Translate

niedziela, 4 sierpnia 2013

Chapter #6 Rozdarcie między strachem a miłością.

                                                         *Oczami Harrego*
Nie wiem, która była już godzina ale na zewnątrz było całkowicie ciemno. W dodatku szalejąca ulewa jeszcze bardziej pogrążała świat w mroku. Udałem się do salonu, gdzie ujrzałem Gemmę leżącą na kanapie - pewnie usnęła przed telewizorem. Wyglądała tak niewinnie. Przykryłem ją kocem i już miałem wyłączyć grające pudło, kiedy poczułem jej ciepłą dłoń na mym nadgarstku.

- Nie chciałem Cię obudzić. - rzekłem, uśmiechając się delikatnie.
- W porządku. - odpowiedziała, odwzajemniając mój uśmiech, po czym dodała. - Harreh, możemy porozmawiać?

Harreh, mówiła tak do mnie tylko w dwóch sytuacjach. Wtedy, gdy chciała czegoś lub, gdy próbowała mnie uspokoić. Przeczuwałem kłopoty.

- Jasne. - odrzekłem nie do końca przekonany i przysiadłem się do Gemmy.

Jej piękne, błyszczące oczy długo się we mnie wpatrywały, nim zebrała się na odwagę i do mnie przemówiła.

- Harreh... Wiem, że jest Ci teraz bardzo ciężko i tęsknisz za Lou. Wiem, że kochałeś go jak brata. Ja mnie również go brakuje, ale... - tu się zatrzymała, widząc moje zdumienie w oczach.

- Ale? ... - powtórzyłem, dając jej do zrozumienia, by kontynuowała swą wypowiedź.
- No... Nie możesz wciąż żyć przeszłością. Musisz pogodzić się z tym, że Louisa wśród nas nie ma. Dopóki tego nie zrobisz, koszmary nie przestaną Cię dręczyć.
- Myślisz, żebym tego nie chciał? -burknąłem zirytowany. - Myślisz, że nie chciałbym położyć się do łóżka i spokojnie przespać całej nocy? Ale to niemożliwe. Świadomość, że on nie żyje a ja nie mogłem go uchronić zabija mnie od wewnątrz... - wydukałem, zaciskając pięści.
- Harry, nie zadręczaj się tym tak. Przecież to nie Twoja wina.
- Ale gdybym tam był... Gdybym wtedy zgodził się na ten cholerny wyjazd... - poczułem, jak do oczu napływają mi łzy.
- I tak nic byś na to nie poradził. Nikt nie mógł przewidzieć, że Louis odbierze sobie życie. Słyszysz? Nikt. Nawet Ty. - ostatnie słowa wypowiedziała bardziej stanowczo, chcąc zapewne w ten sposób przemówić mi do rozsądku. Uzyskała odwrotny efekt.
- Boże, jak Ty niczego nie rozumiesz! - wrzasnąłem na siostrę, na co ona tylko wytrzeszczyła oczy i cofnęła dłoń, która wcześniej bawiła się moimi lokami.

Poderwałem się gwałtownie z sofy, rzucając Gemmie gniewne spojrzenie, po czym udałem się do swego pokoju i z hukiem zatrzasnąłem za sobą drzwi.

~Jakim prawem ona w ogóle go tak osądza!? Cholera jasna! Czy ona naprawdę wierzy, że wiecznie optymistyczny Lou tak po prostu odebrałby sobie życie?? Nigdy w to nie uwierzę! Nie wiem, co tam zaszło, ale nie wierzę, iż Tomlinson tak  zwyczajnie zachciał ze sobą skończyć...~

Osunąłem się na podłogę, zakrywając twarz w poduszce i zanosząc się płaczem.

- Harreh... Ja... Ja Cię przepraszam... - usłyszałem cichy głos po drugiej stronie drzwi.
- Odejdź stąd! Zostaw mnie w spokoju! - nieustannie krzyczałem. - Jeśli naprawdę masz o nim takie zdanie, to znaczy, że w ogóle go nie znałaś!

Nie odpowiedziała nic. Do mych uszu dobiegło jedynie ciężkie westchnięcie i kroki wzdłuż korytarza. Chyba szlochała.

