak mi się wydaje, nie wiem, widzę go dopiero drugi raz w życiu.

- Cześć, miałabyś ochotę na mały spacer?
Przytaknęłam, po czym rzuciłam mamie na odchodne, że wychodzę.
- To dokąd mnie zabierasz?- zapytałam, lekko się rumieniąc.

~Czemu ja wciąż się przy nim czerwienię?~

- Na początek planuję oprowadzić Cię po mieście. A później... się zobaczy.- rzekł, zawadiacko się śmiejąc.
Ja w odpowiedzi tylko przewróciłam oczami i ruszyliśmy wolnym krokiem przed siebie.

                                                         *Oczami Harrego*

Wieczór. W końcu koniec pracy. Sprzątałem ostatnie już stoliki i miałem kierować się ku zapleczu, gdy usłyszałem, jak ktoś wchodzi do środka.

- Zamknięte. - burknąłem obojętnie.
- Oj Harold, tak źle z Tobą, że ludzi już nie poznajesz?- usłyszałem cichutki, kobiecy głos.

Obróciłem się i wtedy ją ujrzałem. Od razu ciepło mi się na sercu zrobiło.

- Gemma! - krzyknąłem i podbiegłem uściskać siostrę. Tak dawno jej nie widziałem, a była mi potrzebna bardziej, niż kiedykolwiek. - Co Ty tu robisz?
- No wiesz, to tak się ze mną witasz?- zachichotała. - Przyjechałam na parę dni i liczyłam, że mogę się u Ciebie zatrzymać.
- Jasne! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Cię widzę. - oznajmiłem radośnie.
- No przecież muszę zająć się moim małym braciszkiem.- mrugnęła do mnie i pogłaskała po mym policzku.

Puściłem tą uwagę mimo uszu, byłem zbyt uradowany jej wizytą, by się kłócić. Przyjechała i zostanie. Tej nocy nie będę sam.

                                                    *Oczami Melissy*

Muszę przyznać, że coraz bardziej lubię Corwina. Jest taki zabawny i taki pewny siebie. I zafundował mi chyba jedną z najdłuższych wycieczek. Pod koniec spaceru nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa.

- Jesteś zmęczona?- zagadał Corwin.
- Niee... Właściwie... No może trochę... - jęknęłam.

Chłopak zareagował śmiechem, po czym rzekł.

- Mój dom jest jest bliżej. Może do mnie zajdziemy i nie wiem... obejrzymy coś?
- Ciekawy pomysł. - Przytaknęłam i ruszyliśmy w kierunku bladożółtego budynku.

Zabawne, trochę przypominał ten nasz w Londynie... Kiedy weszliśmy do środka, Corwin od razu zaprowadził mnie do swojego pokoju.

- Poczekaj chwilę a ja przyniosę coś do picia. - oznajmił.

Zgodziłam się i usiadłam na łóżku.  Muszę przyznać, że jak na chłopaka miał w miarę upilnowany porządek.  Tylko w jednym kącie walała się jakaś sterta gazet i wycinków. Od razu przypomniała mi się moja szufladka i coś zakuło mnie w sercu. Postanowiłam to zignorować i podeszłam do sterty papieru. Kiedy przeglądałam jedną z gazet, wypadło z niej jakieś zdjęcie. Podniosłam je i momentalnie zamarłam.

~Louis!?~

Chyba musiałam powiedzieć to na głos, gdyż w pokoju od razu pojawił się Corwin i zmieszany dodał:
- Ładnie to tak przeglądać cudze rzeczy? - uśmiechnął się blado.
- To nie tak... Znaczy się... Ja tylko... Ja czytałam gazetę i to z niej samo wypadło.... Tak w ogóle skąd go znasz? - jąkając się wskazałam na chłopaka o niebieskich oczach.
- Louisa? Cóż, kiedyś się przyjaźniliśmy, ale nie widziałem go od dawna.
- Lou... On ostatnio był u mnie. Był ciekaw, kto zajął jego dawny dom.

Corwin stał dłuższą chwilę oszołomiony, patrząc na mnie jak na słup soli, po czym odchrząknął i powiedział:
- Coś Ci się pomyliło Mel. Louisa od lat nikt tu nie spotkał. Jego od dawna tu nie ma...
- Przecież wiem, co widziałam...
- Wiesz, czytałem kiedyś, że na świecie żyje siedem osób wyglądających, jak Ty. Musiałaś spotkać jedną z jego podróbek. - zaśmiał się niepewnie, po czym dodał - To co obejrzymy coś w końcu?
- Wybacz, jest dość późno. Lepiej będzie, jak już sobie pójdę. - rzekłam, praktycznie wybiegając z jego domu.

~Serio? No przecież wiem, kto wtedy stał w mym progu. Serio ktoś podobny? To fakt, że też miał na imię Lou... To też przypadek?~

Choć był uroczy, to zaczęłam nie cierpieć go z całego serca.

~Mam zacząć od nowa a znowu wychodzę na jakąś obłąkaną wariatkę. W co Ty pogrywasz Lou? Lepiej nie wracaj, nie chcę Cię więcej widzieć.~

Zacisnęłam pięści i ze łzami w oczach pokierowałam się w stronę domu.

                                                            *Oczami Harrego*

- Louieh! - obudziłem się z wrzaskiem w środku nocy. Znów była 2:45.

Do pokoju wbiegła Gemma, która widząc moje łzy, od razu mnie mocno przytuliła.

- Już dobrze Harreh, to tylko sen, Ciii.... Jestem przy Tobie. - szeptała, czule głaszcząc mnie po głowie.
- Nic nie jest dobrze. Czemu to wciąż do mnie wraca?  Czy on chce poddać mnie jakiejś próbie? To nie na moje nerwy... - wyłkałem.
- Ciii.... Nie myśl o tym. Spróbuj zasnąć.  Zostanę tu z Tobą.

Przetarłem oczy, po czym usłuchałem siostry i ułożyłem się z powrotem do snu a Gemma nieustannie głaskała mnie bawiąc się przy tym moimi lokami.

~Dziękuję, że jesteś. Kocham Cię.~

__________________________________________________________________
 I jak Wam się podoba? Chyba daję jakoś radę? ;3 Pamiętajcie o komentowaniu;)

Love ♥

5 komentarzy:

  1. Joł jyż wiem, Louis nie żyje, a ją i Harrego nawiedza duch jego i on pewnie będzie chciałe im coś przekazać i joł pewnie później skontaktuje się ze swoim ojcem, rozgryzłam to chyba xD ok za dużo myśle xD xx


    thesecondworld-niamhayne.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ajć urzależniam się :P mama mnie zabije :) radzisz sobie doskonale :* następny rozdział !!!! Plosze <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezus maria... Pewnie nie uwierzysz, ale się popłakałam :')) to jest cudowne!

    OdpowiedzUsuń
  4. To już przestaje być zabawne... jak ja mam cię tu za coś skrytykować, kiedy to jest takie obłędne? O nie... nie może być tak słodko ;)

    OdpowiedzUsuń

Dopiero zaczynam więc każdy komentarz jest dla mnie motywacją do dalszego pisania, więc proszę, nie ignorujcie tego;) Jeśli chcecie być informowani na bieżąco, piszcie na mojego TT: @AnnaAbob93