                                                    *Oczami Melissy*

Próbowałam powoli wstać, ledwo łapiąc równowagę. Oczy miałam czerwone od płaczu a serce kołatało mi jak szalone.

- Mel... Powiedz coś. Proszę, powiedz, że się mnie nie boisz. - rzekł przepełnionym bólem głosem Lou.

Zobaczyłam jak idzie w moim kierunku i wyciąga do mnie rękę.

- Nie ruszaj się, słyszysz !? Nie zbliżaj się do mnie! - wrzeszczałam popadając w coraz większą panikę.

Strach, który wcześniej mnie osłabił, teraz dodał mi niesamowitej siły. Nie zwracając uwagi na bruneta, wybiegłam z altanki przed siebie, starając się przy tym nie oglądać do tyłu.

                                                  *Oczami Louisa*

~Cholera jasna! No i ją wystraszyłem.~

Bąknąłem, stojąc dalej w tym samym miejscu, co chwilę temu. Źle to wszystko rozegrałem, z resztą, jak zawsze. Nawet za życia nie umiałem załatwić jak należy delikatnych spraw.

~Trzeba było wcześniej z nią porozmawiać, może teraz by się mnie nie bała. Ale z drugiej strony... Co niby miałem jej powiedzieć? Cześć, jestem Lou, od trzech lat nie żyję ale chciałbym porozmawiać? Jestem żałosny...~

Moje użalanie się nad sobą przerwało nagłe uczucie strachu... o nią. Coś jej groziło. Może jestem pozbawiony ciała, nie licząc momentów, gdy umiem się "zmaterializować", by dotknąć przedmiotów, ale nie straciłem przez to żadnych ludzkich odczuć. Nawet ból, zarówno psychiczny, jak i fizyczny w dalszym ciągu nie są mi obce. Różnica jest taka, że teraz potrafię również wyczuć jakieś zagrożenie.

Nie zastanawiając się ani chwili ruszyłem za Melissą. Wkrótce zauważyłem, jak biegnie na oślep w deszczu. Strwożyłem się widząc, jak dziewczyna kieruję się w stronę jezdni, praktycznie wprost pod pędzący samochód.

- Mel! - krzyknąłem, chwytając ją za ramiona i w ostatniej chwili wciągając ją z powrotem na chodnik. Była przemoczona. I taka krucha... Przytuliłem Mel jak najmocniej do siebie. Chciałem, by poczuła się bezpiecznie...

                                              *Oczami Melissy*

Biegłam jak opętana przed siebie. Łzy i strugi deszczu oraz panujący mrok dodatkowo utrudniały mi widzenie. Nie zdawałam sobie sprawy, że wbiegam na jezdnię, dopóki ktoś nie szarpnął mną z powrotem do tyłu i nie usłyszałam świstu przejeżdżającego auta. O mały włos.

Potem poczułam jak mój wybawca oplata mnie swym ramieniem, przytulając moje wciąż rozdygotane ciało do swojego torsu. Odczułam błogie ciepło, wręcz gorąco i spłynęło na mnie uczucie rajskiego spokoju. Było mi tak przyjemnie, że chciałam trwać w tym uścisku jak najdłużej. Kiedy jednak odzyskałam kontrolę nad swym umysłem, postanowiłam zerknąć w oczy mojemu obrońcy. Takiego obrotu spraw kompletnie się nie spodziewałam. Nad moją zadartą głową ujrzałam dobrze mi znaną rozpromienioną twarz Louisa. Jego lazurowe oczy wpatrywały się we mnie, jakby błagały, żebym się nie wyrywała. I o dziwo, wcale tego nie chciałam...

- Lou... Louieh... dlaczego... -wyszeptałam, nie odrywając wzroku od bruneta.
- Ciii.... Już dobrze słońce. - odrzekł, gładząc mnie po policzku. - Mówiłem, że nie chcę Cię skrzywdzić. Nie darowałbym sobie, gdyby coś Ci się przeze mnie stało. Zaufaj mi.

Nawet nie zastanawiałam się, jak to możliwe, że mogę poczuć dotyk jego ciała, bijące od niego ciepło. Byłam zbyt zajęta analizą jego słów. Resztki strachu opuściły mnie zupełnie. Nie bałam się go. I czułam się bezpieczna.

Gdy dziś o tym myślę, zastanawiam się, jak komicznie musiało wyglądać przytulanie się do chłopaka, którego tylko ja widziałam.

Teraz staliśmy naprzeciw siebie i wpatrywaliśmy się w nasze oczy. Naszą cudowną chwilę przerwało wołanie dochodzące gdzieś zza moich pleców.

-Mel!

Odwróciłam się i ujrzałam chłopaka z zawadiackim uśmiechem, który w tej chwili wyglądał na zszokowanego.  W moim kierunku pospiesznie kroczył Corwin.

- Mel! - zawołał zdyszany. - Czy wszystko w porządku? Widziałem, jak prawie bezmyślnie wtargnęłaś na jezdnię. Stało się coś? - szereg słów potokiem wydostawał się z jego ust, wpędzając mnie w coraz większe zakłopotanie.
- Nie mów mu nic, proszę. - usłyszałam za sobą szept Louisa.
- Spokojnie. - mruknęłam mu na znak, że nie musi się niczego obawiać.
- Mówiłaś coś? - spytał Corwin.

~Szlak, jeśli mam rozmawiać z Louisem, muszę uważać, by nikt nas nie słyszał.~

- Mówiłam, że wszystko ok. Byłam po prostu zamyślona i dlatego nie zwracałam uwagi na to, gdzie idę. - głupia wymówka, ale musiałam szybko coś wymyślić.
- Och, skoro tak. Ale na drugi raz bądź bardziej ostrożna. - skarcił mnie, po czym odchrząknął i dodał - Wiesz Mel, chciałem Cię przeprosić... Za to... Że nie wierzyłem... - zaczął się jąkać, bawiąc się przy tym nerwowo palcami.
- Nie wydaj mnie. Nie może nic wiedzieć. Nie teraz. - powtórzył swą prośbę ledwie słyszalnym szmerem Lou.
- Nie przepraszaj, nie masz za co. Miałeś rację, że pomyliłam kogoś z Louisem. - uśmiechnęłam się blado.
- To skąd... Skąd znałaś jego imię?- wydukał jeszcze bardziej rozstrojony Corwin.

~I jak tu z tego wybrnąć?~

- Cóż, znalazłam raz na strychu jego starą fotografię, która była podpisana owym imieniem. A że chłopak, który mnie odwiedził był uderzająco podobny, to coś sobie zaraz ubzdurałam. - odchrząknęłam, po czym nabrałam tchu i dodałam - powiem szczerze, że Twój przyjaciel wpadł mi w oko i teraz chyba w każdej osobie będę widzieć jego twarz. - uśmiechnęłam się, puszczając oczko w stronę młodzieńca.

Po chwili dotarło do mnie, że osoba, o której mówię, stoi tuż za mną. Moja twarz od razu nabrała purpurowego odcienia. Ale Corwin zdawał się łyknąć moją bajeczkę, gdyż zaniósł się śmiechem i dodał na odchodne, że jakoś go to nie dziwi. Kiedy chłopak w końcu się ode mnie oddalił, odetchnęłam z ulgą. Louisowi również musiało ulżyć, gdyż nabrał ochoty do żartów.

- Grzeczna dziewczynka. -rzekł, klepiąc mnie żartobliwie po policzku.

Ponieważ zawstydzenie wciąż nie mogło ujść z mego ciała, drogę do mojego domu pokonaliśmy w milczeniu. Dopiero kiedy wróciliśmy i weszliśmy do mojego pokoju, brunet chwycił mnie za ramiona i przyciągnął do siebie tak, że moje plecy przylegały do jego klatki piersiowej.

- Naprawdę tak o mnie myślisz? - zapytał. - No wiesz, to, że wpadłem Ci w oko... - dodał nie kryjąc swojego rozbawienia.

Moje milczenie i zakłopotanie uznał zapewne za potwierdzenie, gdyż zaniósł się uroczym śmiechem i delikatnie musnął kącik moich ust swoimi miękkimi wargami. Było bardzo późno a ja padałam ze zmęczenia. Normalnie oddałabym się chwili. Lecz to była wyjątkowa sytuacja. Wciąż miałam wiele pytań, które musiałam mu zadać. Louis jednak wyprzedził fakty. Odwrócił mnie twarzą do siebie i jako pierwszy zabrał głos.

- Jesteś tak zmęczona, że nie ma sensu zagłębiać się dziś w rozmowę. Odłożymy ją na później. - rzekł.
- Ale... - próbowałam protestować, lecz poczułam  jak senność bierze na de mną górę.
- Oj nie marudź. - zachichotał, po czym wziął mnie na ręce i ułożył wygodnie na łóżku. Chwilę później położył się tuż obok mnie. - Nie martw się księżniczko. - szepnął. - Obiecuję, że gdy rano się obudzisz, będę tuż przy Tobie. - uśmiechnął się i zostawił mały całus na moim nosie.

Przytuliłam się do niego i zamknęłam oczy. Stąpałam po kruchym lodzie, który w każdej chwili mógł się załamać. Z godziny na godzinę zakochiwałam się w chłopaku, który tak naprawdę nie istniał już w naszym świecie. Ale wtedy mnie to nie obchodziło. Liczył się tylko ten moment i on. Mój Louieh.

                                                           *Oczami Louisa*

Leżałem tak i obserwowałem jak Melissa pogrąża się we śnie. Ciężar spadł mi z serca widząc, że przestała się mnie obawiać. Ostatnia rzecz, jakiej bym chciał, to jej krzywda.

~Teraz już będzie dobrze. Ona mi na pewno pomoże. Wszystko się jakoś naprawi.~

Ulżyło mi, że znalazłem kogoś, komu mogę zaufać i powierzyć swoje niedokończone sprawy. Ale jednocześnie zrobiło mi się smutno na myśl, że po wszystkim będę musiał ją opuścić. Zrozumiałem, że przywiązałem się do tej drobnej istotki, drzemiącej słodko na mym ramieniu.
__________________________________________________________________
I co powiecie na taki rozwój zdarzeń? Jaką przyszłość wróżycie znajomości Lou i Mel? Czy Corwin dowie się prawdy? Niedługo się okaże;)

P.S. Dziękuję za Wszystkie odwiedziny i nieliczne, ale jakże cenne komentarze♥ liczę na więcej Waszych opinii. xx

7 komentarzy:

  1. UWIELBIAM momenty, w których Mel i Lou są razem :) Podejrzewam, że będzie im razem dobrze, ale potem Lou coś narobi, coś powie i się skończy sielanka...
    Zaya

    OdpowiedzUsuń
  2. Joł pewnie bd ze sobą (co jest dziwne chodzić z duchem, ale ok) no i jak on bd musiał odejść ona albo się zabije albo znajdzie jakies lekartwo, a Corwin pewnie zamordował Louis'a i założe się że Hazza to odkryje, widzisz znów odkryłam prawde huehuehuehue xD

    thesecondworld-niamhayne.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Majką, o tym samym myślałam! Genialnie piszesz dziewczyno, z niecierpliwością czekam na następny i zapraszam do siebie (są też one shoty Majki z komcia wyżej :D /\) na nothingcaneverreplaceyou.blogspot.com

      xx

      Usuń
    2. A I JESZCZE JEDNO. Zaczynam shippować Louissę haha :D

      Usuń
  3. Kocham :) ale myślę,że nasza genialna Ania narozrabia w tym opowiadaniu tak,że się tego nawet nie spodziewacie :P chce,żeby to opowiadanie miało 100 rozdziałów XD następny pliss :*
    .
    .
    Ps. Zawsze chciałam chodzić z takim duchem :D zazdroszczę Mel xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Oooo Ania no,no cudnie :-) po prostu mnie zatkało ŚWIETNY BLOG

    OdpowiedzUsuń
  5. O japier japier japierdole dajcie mi powietrza bi nie wytrzymuje! A tak na serio to nie moge oddychać bo mam napchany nos od tego płaczu... Boshe... To tak wzrusza jak się czyta o tym, że Louis nie żyje :') jesus maria lece czytać dalej! Kc xx

    OdpowiedzUsuń

Dopiero zaczynam więc każdy komentarz jest dla mnie motywacją do dalszego pisania, więc proszę, nie ignorujcie tego;) Jeśli chcecie być informowani na bieżąco, piszcie na mojego TT: @AnnaAbob93